***Draco POV***
Głupi kwiatek. Głupi Potter. Szedłem dalej przed siebie, chyba przestałem szukać tego chaszcza, jeden już znalazłem, wystarczy. Niech ten Potter, genialne dziecko pokarze co potrafi. Jedyny plus jego pojawienia się tu to, że ktoś zrobił z siebie większego kretyna przy Y/N niż ja. Muszę bardziej nad sobą panować. Jest źle jeżeli krzyczę nawet na nią. Nawet nic złego nie powiedziała.
Usiadłem na przewróconej kłodzie i kontynuowałem rozmysłanie nad wszystkim co obecnie dzieje się w moim życiu. Chyba zaciera to do mnie docierać i jestem coraz bardziej przerażony. Ale dam radę. Muszę dać. Nie mam wyboru.
Z przemyśleń wyrwał mnie krzyk. Zerwałem się na równe nogi, bo dobrze wiedziałem czyj to głos.
- Co za podstępna menda! A mówił, że to ja! - powiedziałem pod nosem. Zacząłem biec w kierunku Y/N. Plusem zimy jest to, że na śniegu zostawione są ślady. W dodatku nie padał obecnie śnieg, więc zostały one w nienaruszonym stanie.
Biegłem ile sił w nogach, żałowałem, że nie mam przy sobie miotły. Nie sądziłem, że będzie potrzebna.
W końcu dotarłem do Y/N. Prawie. Zobaczyłem ją z daleka i sparaliżowało mnie. Schowałem się w krzakach nie wiedząc co mam zrobić. Z całego serca chciałem jej pomóc, ale nie mogłem.
*** Harry POV***
Jestem idiotą. Co ja sobie myślałem. Spieprzyłem sprawę. Muszę szybko znaleźć tego kwiatka, a potem jak najszybciej Y/N. Muszę z nią jeszcze raz porozmawiać. Przeprosić i wyjaśnić.
Znalezienie tego kwiatka okazuje się cięższe niż się spodziewałem. Nie mogę zawieść Y/N. Mam nadzieję, że ten który zniszczyłem nie był jedyny.
Zaczęło robić się późno, zawiodłem. Ruszyłem w kierunku Y/N, aby się z nią skonfrontować i zrealizować chociaż tą część planu. Szedłem wzdłuż alejki, którą sam wcześniej wydeptałem. Poczułem się w pewnym momencie gorzej, głowa chciała mi wybuchnąć. Myślałem, że zemdleję. Z tego stanu wyciągnęło mnie wołanie o pomoc. Wołanie Y/N. Natychmiast zacząłem biec w jej stronę. Zacząłem biec między drzewami, coś prowadziło mnie do niej, jakieś przeczucie.
Zauważyłem ją jakiś kilometr od miejsca gdzie się wcześniej rozstaliśmy. Ucieszyłem się, że jest cała, jednak po chwili zorientowałem się, co się naprawdę dzieje. Nagle oberwałem jakimś zaklęciem, a jego odrzut spowodował, że uderzyłem w drzewo. Nie mogłem wstać, bolała mnie każda kość.
***Y/N POV***
Co za fatalny dzień. Jedyne o czym marze to moje łóżko. Snape zasługuje na order najgorszego wychowawcy. Wysyłać nas tu po akcji z Katie? Trochę mało odpowiedzialne.
Czarny kwiat. I do domu... Czarny kwiat. I do domu... Czarny kwiat. I do domu.
Na brodę Merlina! Nie wierzę, znalazłam go. Szybko chwyciłam za różdżkę i za pomocą zaklęcia wydobyłam kwiat z ziemi, zanim ktoś postanowi go zniszczyć. Włożyłam go szybko do tobry, którą miałam ze sobą.
Co za ulga. Zamknęłam oczy i rozluźniłam ramiona, w końcu coś dobrego. Błogi stan ogarnął moje ciało i umysł. Do rzeczywistości przywrócił mnie szelest liści i gałęzi. Otwarłam oczy i obróciłam się w kierunku, z którego przyszłam.
To co ujrzałam przeraziło bardziej niż się spodziewałam. Przede mną, we własnej osobie stał Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, Voldemort. Stał przede mną i uśmiechał w dziwny sposób.
-Witaj Y/N - rzekł spokojnie, zbliżając się powoli w moją stronę.
Byłam przerażona, jednak postanowiłam nie czekać na jego ruch i sama zaatakować, by stworzyć dla siebie jakąś przewagę. Bez problemu udało mu się odeprzeć mój atak. zaczął kręcić głową, jakby był zawiedzony moją postawą. Wyciągnął swoją różdżkę i wycelował w moim kierunku.
- AAAA! POMOCY! - tylko tyle zdążyłam z siebie wydobyć zanim Drętwota opanowała całe moje ciało. Dotarło do mnie, że mnie jeszcze nie zabił. Dlaczego? Czego chce?
- Cii, cii, cii - powiedział Voldemort przykładając różdżkę do moich ust. Następnie oddalił się kilka kroków- nadszedł czas naszego spotkania. Długo na nie czekałem...- po tych słowach spojrzał w kierunku pobliskiego krzaka. Nie zauważyłam tam nikogo, ani niczego. On jednak zaczekał jeszcze chwilę, ale nic się nie działo. Uśmiechnął się pod nosem, jakby triumfował. Nic z tego nie mogłam zrozumieć.
- Długo na to czekałem... - po tych słowach Sam-Wiesz-Kto zaczął kumulować magię na szpicu swojej różdżki, a następnie zamachnął się ręką by jej użyć. Przymrużyłam oczy, jednak nie wycelował jej we mnie a gdzieś w głąb lasu - ...mam nadzieję, że już nikt nam nie przerwie.
Voldemort ponownie się do mnie zbliżył i rzekł:
- Mam coś dla Ciebie - po tych słowach sięgnął ręką pod swoją pelerynę i wyciągnął łańcuszek z fiolką, w której była magiczna substancja w srebrno-białym kolorze. Emanowała ona srebrzystą poświatą. Zawiesił mi ją na szyję.
W ciszy z triumfalną miną przyglądał mi się jeszcze chwilę. Nagle zamknął oczy i zaczął powoli rozpływać się w powietrzu.
- Żegnaj Y/N - po tych słowach całkowicie zniknął, a ja odzyskałam władzę w swoim ciele, jednak dalej byłam słaba. Upadłam na kolana. Po chwili dołączyli do mnie Harry i Draco i łapiąc mnie pod ręce wyprowadzili z lasu.
CZYTASZ
Córka Slytherinu [Harry Potter] [ Draco Malfoy ]
FantasiY/N podczas 6 roku swojej nauki magii zostaje przeniesiona z Norwegii do Hogwartu. Tam poszukuje prawdy o sobie, przeżywa nastoletnie problemy, by na końcu wraz z innymi czarownikami stoczyć walkę z Voldemortem. --------- Podobieństwo do innych ff n...