Rozdział 11

78 9 10
                                    

- Co tam trzymasz Josie? - usłyszałam za sobą pytanie skierowane w stronę mojej siostry, a ja po wrogiej postawie dziewczynki mogłam wywnioskować, że szykowała się kolejna kłótnia, ponieważ widzieli się czwarty raz w życiu, a nie było ani jednego spotkania bez kłótni tej oto dwójki.

- Sophie! - krzyknęła zdenerwowana, a następnie z diabelskim uśmieszkiem powiedziała. - I trzymam crossanty dla mnie i Li, które przed chwilą podał mi Nate, a ty co tam masz Pen... - nie dokończyła, a ja wytrzeszczyłam zszokowana oczy.

Skąd ona zna takie słownictwo!?

- Posłuchaj mnie bachorze. - przerwał jej na granicy wybuchu i złapała ją za ramię, jednak nie zdążyłam jakkolwiek zareagować, ponieważ do gry ponownie wkroczyła moja siostra.

- Nie dotykaj mnie, bo jeszcze się czymś zarażę. - wysyczała przez zęby i wyrwała się z jego uścisku, a ja stałam wmurowana i nie dowierzałam w to, co ona mówiła.

- Jak śmiesz się tak do mnie zwracać!? Jestem przyjacielem twojej siostry! - krzyknął pokazując na nią, a następnie na mnie swoim palcem.

- Nie jesteś jej przyjacielem, a co najwyżej znajomym, ale i tak to nie znaczy, że możesz każdym pomiatać, a poza tym, znajomy nie ściana można przesunąć. - powiedziała z wyższością, na co Moon uśmiechnął się pod nosem jak dumny ojciec i starał nie roześmiać, a ja zastanawiałam się, kiedy ona stała się taka wyszczekana.

Ona ma do cholery tylko pięć lat. Tylko albo może aż.

- A ty, z czego się śmiejesz? - powiedział oburzony do bruneta, a potem zwrócił się do mnie. - Dzisiaj jest impreza u mojego znajomego, na której ty oczywiście będziesz, więc nie radzę ci tego jeść, bo znowu będzie ci widać brzuch, a ja nie zamierzam ponownie się za ciebie wstydzić. - rzucił na odchodne, a mnie coś boleśnie zakuło w klatce piersiowej.

- Boże nareszcie sobie poszedł. - Sophie odetchnęła głośno jakby z ulgą, przez co po chwili usłyszeliśmy obok siebie cichy śmiech, a mnie aż zamurowało, ponieważ taki śmiech słyszałam zawsze w dzieciństwie, tylko z tą różnicą, że głośniejszy.

- No proszę. Kiedy ty się stałaś taka wyszczekana? - zapytał moją siostrę rozbawiony brunet, po czym przeniósł wzrok na mnie, jednak gdy miał już coś powiedzieć, ja zagadałam szybko do dziewczynki.

- Chcesz dwa? 

- Nie jeden jest dla ciebie. - oznajmiła, a ja westchnęłam z udręką.

- Dobrze wiesz, że nie jem takich rzeczy. - powiedziałam spięta i zauważyłam jak Moon zmarszczył brwi.

- Chyba nie zamierzasz się słuchać tego idioty! Li do kurnika nie jesteś... -  zaczęła oburzona Sophie, a ja posłałam jej karcące spojrzenie, po czym weszłam jej w zdanie.

- Sophie słownictwo! Jak ty się zachowujesz!? - upomniałam ją zdenerwowana, na co ona przewróciła oczami.

- Tak jak na to zasługuje. - rzuciła obrażona moją reakcją, a po chwili patrząc się na przemian to na mnie to na Nathaniela, dodała. - Shane mówił...

No oczywiście do cholery!

- Posłuchaj mnie, nie interesuje mnie to, co mówił, ale masz tego nie powtarzać, rozumiesz? Bo inaczej powiem o wszystkim tacie i nie dostaniesz żadnej lalki Barbie już nigdy, a ty... - oznajmiłam jej, po czym zwróciłam swój morderczy wzrok na chłopaka. - Nie zbliżaj się ani do mnie, ani do mojej siostry, jasne?

- O co ci chodzi do cholery? - zapytał równie zdenerwowany, jednak jak nie dostał ode mnie żadnej odpowiedzi, podszedł do mnie bliżej i odparł chłodno. - Nie wiem, dlaczego wyjechałaś i co się wydarzyło w Granada Hills, ale nie martw się, nie będę ci już wchodził w drogę, bo te tygodnie starczyły, abym zrozumiał, że nie jesteś już moją małą Laylą. - po czym posłał mi ostatnie obojętne spojrzenie i odszedł, a ja poczułam się jak pięć lat temu, gdy wyjeżdżałam bez słowa z Lynwood.

I to tak bardzo bolało, ponieważ, mimo że w Granada Hills przeżyłam piekło, to nic wtedy nie zabolało mnie tak mocno, jak te sześć ostatnich słów.


~*~


Life in HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz