FELICJA
Siedziałam w salonie oglądając jakiś nudny serial, robiłam to tylko dlatego że nie było nic lepszego do robienia. Uwielbiałam czasami usiąść przed telewizorem i oglądać filmy nawet jeśli były nudne. Po czasie dosiadły się moje przyjaciółki, raz patrzały na mnie raz na telewizor.
- Ten serial jest nudny.
- Tak wiem Hazel ale nie mam nic do robienia.
- Poćwiczyłabyś moce a nie oglądasz jakiś serial o którym zapomnisz. - przewróciła oczami Amalia.
- Chodźmy wszystkie poćwiczyć.
Dziewczyny się zgodziły i wyszliśmy na dwór. Ćwiczyliśmy parę godzin, Hazel nauczyła się robić większe fale wody a Amalia robić kulki z powietrza i sprawniej atakuje przeciwników, natomiast ja nauczyłam się robić większe mury z ziemi. Zmęczone położyłyśmy się na trawie, a gdy podniosłam głowę zauważyłam jak Diego do nas idzie oraz Zosia z Hubertem którzy trzymali się za ręce.
- Czemu leżycie na trawie?
- Zmęczone po treningu, poza tym ja mająca moc ziemi uwielbiam wszystko z nią związane a ty co tutaj robisz?
- Nudzi mi się a oni nie potrafią się od siebie odkleić. - pokazał na Zosie i Huberta którzy dawali sobie drobne muśnięcia w usta.
- Zazdrościsz im? - zapytała Hazel.
- Nie, czemu?
- Tak po prostu pytam.
Diego również się położył i zaczął bawić się ogniem z swoich palców, przeskakiwał z jednego palca na drugi.
- Ogień nie sprawia tobie bólu? - zapytałam.
- Nie, słyszałem że żywioł z którym jest się połączony nie może nas skrzywdzić, nie wiem ile w tym prawdy.
- Wolę nie widzieć. - powiedziała Amalia.
Odwróciłam głowę i patrzyłam na chmury, nie przypominały mi żadnych kształtów ale w tym momencie były najbardziej interesuje.
- Ciekawe jakie mielibyśmy życie gdyby każdy z nas był bez mocy. - odwróciłam głowę do mówiącej Amali.
- Nie wiem, uważasz że byłoby lepsze? - zapytała Hazel.
- Czasem myślę że życie byłoby łatwiejsze, moim największym problemem była by niezapowiedziana kartkówka z szkoły a nie ratowanie przyjaciółki.
- Uważam że lepiej nie myśleć jak by życie wyglądało bo nie mamy wpływu na to że urodziliśmy się z mocami. - powiedziałam spokojnie.
I leżeliśmy w ciszy aż do obiadu, muszę przyznać że Zosia zrobiła pyszne spaghetti, szczerze nie pamiętam aby jakiekolwiek danie Zosi by mi nie smakowało, każde z nich było wyjątkowe i bardzo pyszne. Wszyscy wyszliśmy na dwór i dobrze się bawiliśmy rozmawiając, nagle przybiegł Hubert i wyglądał jakby ktoś go gonił, patrzyliśmy na niego zdziwieni.
- Wszystko w porządku? - zapytała Hazel.
- Oni tu idą - wciąż próbował złapać oddech - i chcą nas zabić.
Po jego słowach zobaczyliśmy ludzi ubranych na czarno z kominiarkami, mieli pistolety i pochodnie z ogniem i rzucali w dom który od razu się zapalił, Diego chciał zmniejszyć ogień ale któryś z fanatyków rzucił się na niego a on musiał zacząć się bronić, był wstrząśnięty więc rzucał ogniem w każdą stronę i niestety trafił w nasz dom który zapadł się jeszcze bardziej. Na szczęście udało mu się wyrwać od fanatyka. Niestety przez moje zagapienie się na niego sama oberwałam od noża w moje ramię, piekło mnie oraz poleciała strużka krwi. Stworzyłam z ziemi głazy i rzuciłam na przeciwnika ale on był zwinny i unikał moich ciosów. Amalia do mnie podbiegła i rzuciła kulę wiatru na niego a on się tego nie spodziewał i poleciał do tyłu, dziewczyna się do mnie uśmiechnęła ktoś inny chciał wykorzystać jej nie uwagę i zaatakować od tyłu ale Hazel skutecznie go odepchnęła strużką wody. Każdy z nas był poobijany i zadrapany ale to nie było teraz najważniejsze, wszyscy musieliśmy żyć. Zosia podbiegła do mnie i powiedziała że nie może znaleźć Huberta, nasza reszta chciała go szukać gdy jeden z fanatyków podszedł bliżej i przycisnął pistolet do jego głowy, wszyscy stanęliśmy i nie wiedzieliśmy co robić, każdy ruch mógł spowodować jego śmierć.
- Żadnych gwałtownych ruchów inaczej on dostanie kulkę w łeb. - przycisnął pistolet do jego głowy a Zosia upadła na ziemię i zaczęła płakać.
- Dobrze skoro się posłuchaliście to mam pytanie, gdzie reszta trójka dziewczyn?
- Nie ma ich tu. - odpowiedziałam z trzęsącym się głosem.
- Hm a gdzie są? - przecisnął mocniej Huberta a on syknął z bólu.
- Poszły do Czarnej Wiedźmy! - wykrzyczała na jednym wdechu zrozpaczona Zosia.
- A gdzie się ta Czarna Wiedźma znajduje?
- Nie.. nie wiemy! - Zosia bała się najgorszego, że ta odpowiedź się jemu nie spodoba.
- W sumie co to za różnica kogo z was zabije pierwszego, szef chce śmierci każdego z was zaczynając od najsłabszych a chyba ten tu jest jednym z nich.
- Nie proszę, możemy znaleźć panią Anie i może ona będzie wiedzieć, żeby zabić nas wszystkich musicie wiedzieć gdzie znajduje się reszta.. - miałam nadzieję że to go przekona. Trochę się wachał było widać że myśli nad tym co powiedziałam, w końcu rzucił Huberta na ziemię a Zosia od razu do niego podbiegła.
- Okej ale jeśli to jakiś numer będziesz błagać o śmierć.
Przeraziłam się nie na żarty, nie miałam pewności czy pani Ania wie a to oznacza że sama wpakowałam siebie w kłopoty aby uratować przyjaciela, nie żałowałam a przynajmniej na razie. Diego chciał iść ze mną ale kiwnęłam głową na nie, nie wiadomo co fanatykowi może odbić. Poszłam z nim i szukaliśmy nauczycielki ale nie mogliśmy jej znaleźć a ja zaczęłam się denerwować.
- Czyli głupi numer?
Szarpnął mnie i przejechał nożem po moich plecach a ja krzyknęłam z bólu, rzucił mnie na ziemię i przyglądał się temu jak próbuję wstać, kopnął mnie i zaczął się śmiać.
- Czyli błaganie o śmierć, rozumiem.
Chciałam się obronić magią ale przez stres i łzy w oczach nie byłam w stanie, chodziło o moje życie a nie umiałam się obronić. Na szczęście Diego szybko przybiegł i podpalił go, obaj patrzyliśmy jak wije się z bólu przez ogień a ja nie mogłam na to patrzeć i zamknęłam oczy. Diego mnie przytulił a ja otworzyłam oczy gdy krzyki ustały, widziałam zwęglone zwłoki, nie miałam ze złe zabijanie tych ludzi bo sami chcieli nas zabić. Reszta przyjaciół do nas podbiegła z wyraźnym współczuciem na twarzach.
- Pójdziemy znaleźć panią Anie okej? - Powiedział Diego.
Kiwnęłam głową i poszliśmy jej szukać. Rozdzieliliśmy się aby szybciej ją odnaleźć, postanowiłam iść na tył domu i tam zobaczyłam leżąca panię Anie. Podbiegłam do niej najszybciej jak mogłam. Wzięłam jej głowę na moje kolana i na szczęście żyła ale jej ciało wyglądało okropnie, miała dużo oparzeń oraz ran z których sączyła się krew gdy spojrzałam na jej brzuch zamarłam, wielka okrągła rana z której upłynęło dużo krwi, poczułam łzy zbierające się do oczu, nie zasłużyła na śmierć, powinna żyć. Wzięła swoją rękę na mój policzek zmuszając mnie do zobaczenia jej twarzy, mimo wszystko uśmiechała się a we mnie coś pękło.
- Felicja słuchaj uważnie.
Powiedziała cicho i zabrała rękę, pokiwałam głową na znak że rozumiem i czekałam aż zacznie mówić.
- Nie wyjaśnię ci najpotężniejszej magii bo mam za mało czasu ale jest rzecz która pozwoli ci się dowiedzieć, rozumiesz?
Pokiwałam głową a łez na mojej twarzy było coraz więcej.
- W głównym budynku tam gdzie jest biuro szefa są archiwa, powinna tam być książka z rozpiską o tej mocy, obiecaj że ją zdobędziesz przed Adeliną.
- Obiecuję. - wyszeptałam cicho.
Ciało pani Ani powoli opadało, przetrzymałam swój palec na jej pulsie ale nic nie czułam, wydałam z siebie krzyk rozpaczy i tuliłam do siebie nauczycielkę. Podniosłam powoli głowę i zmrużyłam oczy, to nie może być prawda, Adelina we własnej osobie przyglądała mi się po czym się odwróciła i poszła. Nie zwracałam dalej na nią uwagi bo przyjaciele do mnie podbiegli i przytulili mnie ale mimo to wciąż czułam się okropnie.
CZYTASZ
Magiczne Zdolności
FantasyNastolatki zmuszone do radzenia sobie w niezbyt tolerancyjnym środowisku odnajdują takie które pomaga im rozwinąć ich dar. Mimo tego muszą uważać na niebezpieczeństwa ze strony osób które nie chcą się pogodzić z tym kim są.