Biały koziołek o owczym futerku wskoczył jej na kolana, a złote raciczki mościły się na fałdach jej sukni, by finalnie ułożyć się wygodnie. Jego krótki ogon merdał energicznie, gdy pogrążona w zadumie, zupełnie nieświadoma jego obecności Celestella siedziała w fotelu. Od powrotu z Celchester, od czasu rozmowy z tą młodą, boleśnie doświadczoną przez los kobietą, żoną Montenegry, nie mogła przestać myśleć. Wszystko, co robiła, robiła bezmyślnie, płynąc przez wspomnienia nienależące do niej.
Wspomnienia zdarzeń, stosów, tortur, śmierci...
Prychnęła, a jej blade palce nieświadomie gładziły koziołka pod brodą.
— Przestań już o tym myśleć - upomniał ją koziołek. Odezwał się ciepłym jak promienie słońca głosem o męskiej, niskiej tonacji. Dopiero jakby w tej chwili zdała sobie sprawę z jego obecności, bo jej niewidzące oczy pobiegły ku niemu, by napotkać lustrzane spojrzenie równie niewidzącego błękitu.
— Jestem... — zaczęła, czując, jak złość znowu wypełnia jej żyły, a na jej policzki wypływa krwisty rumieniec.
Była wściekła! Dała się okłamywać i mamić przez tyle lat. Zaufała Światłości, zaufała Maro! Zerwała się na nogi, a koziołek z kozim beknięciem wylądował na nóżkach, by energicznie pomachać ogonkiem karcąco z głośnym „no wiesz?!". Ale nie słuchała go, tylko przeszła przez salon. Hamadiel nadal nie wrócił, pozostali Wojownicy Światła też się nie meldowali.
Udało im się? Uratowali Montenegrę? Uratowali tego nieszczęśnika, czy został pieprzonym pionkiem na szachownicy? Mamrotała przekleństwa, gdy nalewała sobie wina, a koziołek wskoczył na oparcie fotela i zamerdał energicznie ogonkiem.
— Przestań się zamartwiać!
— Nie mogę! Jestem... Ile kobiet przed tą dziewczyną było tak torturowanych? Ile spłonęło na stosie za nieswoje zbrodnie?! — uniosła się, z nie hamując już głosu. — Maro urządził kobietom piekło większe, niż my mieliśmy w Amenteris! On jest szalony!
— Wszyscy jesteśmy — zauważył koziołek i z wściekłością wycelowała w niego palec.
— Nie palimy nikogo na stosie za wiedzę ludową! Musimy ukrócić temu łeb, muszę... Muszę coś wymyślić — dodała nerwowo, upijając potężny łyk wina.
Pieprzony Maro Montenegra i jego manipulacyjne gierki! Arcykapłan Maevisa, orędownik pieprzonej Światłości, a miał w sercu mrok większy od... Zastygła, a potem nerwowo upiła kolejny łyk piwa.
— Teraz zdałaś sobie z tego sprawę? W końcu przejrzałaś — stwierdził ironicznie koziołek. Zerknęła na niego, wściekle wydymawszy wargi. A on przeskoczył z jednego fotela na drugi, aż zadzwonił jego malutki dzwoneczek. — H'des może i był zdolny do niebotycznego okrucieństwa, jak oni wszyscy, ale sam prędzej wylądowałby na stosie, niżby do tego dopuścił.
— Nie pozwalaj sobie... — ostrzegła, a on w odpowiedzi zakręcił ogonkiem i potrząsnął kozią główką.
— Prawda w oczy kole? — odparł złośliwie i parsknęła.
— Robisz się zgryźliwy na starość.
— Odezwała się, stara panna.
— Przestań, bo wyjdę.
— Tylko patrz pod nogi, żebyś się nie potknęła o swoją naiwność. I próg. Tak tylko, starym zwyczajem, ostrzegam.
Ostrzegał ją. Ostrzegał ją przed Maro, że w jego sercu kryje się skaza i mrok. Uznała to wtedy za zwykłą gadaninę, typową dla niego, bo on zawsze widział w innych mrok. Ale Światłość zawsze dostrzeże Mrok, tylko że ten był inny. Był... gorszy. Nawet Montenegrowie w swojej bezwzględności nie byli tacy jak on. Nawet ich okrucieństwo i sadyzm zawsze było ukierunkowane i w pewnym sensie, usprawiedliwione. Nie mogła potępiać ich działań, nawet jeśli się z nimi nie zgadzała.

CZYTASZ
Kolekcjonerka Dusz || Zegar Końca Świata, tom 2. [ZAKOŃCZONE]
FantasiTom. 2. || Odebrali jej wszystko. Przyczynili się do śmierci jej matki, gdy była raptem nastolatką, pozostawiając ją i młodszego brata bez opieki. Brutalnym gwałtem odebrali jej godność i poczucie własnej wartości niedługo później, pozbawiając ją...