Rozdział 14

40 5 3
                                    

- Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? - powiedziałam zdziwiona, patrząc na dwie osoby stojące za drzwiami.

- Dobry wieczór, są rodzice? - zadał pierwsze pytanie czarnowłosy mężczyzna po czterdziestce, na co pokiwałam niepewnie głową.

- Tak są. - odpowiedziałam podejrzliwie, po czym dopytałam. - Państwo w sprawach służbowych czy prywatnie?

- Niestety służbowo. - odpowiedziała tym razem rudowłosa kobieto obok mężczyzny, co mnie jeszcze bardziej zaniepokoiło, ale bez sprzeciwu zaprosiłam ich do środka i zaprowadziłam do salonu.

- Tato policja przyjechała. - oznajmiłam i dopiero wtedy każdy spojrzał na funkcjonariuszy za mną.

- Dobry wieczór, przepraszamy, że zakłócamy spokój, ale musimy z państwem porozmawiać i to nawet lepiej, że jesteście tutaj wszyscy. - powiedział Pan Allan, a ja zaczęłam się zastanawiać, o co tutaj do cholery chodzi?

- No dobrze. Skoro to takie ważne, to proszę, usiądźcie, a wy dzieci idźcie na razie do poko... - zaczęła moja mama, jednak nie było dane jej skończyć, ponieważ przerwał jej poważny, a zarazem chłodny głos Pani Jasmine.

- Z nimi również.

I wtedy już wiedziałam, że stało się coś poważnego.

- Dobrze w takim razie słuchamy. - zabrał głos Pan Gabriel, a my w tym czasie zajęliśmy swoje miejsca z wyjątkiem policjantki i jej partnera, ponieważ oni postanowili stać.

- Nie ma z wami pana syna? - zadał pierwsze pytanie czarnowłosy mężczyzna, a pan Moon zmarszczył brwi.

- Pojechał jakiś czas temu do domu. Zadzwonić po niego?

- Nie to nie będzie konieczne, ale proszę, aby państwo mu to wszystko przekazali.

- O co chodzi? - zapytała Pani Nancy która, mimo że z nimi pracowała, jak widać, nie miała o niczym pojęcia.

- Proszę się nie martwić, to standardowe procedury, ale to przecież wiecie. - oznajmiła, po czym przestała mówić i oddała głos swojemu koledze z pracy.

- Dzisiaj w okolicach parku zastała znaleziona kobieta. Martwa kobieta. - sprecyzował, a ja poczułam, jak żółć podchodzi mi do gardła. - Z sekcji zwłok wynika, że przyczyniła się do tego osoba trzecia, ale jak na złość w parku nie zostały zamontowane kamery, przez co jedynym naszym tropem jest nóż. - poinformował, a ja zamarłam. Zamarłam, ponieważ nie byłam głupia i potrafiłam połączyć to morderstwo z tamtą osobą w parku i to mnie najbardziej przerażało, bo to oznaczało tylko jedno.

Morderca babci i Luke'a wrócił.

Po pięciu latach ciszy w mieście wrócił, a ja nie wiedziałam, czego tym razem mogę się spodziewać, na co muszę się przygotować i chyba ta świadomość mnie najbardziej przerażała.

Świadomość, że i tym razem ktoś zginie, a ja nie będę miała na to wpływu i nic nie będę mogła z tym zrobić.

- Jaka jest przyczyna zgonu. - zapytała poważnie mama Shane'a.

- Wykrwawienie się przez głębokie rany kłute nożem...

Gdy byłam już w pokoju, usiadłam na łóżku i sięgnęłam po telefon, który miałam w tylnej kieszeni spodni. Od razu, kiedy go włączyłam, na wyświetlaczu ukazała się pewna wiadomość, która zmroziła mi krew w żyłach, ponieważ mimo iż byłam już przyzwyczajona do wiadomości od tego psychopaty, to jeszcze nigdy nie napisał do mnie czegoś takiego.

Od: Nieznany

Ludzie przychodzą i odchodzą. Rodzą się i umierają. Wznoszą się i upadają na samo dno, ale i tak każdy człowiek ma jeden jedyny cel w życiu. Cel, który ty laleczko doskonale znasz, a mianowicie... ŚMIERĆ. I widzę, że jesteście już blisko tego celu.

Ps. Jeśli komukolwiek powiesz, choć słówko o tym, co widziałaś, osiągniesz ten cel, szybciej niż ci się wydaje, zresztą tak jak i ci twoi marni przyjaciele.

A.

- Dlatego jeździmy po okolicy i pytamy, czy nikt nie widział czegoś podejrzanego dzisiaj w parku albo w jego okolicach. - wyrwał mnie z rozmyśleń czarno włosy mężczyzna, a ja momentalnie się spięłam.

- Nie, niestety nikt z nas tamtędy nie przech... A nie zaczekajcie. - odparła moja mama, a ja zamarłam, ponieważ jej wzrok spoczął centralnie na mojej osobie. - Layla, ty przypadkiem nie szłaś dzisiaj przez park do sklepu? - zapytała, a ja wiedziałam, że w tym momencie byłam po prostu w dupie.

Kurwa.

- Nie przechodziłam. Poszłam inną drogą. - oznajmiłam wymijająco, nie pokazując, że coś jest nie tak.

- Jesteś pewna? Dobrze wiesz, co grozi ci za fałszywe składanie zeznań. - dociekał podejrzliwie mężczyzna, ale ja nie zamierzałam zmieniać zdania.

- Doskonale wiem i nic nie widziałam, bo mnie tam nie było. - stałam przy swoim zdaniu, ale widziałam, że go to nie przekonuje.

No cóż. Jego problem.

- Layla pytamy poważnie. Jeśli jest coś, o czym nam nie mówisz... - nie dawał za wygraną, a ja zaczęłam się już denerwować.

Czego on nie rozumie w zdaniu, że nie przechodziłam przez park!?

- No przecież mówię, że tamtędy nie szłam. NIE.PRZECHODZIŁAM.PRZEZ.PARK. - przerwałam mu, a każdego wzrok spoczął na mnie.

Po prostu zajebiście.

- Layla zachowuj się! - upomniała mnie mama, na co prychnęłam.

- Ale ja tylko odpowiadam. To nie moja wina, że wy nie rozumiecie najprostszych słów, jakimi wam to przekazuje, może mam to jeszcze wam podzielić na slaby, albo jeszcze lepiej przeliterować, co? - zakpiłam, a po minie mamy wiedziałam, że przekroczyłam granice.

- Layla, jeżeli w tym momencie...

- DOŚĆ! - wydarł się mój tata, a ja z mamą jak na zawołanie zamilkliśmy. - Co wy wyczyniacie do cholery!?

- Co my wyczyniamy!? Co ona wyczynia!? Każdy wie, że przechodziła przez ten pieprzony park, ponieważ inną drogą by nie wróciła tak szybko ze sklepu, musiała, chociaż przejść obok, ale ona z jakiegoś powodu kłamie jak z nut i kryje tego mordercę! - wydarła się, po czym ponownie wbiła swój wzrok we mnie. - Layla powiedz prawdę! Dlaczego ty go tak kryjesz!? Może ty go znasz!? Doskonale wiemy od babci, co wydarzyło się wtedy na festiwalu i to przez... - urwała, gdy zdała sobie sprawę, co tak właściwie chciała powiedzieć.

- Przeze mnie dziadek nie żyje? - bardziej oznajmiłam, niż zapytałam, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to moja wina, dlatego mimo łez zbierających się w moich oczach, zaśmiałam się ironicznie. - Jak chcesz wiedzieć, to doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Każdego dnia wyrzucam sobie, że gdybym nie powiedziała mu prawdy, to by nie wyszedł, a tym bardziej do nich nie pojechał! Wiesz, jak się czułam każdego dnia ze świadomością, że gdyby nie ja to dziadek by dalej żył!? Wiesz, jak się czuje teraz!? Każdego dnia mam przed oczami moment, gdy postanowiłam otworzyć ten jebany list, w którym było napisane, że on nie żyje, a na dowód w kopercie były jeszcze zdjęcia jego zmasakrowanego ciała! - krzyczałam i nawet już nie kontrolowałam łez.

Miałam już po prostu dość, niech się kurwa dzieje co chce.

- A niby skąd mamy to wiedzieć, skoro z każdym problemem zawsze chodziłaś do Luke'a? Skąd mamy to wiedzieć, skoro tylko jemu powiedziałaś prawdę! - podniosła głos z wyrzutem, a ja wiedziałam, że ta kłótnia przyniesie tragiczne skutki, dlatego nie widziałam innego wyjścia i musiałam ją przerwać, bo jeszcze w przypływie złości powiedziałabym o wiele za dużo.

- Nie będę z wami się kłócić na ten temat. - oznajmiłam, po czym spojrzałam na podejrzliwe twarze funkcjonariuszy. - Jeśli chodzi o to morderstwo w parku, to ja naprawdę nic nie widziałam, a teraz przepraszam, ale źle się czuję, jest już późno, a ja chciałabym w końcu się płożyć, spać. - powiedziałam, co swoją drogą nie było do końca kłamstwem, ponieważ ja naprawdę niezbyt dobrze się czułam i jedyne, o czym marzyłam w tamtym momencie to sen i moje łóżko.

- W porządku. - westchnął zrezygnowany mężczyzna. - Masz rację, jest już późno, dlatego my już będziemy się zbierać, ale gdyby coś się wydarzyło, prosimy dzwonić od razu po nas, a my przyjedziemy, najszybciej jak się da. - dodał i wraz z rudowłosą kobietą ruszył w stronę wyjścia, a ja nie mając już siły na nic, bez słowa ruszyłam do swojego pokoju.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 2 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Life in HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz