Narcyza podniosła swoją walizkę, nie patrząc po towarzyszach. Wiedziała, że Madame ją zamknie w wieży, znowu, i że tym razem będzie lepiej pilnowana. Wtedy nie spodziewała się, że ktoś udzieli Narcyzie pomocy, nawet jeśli był to kruk i szczur, którzy znowu przepadli i pewnie pojawią się znowu.
Narcyza ruszyła z zadartym podbródkiem przez dworzec w stronę wyjścia, słysząc jeszcze za sobą „Odprowadźcie ją i pilnujcie drzwi. Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi". Nim dotarła do wyjścia, dwóch dryblasów, jeden ukraińskiego, drugi rosyjskiego pochodzenia ją dogoniło. Wyglądali bardzo podobnie: wysocy, barczyści, o twarzach zawadiaków. Pewnie pracowali dla Madame od dawna. Ciekawe, czy byli magiczni? Czy byli zwykłymi ludźmi, którzy wiedzieli o wszystkim?
Nie oglądała się przez ramię, gdy schodziła po schodach, by wyjść na ulicę. Nie chciała widzieć ich spojrzeń. Teraz mogli zrobić pod właściwymi skrzydłami to, do czego zostali zwerbowani: do wysadzenia Pałacu Wielkiego Mistrza w Celchester. A ona? Ona albo przekona Anu, że ma ten świat uratować, albo poczuje ostrze na gardle, które będzie miało zmusić Anu do zrobienia tego, co sobie zażyczy Madame. Tak czy owak, Madame osiągnie swój cel: uratuje ten świat.
Dlatego wsiadała do samochodu, dlatego pozwoliła się wieźć przez parę godzin wiejskimi uliczkami do Celchester. Dotarli tam o zmroku, wjeżdżając na wzniesienie, z którego było widać panoramę miasta. Białego, pięknego, zbudowanego wzdłuż brzegu. Zachodzące słońce połyskiwało na tafli wody i przebijało się jeszcze w oddali, w spokojnej tafli morza. Mnóstwo katedr. Ciasne, białe zabudowania, głównie kamienice. Dużo zieleni, bogactwo błyszczące się w promieniach. I pałac. Olbrzymi pałac z białego marmuru, górujący nad miastem. Jego złote dachy i kopuły, jego wielkie, witrażowe okna. Zajmował niebotyczną część miasta, z ryneczkiem, z wewnętrznym zabudowaniem, i kompleksem mniejszych, przylegających gmachów. Z oddali porażał swoimi rozmiarami. A z bliska? Nie chciała sobie nawet wyobrażać labiryntów korytarzy, pięter i klatek schodowych.
Krzywiła się z pogardą na widok tego pałacu. Widoczny z każdego miejsca w tym mieście, musiał o sobie przypominać na każdym kroku. Gromiąc niewiernych i potępiając grzech, nawiązując do ubóstwa i skromności, tonął w obłudzie złotych, oślepiających dachówek. Jak tamtego felernego dnia, kiedy odbijające się promienie słońca osłabiły Anu. Jak zachwiał się w desperackiej próbie ratowania jej życia. Aż żałowała, że nie miała jego cennych okularów o przyciemnianych szkłach, bo tak jak on, miała ochotę ochronić się przed tą oślepiającą obłudą.
Nie mogła pohamować szerokiego uśmiechu, kiedy to zajechali pod jeden z wielu w Celchester — w stolicy religijnej obłudy, w samym centrum obrzędów Światłości i pod samym nosem światłojebliwego Wielkiego Mistrza — burdel. Budynek stał przy kanale, z wysokimi oknami, w których powiewały firanki. Czerwone — a jakże — okiennice i elewacja. Schludny z zewnątrz, z dobrze znanym logiem. Gdy wysiadała z samochodu, parskała pod nosem raz za razem, słysząc, co się działo w budynku, mimo wczesnego wieczoru.
Ciekawe kto chodził do tego przybytku w stolicy religijności? Och, jak żałowała, że nie miała ze sobą okularów i mogła tylko ukradkowe zerknięcia posyłać w stronę mężczyzn. Pili przy stolikach, grając w karty, a prostytutki dotrzymywały im towarzystwa. Wszystkie ubrane, całkiem zgrabnie zakrywające swoje walory, a jednocześnie odsłaniające się na tyle, że było wiadomo, czym się trudnią. Odsłaniały nogi, ramiona, nie nosiły gorsetów ani żadnej bielizny. Przez delikatne jedwabie było widać ich sutki, podszczypywane raz po raz przez klientów, którym ten widok najwyraźniej cieszył oczy.
Rozbrzmiewała tu muzyka, powietrze było siwe od dymu papierosowego, potu czy perfum. Mieszanina gryzła ostrymi zębiskami, wsiąkając w materiał sukienki czy we włosy. Idąc, widziała ukradkowe zerknięcia kobiet, które lustrowały ją pospiesznie i jakby wiedząc, kim ona jest, odwracały głowę i skupiały uwagę gości na sobie. Jedna za drugą wybuchały gromkim śmiechem. Tu jednej opadło ramiączko, tu innej się suknie podwinęła i Narcyza przeszła przez salę niezaszczycona spojrzeniem mężczyzn. Za to sama zdążyła przyuważyć co najmniej jednego kapłana, starszego jegomościa, z brzuszyskiem wielkim od obżarstwa. I pomyśleć, że sama swego czasu przymierała głodem, nie mówiąc ani o tym, co się działo teraz w głębi kontynentu.
![](https://img.wattpad.com/cover/374218766-288-k973429.jpg)
CZYTASZ
Kolekcjonerka Dusz || Zegar Końca Świata, tom 2. [ZAKOŃCZONE]
FantasíaTom. 2. || Odebrali jej wszystko. Przyczynili się do śmierci jej matki, gdy była raptem nastolatką, pozostawiając ją i młodszego brata bez opieki. Brutalnym gwałtem odebrali jej godność i poczucie własnej wartości niedługo później, pozbawiając ją...