rozdział 7

14 2 0
                                    

Podnoszę rękę i zanim zdążyłem zapukać do moich uszu dotarło głośne ,,Proszę!" Zaczynam się bać.

A obudziłem się w takim dobrym humorze...

Otwieram drzwi z przerażeniem w oczach. Po tobie głosu ojca mogę stwierdzić iż będzie to rozmowa z rodzaju: Synu, sądzę że osiągnąłeś już wiek kiedy mógłbyś zacząć myśleć na poważnie o... W ostatnim czasie takie rozmowy odbywały się dość często. Zazwyczaj chodziło o małżeństwo, dzieci, moją reputację i część dziedziczną majątku mojego pradziadka. Jako że Daniel urodził się pierwszy to jemu przypada najwięcej kasy i większość placówek, a ponieważ nasz staruszek to mafioso to jest tego całkiem sporo. Brat być może dostanie główną siedzibę i dom rodzinny, więc mnie, Beatrice i Belli zostaną jakieś poboczne rezydencje i parę groszy. Jednak w chwilach takich jak ta nie specjalnie mogę błądzić myślami w moim świecie. Muszę być maksymalnie skupiony, żeby nie powiedzieć czegoś, czego będę potem żałował. Ojczulek lubi chwytać za słówka i wypominać najdrobniejsze błędy. U niego pomyłka może oznaczać, że masz przejebane do końca życia, zwłaszcza kiedy rozmawia się z nim na tematy przyszłości.

Za drzwiami był niby mały apartament. W gabinecie Theodora było dosłownie wszystko. Od prysznica przez lodówkę i płytę indukcyjną po trzy-osobowe łóżko i cała garderobę. W największym pokoju, czyli salonie ściana na przeciwko holu była jednym wielkim oknem, do którego prostopadle (jakieś trzy metry od ściany po lewej) stało dwumetrowe, ciemnobrązowe, staromodne biurko ze zdobieniami. Pięć metrów w prawo zaczynała się kuchnia do której wchodząc od strony holu po lewej miało się wyspę kuchenną połączoną ze ścianą-oknem i podtrzymującą sklepienie łukowe. Całe wnętrze było utrzymane w jasnych kolorach, natomiast meble w odcieniach brązu i czerni.

- Dobrze, że już jesteś. Usiądź - rozkazał mężczyzna, wyrywając mnie z rozmyślań. MIAŁEŚ SIĘ NIE ZAMYŚLAĆ! Podszedłem do biurka i zająłem jedno z dwóch cielistych, skórzanych foteli naprzeciwko. Nie było mi już do śmiechu. Chciałem stąd spieprzyć i wrócić do sypialni, spać. Kiedy ojciec przeleciał po mnie oceniającym wzrokiem i popatrzył znacząco, uświadomiłem sobie, że wciąż byłem w piżamie w szkocką kartkę. HURWA MAĆ... Kto mi da medal za największego debila tego domu?

- Pójść się przebrać? - wzdychnąłem czy też wzdychłem czy jak to tam się inaczej mówi. Okej. Niech będzie wziąłem głębszy oddech. Jest dobrze. Uśmiechnąłem się, stop!, próbowałem się uśmiechnąć chcąc zmniejszyć napięcie między nami, lecz wyszedł mi tylko kwaśny grymas, co jeszcze bardziej pogorszyło atmosferę. Matko jedyna, jak niezręcznie.

Błagam, powiedz ,,nie" ,powiedz ,,nie", powiedz ,,nie" . Nie chce mi się zasuwać kolejnych trzech kilometrów.

- Tak - na te słowa, mimowolnie zrobiłem zawiedzioną minę. Ojciec chyba odczytał zaszyfrowaną wiadomość jaką była: ,,Ubłaguję cię na kolanach, nie każ mi tam iść, okaż litość swojemu trzeciemu pierworodnemu." i z chytrym uśmieszkiem dodał - Skoro sam zaproponowałeś - po czym wzruszył ramionami, po czym powrócił do gapienia się na ekran laptopa i stosów papierów.

W tamtej chwili nie miałem nic do gadania. Musiałem się wrócić, przebrać i z powrotem do gabinetu. Spuściłem wzrok, co oznaczało że skapitulowałem. Wstaję i wychodzę.

1,5  godziny później

Po 3 000 metrów nie czułem nóg. Kto wymyślił taki wielki dom? Ubrany w czarny garnitur, taki sam jaki ma mój rodziciel mogłem w spokoju zasiąść przed biurkiem bez tego oceniającego i karcącego spojrzenia. Theodor postanowił odezwać się pierwszy.

- Oliverze, masz już 21 lat i powinieneś zacząć rozglądać się za żoną, aby móc się ustatkować. To jest poważna sprawa, a podejrzewam, że jak zwykle pochodzisz do tego z pobłażliwością - w tym momencie oparł się o fotel i wwiercał we mnie dziurę spojrzeniem o odcieniu ciemnego  brązu. Siwe kosmyki zaczesane do tyłu podkreślały wystające kości policzkowe. Wąskie oczy, prosty, aczkolwiek długi nos były jego znakami charakterystycznymi. - Jak do wszystkiego resztą. - Daniel już to ma za sobą i jedyne czym mogę zakłócać jego święty spokój to ja. - Camila jak być może wiesz nie jest płci męskiej co znacznie komplikuje sprawę... Więc jeżeli Danielowi i Zoe nie urodzi się jeszcze jedno dziecko i to chłopiec, jesteś naszą ostatnią szansą. - Podniosłem rękę, bo chciałem wtrącić, że nie można wybierać płci dziecka, ale w ostatniej chwili kontynuował swój monolog, więc opuściłem dłoń - A że wiem, iż normalną rzeczą jest, że ty nie będziesz myślał o takich sprawach to zrobiłem to za ciebie. - Uśmiechnął się pobłażliwie, a ja uniosłem lewą brew w niezrozumieniu. Myślał za mnie? I co z tego, że myślał? A niech se myśli, mi to nie przeszkadza. Jeżeli to miałoby na mnie wpływ to może bym się przejął, ale... Chyba że... NIE!! Moje przypuszczenia dotyczące planów ojca wobec mnie potwierdziły jego słowa. - Mój stary przyjaciel ma piękną córkę. Bardzo ładna, obraca się w naszych kręgach, czyli odnajdzie się w tym domu i jest w stanie dać ci syna. Tu masz jej zdjęcia. - Podał mi jakieś akta że zdjęciami czarnowłosej, wysokiej dziewczyny nafaszerowanej botoksem, wszędzie gdzie tylko się da. Dupa jak dwa arbuzy, cycki to melony z rodzaju podskakujących i usta po wypadku z odkurzaczem. - Olivia Clark. 21 lat i pół roku. Uważam, że jest dobrym materiałem na żonę. - Odparł zadowolony. Taaa... Ja też bym tak uważał gdyby nie to, że nie ściągają mnie kobiety-botoks. A poza tym ja jej w życiu na oczy nie wydziałem. Nie chciałem sprawić ojcu przykrości, bo wiem, że się napracował szukając ja i chciał dobrze, ale nie mogłem się zgodzić na aranżowane małżeństwo. Musiałem mu odmówić. Oj, wkurwi się porządnie, ale trudno.

- Tato... Cóż... Ona nie jest w moim typie. Lekko mówiąc. Jeżeli mam wziąć ślub, to tylko i wyłącznie z miłości. Chciałbym, też żeby kobieta, z którą spędzę resztę życia i mnie kochała. A przynajmniej tolerowała, natomiast po jej wyglądzie stwierdzam raczej, że nie przypadnę do jej gustu - zauważyłem, iż wyraźnie się spiął na moje słowa. Tak jak miał w zwyczaju nie przyjął odmowy i zacisnął szczękę.

- Nie dowiesz się czy ja pokochasz czy nie, jeśli jej nie poznasz. Więc zatem chodźmy na dół - po czym wstał i ruszył do wyjścia. Nie mogłem się ruszyć. Kompletnie mnie zamurowało. Czy to dziwadło jest już u nas w domu?! O nie. Ja tam nie idę. Nie ma bata, że ktoś mnie zmusi, żebym tam poszedł.

- Oliver, idziemy powiedziałem - ja tam umrżnę.

I znowu będę zapierdzielać kolejne kilometry...

Wstaję i idę...

Porwana Do Kwadratu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz