dusze

102 23 3
                                    

Ogrom tego, czym zajmuje się Lucas, uderzył mnie z pełnym impetem, gdy wjechaliśmy na rozległą polanę. W pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie skierować wzrok. Wszędzie wokół panował chaos,  zawodzenie i płacz wszystkich dusz.
Łodzie cumowały na brzegu mrocznego jeziora, a dusze, przepełnione strachem i rozpaczą, były przyprowadzane w niekończących się rzędach. Ich twarze wykrzywione w bólu, bez nadziei, bez przyszłości, zdawały się emanować przygnębieniem, które przenikało wszystko wokół.

– To... twoje zadanie? – spytałam słabo, czując, jak moje słowa giną w przytłaczającej aurze śmierci.

Lucas obrócił się powoli w moją stronę. Jego twarz była kamienna, a oczy nie wyrażały żadnych emocji. Był spokojny, jakby ten widok był dla niego czymś zupełnie normalnym, jakby już dawno temu przestał widzieć w tych duszach cokolwiek ludzkiego.

– To nie zadanie, Noe – odpowiedział niskim, beznamiętnym tonem. – To mój obowiązek.

Jego słowa były chłodne, jakby cała empatia wyparowała z niego wieki temu. Spojrzałam na jego profil – mocny, nieugięty – i nagle zrozumiałam, że to, co dla mnie było nie do zniesienia, dla niego stało się codziennością.

– Boże jedyny... – wyszeptałam, patrząc z przerażeniem na te wszystkie dusze, które zdawały się zatracone w wiecznym cierpieniu. Każdy z ich krzyków zdawał się drżeć w powietrzu, a ja nie mogłam oderwać wzroku od ich posępnych, bladych twarzy. – Co ile czasu przypływają łodzie?

– Co dobę. – Lucas zsiadł z konia.  Jego beznamiętna odpowiedź uderzyła mnie jak cios. Zeszłam z konia, starając się ukryć drżenie w nogach. Polana zdawała się pochłaniać każdy kąt a zawodzenia dusz wbijało się w moją świadomość, niczym ostrze.

Kiedy Lucas ruszył w stronę dusz, ja podążyłam za nim, choć każdy krok był coraz cięższy. Otoczenie pulsowało energią, której nie potrafiłam zignorować. Było coś niesamowicie groteskowego w tym miejscu – jakby każda dusza niosła ze sobą ciężar historii, która została niedokończona, a ich cierpienie rozciągało się na wieczność.

– Co teraz? – zapytałam cicho, próbując stłumić rosnącą panikę.

Lucas spojrzał na mnie przez ramię, a w jego oczach błysnęła chwilowa iskra emocji – coś na kształt współczucia, ale równie szybko zniknęła, jak się pojawiła.

– Teraz zaczynamy segregację – odparł, jakby mówił o czymś tak prostym jak oddychanie.

Zimno przeszyło mnie na wskroś, gdy uświadomiłam sobie, że to, co dla niego było tylko kolejnym dniem pracy, dla tych dusz było wiecznym potępieniem.

Ruszyłam za Lucasem, czując, jak chłód otaczającej nas polany przenikał mnie niemal do szpiku kości.
Wbiłam wzrok w jego szerokie plecy, starając się skupić na jego obecności, aby nie zwracać uwagi na rzędy dusz, które mijaliśmy. Ich sylwetki były niemal przezroczyste, pełne bólu i strachu, a powietrze wypełniał ich nieustający lament.

Każdy krok kosztował mnie coraz więcej wysiłku, jednak parłam do przodu, powtarzając sobie, że jestem tu dla wyższego celu. To mantra była jedyną rzeczą, która pozwalała mi zachować choćby resztki zdrowego rozsądku w obliczu tego chaosu.

Zatrzymałam się na chwilę, biorąc głęboki oddech, starając się odnaleźć spokój. – Muszę to zrobić dla Lucasa, dla siebie – powtarzałam w myślach, wciągając powietrze w płuca.

Gdy znowu ruszyłam, zauważyłam, że Lucas przystanął, obserwując mnie z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować. W jego spojrzeniu kryła się mieszanka ciekawości i czegoś, co mogło być współczuciem. A może to tylko moje pragnienie, by zobaczyć w nim coś więcej niż demona pełniącego obowiązki.

Kiedy tak stałam, wpatrując się w Lucasa, nagle wydarzyło się coś, czego nie mogłam przewidzieć w najgorszych koszmarach. Z szeregów dusz, które mijałyśmy, wystąpiła jedna z nich – dziewczyna o delikatnych rysach, przypominająca ledwie piętnastolatkę.

Dziewczyna wyglądała tak młodo, tak niewinnie. Jej oczy, pełne strachu i smutku. Co mogło skłonić ją do odebrania sobie życia? Co się wydarzyło w jej krótkim, ulotnym życiu, że teraz tu stała, w tym przeklętym miejscu.

– Pomóż mi... – szept, wydobywający się z jej nieporuszających się ust, wstrząsnął mną. To słowo brzmiało jak wołanie o ratunek, przesiąknięte desperacją i bólem, którego nie dało się opisać.
Spojrzała mi prosto w oczy, a w jej spojrzeniu było coś takiego, co przyprawiało mnie o dreszcze. Czułam, że jej historia nie skończyła się wraz z jej odejściem.

Co się stało? – zapytałam, próbując zapanować nad drżeniem w głosie. – Dlaczego tu jesteś?

Nim zdążyłam cokolwiek zrobić lucas , stanął obok mnie z przerażającą szybkością. Jego wyraz twarzy nie zmienił się, pozostawał spokojny, niemal obojętny. Bez ostrzeżenia uniósł rękę w kierunku dziewczyny.

– Lucas, nie! – krzyknęłam, próbując go powstrzymać, ale było już za późno.

W mgnieniu oka dziewczyna padła na kolana. Z jej gardła wydobył się niemy krzyk, bolesny i rozdzierający, ale nie słychać było ani jednego dźwięku. Jej oczy wypełniły się przerażeniem, a ciało zaczęło drżeć w spazmach, jakby niewidzialna siła wyrywała ją z tego miejsca.

– Co ty zrobiłeś?! – wykrzyknęłam, patrząc z przerażeniem na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą klęczała dziewczyna. Czarny dym, który ją otoczył, rozwiał się w powietrzu, a po niej nie zostało ani śladu.

– Unicestwiłem ją.

– Ale ona... – zaczęłam, ale Lucas przerwał mi stanowczo.

– Nie możesz zmienić tego, co się już wydarzyło. – Jego spojrzenie było zimne, ale w jego oczach mignęła odrobina zrozumienia. – Te dusze są stracone. Musisz zrozumieć, że jesteśmy tutaj po to, by pilnować porządku, nie po to, by pomagać.

Stałam tam, sparaliżowana. Moje serce waliło jak młot, a dłoń, którą wyciągnęłam w jej stronę, opadła bezwładnie.

– Nie ma dla nich ratunku, Noelio – powiedział chłodno, z nutą rezygnacji w głosie. – To nie jest świat, w którym można ich wybawić.

Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą starłam, nim zdążył ją dostrzec. Minęłam go, kierując się w stronę pomostu.
Każdy krok w kierunku wody był trudny, ale musiałam się oderwać od jego lodowatej obojętności. Mój umysł wciąż powracał do dziewczyny, do jej błagania o pomoc, które echo odbijało się w moich myślach. Dlaczego Lucas nie mógł tego zrozumieć? Dlaczego nie czuł tego samego pragnienia, by walczyć, by ratować?

– Dlaczego nazwałaś mnie Lucasem? – zapytał, równając się ze mną krokiem.

Zatrzymałam się na chwilę, a serce zabiło mi mocniej. Nie mogłam pozwolić, by dostrzegł moją panikę.

– Musiałam w nerwach się pomylić – skłamałam, zawieszając ramiona na piersi, próbując ukryć swoje emocje.Czułam, jak kłamstwo wypala mi język, ale nie mogłam mu pozwolić na to, by zobaczył to na mojej twarzy. Odchodząc, zatrzymałam się dopiero
na końcu pomostu  spojrzałam w dół, na mroczną wodę jeziora. Rytm fal na chwilę pozwolił mi uspokoić zszargane nerwy.

Czułam za sobą jego cichą obecność, a to uczucie sprawiło, że wciągnęłam głęboko powietrze, wymieszane z jego zapachem. Kadzidło i święte zioła były mieszanką utraconego nieba, tak je opisał, gdy pewnej nocy go o to zapytałam i być może mówił prawdę, ponieważ uczucie tęsknoty, za czymś czego nie znałam, otoczył mnie niczym kokon.

Zbierałam się w sobie przez chwile, by ruszyć w jego stronę, gotowa stawić czoła temu, co nas czekało, mając nadzieję, że znajdę w tym wszystkim swoje miejsce.

Z nim.

Siódmy krąg. Pakt Lucyfera (2024)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz