rozdział 9

11 0 0
                                    

Gdy wsiadłam do samochodu uderzyła we mnie ściana smrodu z papierosów, spoconego ciała, mdłego malinowego aromatyzera do aut i pleśni. Zajęłam miejsce na tyle na szarym, materiałowym siedzeniu. Mężczyzna puścił w radiu I've been gone i zaczął szybko opuszczać teren, na którym się znajdowaliśmy. W bocznym lusterku dostrzegłam białe auto. Nie zdążyłam zobaczyć jakiej jest marki, bo wyjechaliśmy z polany, w drzewa, ale kątem oka mignęła mi postać kobiety za kierownicą. Wtedy przyponmiało mi się co Ivy mówił podczas naszej pierwszej rozmowy.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam delikatnym głosem mając nadzieję na złagodzenie sytuacji.

- Tę noc spędzisz w aucie. Następne w mojej szopie. Najchętniej zabrałbym cię do swojego domu i tam cię przetrzymywał, ale nie mogę ryzykować, że żona cię zobaczy.

Żona.

O kurcze. On - miał - żonę. Współczuję jej. No bo jakby nie patrzeć, to on ją zdradził, a ja miałam w tym swój udział.

Co jeśli ona się dowiedziała o naszej relacji z jej mężem? Jak ją spotkam to mnie zabije, nie dając mi nawet niczego wytłumaczyć. A jak dojdzie co do czego, co ja jej powiem? "To nie jest tak jak myślisz. Daj mi to wytłumaczyć." Chyba trochę zbyt uklepane. W ten sposób mówią właśnie kochankowie. Jeżeli uprawiałam nieślubnie seks z mężczyzną to jestem jego kochanką? Nie wiem.

A poza tym Peter ma teraz przerąbane. Jego żona jest w samochodzie obok i wystarczy że podjedzie ma sześć metrów, to ma mnie jak na dłoni.

Co ja się nią przejmuję? Livia, zostałaś porwana, byłaś gwałcona i jesteś w ciąży. Dlaczemu się przejmujesz reakcją żony twojego oprawcy?

Z rozmyślań wyrwał mnie nagły skręt samochodu w lewo. Wyjeżdżaliśmy właśnie z lasu na asfaltową drogę i gwałtownie przyśpieszyliśmy. Wbiło mnie w siedzenie.

- Czeka nas dość długa podróż, jakby co - warknął Debil.

Spojrzałam na niego spode łba, jednak on nie mógł tego zobaczyć, bo siedziałam z prawej strony od okna, a on nie odwrócił się. Jak zwykle nie chciało mu się.

O kurcze. To zabrzmiało tak jakby mi na nim zależało. Jakbym coś do niego czuła. A przecież to nie prawda. Nienawidzę go. To co mnie przy nim spotkało przewyższa trzy krotnie wszystkie krzywdy w moim życiu razem wzięte. Ale czy chciałabym żeby umarł? Nie. Wystarczy że ja się nacierpiałam za nas dwojga. A to jakie piekło będzie przeżywać przy konfrontacji z byłą ukochaną... To wystarczy. Nie chcę, aby ktokolwiek jeszcze musiał znosić jakikolwiek ból z mojego powodu.

Chce po prostu umrzeć. Nic nie czuć. Żeby nie bolało. Żebym nie krzyczała. Żeby Ami, Lukas i Nash byli szczęśliwi. Nie koniecznie że mną. To ja tam byłam tą inną, niepasującą. Chociaż tego nie pokazywali, to ja tak się czułam. To ja byłam z innej matki. Gdyby nie ja, to by się teraz nie zastanawiali co ze mną. Bo tak myślę, że się zastanawiają. Chyba. Ami na pewno. Lukas jak nie jest naćpany to też. A Nash ich uspokaja.

Eeh...cóż... Zmieniłam się. Widać to po moim sposobie myślenia. Zaczęłam przykładać większą wagę do drobnych szczegółów. Wszystko wydaje mi się podejrzane. To z jednej strony dobrze, a z drugiej nie. Dobrze, bo jestem znacznie bardziej spostrzegawcza. A źle, bo przez taki mały drobiazg mogę coś zrozumieć opacznie i wszystko może mnie wystraszyć. Wszystko mi przypomina o Gwałcicielu. Nawet walone pasy bezpieczeństwa w autach będą mi na myśl nasuwać sprawcę mojego największego koszmaru w życiu. Jeśli ktoś przypali jajecznicę, chleb zczerstwieje, usiądę na betonie albo zobaczę srebrną, metalową walizkę lub niebieską chustę, to rozbeczę się na miejscu jak małe dziecko. Chociażby na środku ulicy. Nie mam bladego pojęcia jakim cudem jeszcze się nie poryczałam w tym aucie.

Życie jest za trudne. Myślenie jest za trudne.

I z tym mottem życiowym wpatrzyłam się w okno samochodu, kontemplując nad wszystkim i nad  niczym.

*Sześć godzin później

... czyli więc 7√2 to nie jest to samo co 2√7. Logiczne.

Po ujrzeniu baneru z dodatkowymi zajęciami na maturę, rozwiązałam sobie kilka zadań matematycznych z mojej głowy dla sprawdzenia mojego poziomu ułomności.

Wpatruję się w świat zewnętrzny myśląc jaki on daleki...

O. Koniki. Na łączce. Słodko.

Ciekawe czy można zrobić w notatkach na telefonie konia z kropek i kresek. Pewnie tak. Czego to ludzie nie wymyślą.

- Za dziesięć minut będziemy na miejscu - wyrywa mnie z rozmyślań głos Sumo Zapaśnika. Ta nazwa wciąż do niego pasuje. Nic nie schudł. Powiedziałabym nawet, że mu się przytyło.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam cicho. To nie było tak że w ogóle nie rozmawialiśmy. Nie byłabym sobą gdybym go nie zagadywała.

- Do mojej pracy.

- Czy mogę wiedzieć gdzie to jest?

- W Nowym Jorku.

Więcej od niego nie wyciągnę. To i tak dużo, mi powiedział.

Okej... Nowy York. Dzień drogi autem do Las Vegas. Więc nie ma co liczyć że dojdę z buta. W sumie samochodem to też dosyć długo. Szybciej będzie pociągiem albo metrem. Tylko najpierw trzeba się stąd wyrwać. Może jak dojedziemy to mu zwieję? Pewnie znowu mnie postrzeli. Ta kulka ciągle jest w mojej lewej nodze. Rana została owinięta szmatami z moich starych ubrań. Może kiedyś sprawdzę czy się już zagoiło. Ale wracając do tematu ucieczki, to... Gdzie on mnie wiezie? Do swojej pracy? A po kiego grzyba? Co ja tam będę robić? Gwałcił mnie i każe mi jeszcze pracować? W sumie to ma sens. On ma mnie w 'miejscu gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę'. Ciekawe co oni mogą mi kazać tam robić? Gotować? Sprzątać? Prać? Spoko, wszystko to macocha bezwzględnie mi i Ami kazała to umieć. A może będę... Tą, tak zwaną, szmatą do ruchania? Skoro to jego praca to pewnie ma znajomości. Pewnie już dać cynk komu trzeba, że ma dziewczynę z doświadczeniem. Pewnie mu za to dadzą pieniądze, bo jak nie dostał ich ani od Clarkson'ów ani od Clark'ów, to chciał je otrzymać w inny sposób. Sprzedano mnie jak niewolnicę. Nic nie znaczącą cząstkę w tym uniwersum, której śmierć i zniknięcie nie zrobi nikomu większej różnicy. Jestem jak nic nie warta cząsteczka tlenu pośrodku oceanu. Równie dobrze mogłoby mnie nie być. Nikt by nie zauważył...

Livia, STOP! Co z moją Ami i nawalonym Lukasem i Nashem, który jest.. jakiś tam.

Który jest moim bratem.

Na tą myśl, uśmiechnęłam się pod nosem. Tego Peter Ivy nie mógł mi odebrać.

Nadzieji.

Porwana Do Kwadratu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz