Wyżyna Roztocza

7 0 0
                                    

Człowiek z ciężkim plecakiem

Wkracza w dystrykt Roztocza

Traperem grubego buta

W spadziste ruchome zbocza

Oko zielony błękit

Morzem nieba firana

Obrasta orędziem paproci

W leśnych pagórków szykanach


Tu szumy i szypoty

Szturmują ucho trampa

A w Tanwi bystrych potokach

Układa rzeczna kanwa

Karki garbate muldy

Floresy krętych wąwozów

Zarosły powojem warżek

W bateldres – ostrogą wrzosu


Storczyków motyle skrzydła

Niczym sukienki rusałek

Muskają ci ludzkie stopy

Cyklamenowym szalem

I wiją niczym ustrój

Wężowy Eskulapa

Surowa monokultura

Bliższa ciału niż szata


Od synklin kredowych skał

Kształtu nabiera dolina

Kopułą z brązowych kani

W leśne ustronie wrzyna

A człowiek podąża dalej

Upaja rzeźbą natury

Niebieskie oko na niebo

Drabiną do samej góry


Brokatem pożywia Urania

Muza nietuzinkowa

Powoje kwieciste w nieboskłon

Porywa plastyka kultowa

Zakrada na firmament

Zabełta przestrzeń z zielenią

I tlenią się zmysły człowieka

I lessy się w lazur tlenią


W poroże zgrabnego jelenia

Stukają kanciaste gwiazdy

A srebrny rogal księżyca

Blaskiem lśni Protoplasty

Gdzieś głośno tokuje cietrzew

Wysoko podnosi głowę

Pstry lirowaty ogon

Zarzucił wachlarzem w dąbrowy


W pas kłania przy drodze brzoza

Szumem wtóruje do pieśni

A gardło śluzem obeszło

Od flegm z zielonkawej pleśni

Zaś człowiek podąża dalej

Butami lustruje łono

Pod stopą drży salamandra

Czarna jak winogrono


TradycjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz