Powiedziałem to całemu Genzie.
Bartek też o tym wie, ale nie wie, że to jego kocham.
Mam czas więc mogę to tutaj opisać.
Nadal byłem na grupie Genzie, gdzie byli wszyscy.
Po prostu nie mogąc dłużej wytrzymać spotykałem się ze wszystkimi opowiadając o chorobie.
Mówiłem o tym jak wygląda choroba, opisywałem im wszystko co wiem i co mówił mi lekarz.
Z początku myśleli, że to prank, ale chcąc nie chcąc przy nich złapał mnie atak kaszlu.
Nie takiego zwykłego z głupim płatkiem pojedynczego płatka.
Kaszlałem krwią wypluwając na raz 3 płatki. Nie wiedziałem o co chodzi, bo czułem po prostu metaliczny posmak w ustach, ale ktoś odezwał się o krwi, więc przejechałem ręką po ustach, a gdy na nią spojrzałem zobaczyłem czerwień. Czerwień taka jak te niektóre płatki krwi.
Sam czułem przerażenie jak nigdy.
Faustyna myślała nadal, że to prank i gdzieś jest ukryta kamera, ale tak nie było.
To była jebana rzeczywistość.
Namawiali mnie na operację, gdy opowiadałem jakie są wyjścia które daje choroba, ale ja rycząc jak nigdy mówiłem, że nie chce.
Oni nie chcieli żebym umierał, a ja chciałem móc ich zobaczyć nawet za to parę lat, bo dali mi wsparcie jak nigdy nikt.
Mimo, że nie razem jako Genzie, to nadal każdy z nas miał więź którą można nazwać przyjaźnią. Może i z niektórymi bardziej lub mniej ale każdy znaczył dla mnie dużo.
Później siedzieliśmy oglądając film, bo chcieli spędzić ze mną czas, gdy usłyszeli, że mogę umrzeć w ciągu paru dni.
Były przekąski, ale nie byłem w stanie ich tknąć przez ból w przełyku.
Siedziałem obok Bartka czując jego ciało obok mnie co doprowadziło do tego, że nie mogłem wydusić słowa przez ucisk w klatce piersiowej, a potem kaszlnąłem raz, a krew wypływała po moich ustach, a potem brodzie i szyi.
Jedno kaszlnięcie z dużą ilością krwi powodowało kolejne, bo czułem jakbym się dusił tą szkarłatną cieczą.
Czułem ból, ucisk i nie mogłem oddychać.
Chciałem iść do toalety, ale wstając padłem na kolana i gdybym nie podparł się rękoma upadłbym na twarz.
W pomieszaniu panowała panika i chaos. Przekrzykiwanie się co zrobić żeby mi pomóc, ale nikt nie wiedział.
Ja w sumie też nie, jedyne co mogłem zrobić to przeczekać, aż to się skończy.
Zakłopotany Bartek który chciał mi pomóc wcale nie pomagał, a tylko pogorszył, ale skąd miał to wiedzieć? Uznałem to za strasznie urocze i warte tej całej utraty krwi i bólu.
Gdy próbował pomóc mi wstać odrazu zwinąłem się z bólu i przypadkiem walnąłem go w twarz.
Inni panikowali bardziej niż ja, gdy chwilę później znowu kaszlałem plując krwią, która przechodziła z układu oddechowego do ust.
Wśród niej były te okropne róże.
Pamiętam, że próbowałem między kaszlem brać głęboki oddech, bo brakowało mi powietrza, ale to sprawiało, że krew się cofała tworząc tylko gorszy kaszel.
Zrozumiałem, że każdy jego dotyk przyprawia mnie o największe ataki.
Odkąd wróciłem do domu nie było żadnego ataku z krwią.
Strasznie marzyłem znowu patrzeć w jego oczy, czy przytulać go z motylkami w brzuchu, a nie z bólem.
Kocham go tak strasznie !
Boję się śmieci, ale jeszcze bardziej niż jej boję się stracić jego, bo przecież to, że zapomnę o uczuciach do niego i już nigdy do końca życia nie będę mógł pomyśleć o nim w ten sposób przyprawia mnie o większy strach.
Na hanahaki chorują tylko te osoby, które zakochują się w bratniej duszy.
Takie coś trafia się tylko raz w życiu.
Żaden związek, żadna Emilly, Wika czy Kinga nigdy nie sprawiły, żebym zachorował na to cholerne Hanahaki.
Mam dość, boli mnie bardzo, chce mi się płakać.
Patryk
CZYTASZ
Pamiętnik Hanahaki | Partek | Bartek Kubicki x Mortalcio
FanfictionHanahaki, choroba nieodwzajemnionej miłości. #8 w #hanahaki - 18.09.2024r. #6 w #hanahaki 02.11.2024r.