Zbliżało się Boże Narodzenie. Pewnego ranka w połowie grudnia Hogwart obudził się pokryty grubą warstwą śniegu. Usiadłam na parapecie przy wielkim oknie z widokiem na dziedziniec. Większość uczniów wraz z kuframi zbierała się tam, by pożegnać się ze swoimi przyjaciółmi na czas ferii. Wszyscy w koło cieszyli się na myśl o powrocie do domu, a ja, jako że własnego nie miałam, planowałam zostać w Hogwarcie. Zazdrościłam im tej radości. Nigdy nie poznałam jak to jest mieć rodzinę. Co prawda Matylda traktowała nas jak własne dzieci. Dbała o nas, broniła i uczyła najlepiej jak potrafiła. Była dla mnie jak matka i szczerze ją pokochałam. Mimo to nigdy nie udało się zakryć dziury w sercu spowodowanej brakiem rodziców. Przeszło mi przez myśl czy nie pojechać do sierocińca. Z racji na ostatnie wydarzenia byłoby to jednak zbyt ciężkie. Bałam się też o bezpieczeństwo Matyldy i jej podopiecznych. Z rozmyślań wyrwał mnie Harry, który przysiadł się po drugiej stronie parapetu.
- To na pewno niesamowite uczucie wracać do bliskich, którzy na ciebie czekają- powiedział, spoglądając za okno – nie zadręczaj się tym, nigdy mi to nie pomogło. Pamiętaj, że w Hogwarcie nie będziesz sama.
Uśmiechnęłam się do niego smutnie. Też znał ból samotności. Starał się mnie pocieszyć, chociaż sam wiedział jak puste są te słowa.
- Jakoś to razem przeżyjemy, w końcu ferie nie trwają wieczność – odpowiedziałam starając się chociaż odrobinę ukryć smutek, by podtrzymać naszą dwójkę na duchu. Harry lekko zmieszał się po tych słowach. Było widać, że chce coś powiedzieć, ale nie wie jak. Nie musiał jednak nic mówić, bo zrozumiałam od razu – nie zostajesz tutaj.
- Rodzice Rona zaprosili mnie do siebie – rzekł w końcu ewidentnie zakłopotany – przepraszam, że nie zostanę z tobą, ale ciężko było odmówić, w szczególności Pani Weasley...
- Przestań Harry, nie wygłupiaj się, nie masz za co przepraszać. To cudownie, że spędzisz z nimi czas – odpowiedziałam z entuzjazmem i po chwili dodałam – idź już, bo będą na ciebie czekać, nie powinieneś się spóźnić.
Potter wstał i ruszył powoli w stronę wyjścia. Przed samymi drzwiami obrócił się jeszcze w moją stronę ze skruszoną miną i życzył mi Wesołych Świąt. Uśmiechnęłam się do niego najweselej jak potrafiłam i gestem wskazałam by szybko wyszedł. Mina zrzedła mi zaraz po zamknięciu drzwi. Przez cały czas myślałam, że spędzimy te ferie razem, jednak jaką przyjaciółką bym była, gdybym pokazała, że jest mi przykro, że go nie będzie. Znając go na pewni zmienił by zdanie i został wtedy ze mną, a ja miałabym o to wyrzuty sumienia.
Planowałam posiedzieć jeszcze chwilę lecz naglę zerwałam się w stronę wyjścia. Patrząc na uczniów pomyślałam, że też powinnam pożegnać się z innymi Ślizgonami. Przebiegłam przez korytarze i lochy by dotrzeć do naszego dormitorium. Po drodze wpadłam na Filcha, którego niemal przez przypadek nie zepchnęłam ze schodów. Staruszek, powiedział coś pod nosem i wymachiwał rękami, jednak nawet przez chwilę nie miałam w planach zwracać na to uwagi. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do celu. Zrozumiałam jak bardzo zżyłam się z tymi ludźmi. Chciałam przed tą przerwą jeszcze raz przytulić Pansy, olać zaloty Blaise'a, pożartować z Goyle i Crabbe. No i zobaczyć się z Draco, przypomnieć mu, że jestem i będę go wspierać nie ważne co.
Nie ważne co było wyjątkowo ciężkie do wspierania w tym przypadku. Śmierciożercy, Wiele można było o nich usłyszeć w każdym zakątku świata i nigdy nic pozytywnego. Zbieranina najokrutniejszych przestępców na wezwanie mojego ojca. Teraz wśród nich Draco. I ja która obiecała chronić jego sekrety.
Wpadłam zasapana do dormitorium. W pierwszej części nikogo już nie było. Podejrzewałam, że w drugiej części również nikogo nie zastanę, bo jedyne co było słychać to trzaski iskier i strzelanie płomieni dochodzących z kominka. Spóźniłam się pomyślałam. Na wszelki wypadek przeszłam jednak do drugiej części pokoju wspólnego. Ku mojemu zdziwieniu na środku stało jeszcze kilka kufrów. Z dormitorium wyłonił się Malfoy.
- Nareszcie jesteś. Już myślałem, że nie przyjdziesz – rzucił zamykając za sobą drzwi i ciągnąc ostatni bagaż.
- A skąd wiedziałeś, że przyjdę? – czyżbym była aż tak łatwa do rozczytania i każdy wie czego się po mnie spodziewać. Draco zignorował moje pytanie i zadał własne, które całkowicie zbiło mnie z tropu:
- Gdzie twoje bagaże? – rzucił rozglądając się w teatralny sposób po pokoju.
- Jakie bagaże? – Spytałam zdezorientowana. Był tak głupi czy aż tak wredny. Dobrze wiedział, że nie mam gdzie jechać na święta i zostaję na miejscu.
- Y/N nie wygłupiaj się. Bagaże, które zabierasz ze sobą na wyjazd do mojej rezydencji – Malfoy, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób, mówił o tym tak, jakby oznajmiał, że trawa jest zielona. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Blondyn świetnie się przy tym bawił, bo aż zaśmiał się na głos – chyba nie myślałaś, że zostawię cię tutaj samą?
***
Posiadłość Malfoya była wielka i dobrze widoczna już z daleka. Wydawała się mroczna i piękna jednocześnie. Jeszcze bardziej niż budynek podobał mi się ogród. Było czuć w nim magię. Gdy weszliśmy na teren dworu słyszałam z niego szum fontanny, a kątem oka widziałam spacerujące białe pawie. Do wejścia prowadziły szerokie, kamienne schody. Gdy po nich weszliśmy drzwi otwarły się bez niczyjej pomocy. Za nimi stała osoba, którą Draco od razu przedstawił jako swoją matkę – Narcyze.
- Miło mi cię poznać Y/N. Mój syn wiele o tobie mówił – kobieta ruszyła w moją stronę wyciągając rękę. Ruch ten spowodował, że spod jej czarnych włosów wypadły białe pasma, których do tej pory nie dostrzegłam. Uśmiechnęłam się i również wyciągałam dłoń w geście powitania. Myślami byłam jednak w Dziurawym Kotle, a dokładnie przy ucieczce przed Snapem i biało-czarnowłosą kobietą.
Co tu się dzieje i w jak bardzo popapranej sytuacji się znalazłam?
CZYTASZ
Córka Slytherinu [Harry Potter] [ Draco Malfoy ]
FantasyY/N podczas 6 roku swojej nauki magii zostaje przeniesiona z Norwegii do Hogwartu. Tam poszukuje prawdy o sobie, przeżywa nastoletnie problemy, by na końcu wraz z innymi czarownikami stoczyć walkę z Voldemortem. --------- Podobieństwo do innych ff n...