Kolejnego dnia wstałem stosunkowo późno, czułem kaca, ale nie jakiegoś okropnego.
Nadal leżąc w łóżku Dominika postanowiłem zejść na dół jakby on chciał tu wrócić.
- Oo jak się spało? - Spytał Dominik.
- Spoko. - Rzuciłem sięgając po butelkę wody na kuchennym blacie.
- Chyba zwijam na chatę. - Stwierdziłem nie wiedząc co miałbym tu robić.
- Jak noga po wczoraj? - Spytał, a ja spojrzałem na bandaż z którego musiała przesiąknąć krew, która była już ewidentnie utleniona, bo miała ciemny brązowawy kolor.
- Szczerze nie wiem, trochę boli, ale jest raczej git. - Rzuciłem.
- Hej. - Powiedział do nas zaspany Bartek biorąc z mojej ręki wodę, której się napił, po czym odłożył ją na blat.
- Bartuuś. - Przedłużyłem i zdrobniłem jego imię. - Pomógłbyś mi z tą raną? - Spytałem błagałbym głosem, na co on się zgodził.
- Pamiętasz coś z wczoraj? - Spytałem gdy odwiązywał bandaż.
- A ty? - Na chwilę przestał i patrząc na mnie czekał na moją odpowiedź.
- No.. raczej wszystko. - Zaschnięta krew już w połowie utrudniała rozwiązanie i w miejscu rany trzeba bylo odrywać bandaż.
- Nie wiem. - Rzucił po chwili zastanowienia.
- O japierdole. - Zacisnąłem zęby z bólu gdy próbował oderwać gaze przyklejoną do rany, za każdym małym pociągnięciem czułem ból.
Gdy ściągnął ją czułem zimno i jakby łaskotanie spływającej strużkiem krwi.
- Poważnie wczoraj cię to nie bolało? - Spytał, a ja nie chcąc na to patrzeć patrzyłem w górę.
- Nie wiem teraz mnie boli w chuj. - Powiedziałem, wiedząc, że jak na to spojrzę dostanę ataku paniki skoro już przez myśli przepływała mi fala wspomnień.
- Nie chcę cię straszyć, ale nie wiem czy to nie powinno być szyte. - Nadal patrzyłem w sufit, mając w myślach próby samobójcze.
Ona goni mnie jak cień kiedy znów proboje odejść i nie ustępuje na krok nawet przy życiu codziennym.
Przecież gdyby nie zadzwoniła do mnie mama to tapeciaka zastąpił by ostry nóż.
Wtedy mogła stać się tragedia.
W myślach miałem wpatrywanie się w nierównomierne cięcia z których po każdym przejechaniu chusteczką krew leci znowu.
- Patryk jest okej słyszysz? Masz już opatrunek. - Z myśli wyrwał mnie głos Bartka.
- Nic nie jest okej. - Wstałem i chciałem iść do samochodu, ale Bartek mnie zatrzymał.
- Co się dzieje? - Spytał bardzo spokojnie.
- Ja nie wiem, przez tą jebana akcje boję się krwi. - Wyznałem cześć tego co zajmowało moje myśli chwilę temu.
- Dasz radę Patryk. - Próbował dodać mi otuchy.
- Pamiętasz wczoraj na schodach? - Spytałem patrząc mu w oczy.
- Ja.. przepraszam cię serio. - Nie wiedziałem jak miałem to interpretować, ale nie brzmiało to jakby te pocałunki miały coś znaczyć.
Miałem wrażenie, że tylko się mną bawił, chociaż może to nie było tylko wrażenie bo był bardziej najebany niż ja.
- Daj mi pobyć samemu. - Powiedziałem chcąc wyjść z tego domu.
CZYTASZ
Tanatofobia | Mortalcio x Bartek Kubicki | Partek
FanficTanatofobia wyniszczająca Patryka chorującego na depresję z powodu miłości do Bartka.