Witam Was w trzecim rozdziale TGO☀️
Mała informacja!
Zmieniam miejsce z San Francisco na hrabstwo Monterey! Pierwszy rozdział nie ma jeszcze wprowadzonych zmian, ale na papierze będą☀️
Miejcie też na uwadze, że te rozdziały są surowe. Jeśli pojawi się jakiś błąd dajcie znać w komentarzu! Sprawdzam te rozdziały kilka razy, ale nadal może mi coś umknąć☀️
Zdawajcie relacje na hasztagu na Twitterze #thegoldenone ☀️
A teraz zapraszam Was do świata tych dwóch słoneczek...
Aurelia
Co powinnam zrobić? Co powinnam powiedzieć? Uśmiechnąć się? A może popatrzeć na niego krzywo? Wszystko wydawało się nijakie i niepasujące do mnie. Jedyna reakcja, która była zgodna ze mną była jednocześnie tak niedorzeczna i żenująca, że na samą myśl miałam dreszcze. Nie powinnam w tym momencie przypominać sobie słów mojego brata... Nie myśl o konsekwencjach, po prostu żyj. Wzięłam głęboki wdech i chwyciłam nieznajomego chłopaka za nadgarstek, pociągnęłam go za sobą tak mocno, że o mały włos nie potknął się o wystającą kostkę. Przedzierałam się przez tłum, aż stanęłam na środku trawnika i spojrzałam na niego. Chłopak wyglądał na zaskoczonego i zmieszanego. Próbowałam sobie przypomnieć jego imię... Pamiętałam, że ktoś go wołał, ale w głowie miałam kompletną pustkę.
– Wywalisz stąd wszystkich? – wypaliłam, a on zamrugał na moje słowa. – Proszę... – Zacisnęłam z całych sił szczęki.
Blondyn przyglądał mi się uważnie. Uważał pewnie, że jestem wariatką. I miał do tego pełne prawo, bo tak się zachowałam. Ale musiałam coś zrobić, cokolwiek. Chłopak odwrócił się w stronę, z jakiej przyszliśmy, a ja zwróciłam wzrok w tym samym kierunku. Nawet nie zauważyłam, że nie był sam. Był z kolegą, który wyróżniał się na tle wszystkiego, co znajdowało się w jego otoczeniu. Wzrostem chyba przewyższał blondyna, a jego twarz... Nie chciałabym na niego wpaść w ciemnym zaułku. Ruszył w naszym kierunku, a mój oddech stał się płytszy. Poczułam się, jak mała dziewczyna, kiedy stanął naprzeciwko mnie i zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. Zaczerpnęłam powietrza i zacisnęłam z całych sił wargi.
Mogą już coś powiedzieć? Trzymali mnie w niepewności, a nie wypadało mi przy nich obgryzać paznokci...
– Koleżanka... – Miękki ton blondyna dotarł do moich uszu i wdarł się głębiej, niż mogłabym sądzić. – Ma do nas sprawę, prawda? – Znów popatrzył na mnie, a ja zaczęłam się trząść. – Chyba że coś źle zrozumiałem.
Naprawdę? Chciał, żebym jeszcze raz o to poprosiła? Co za kutas.
– Sprawę? – odezwał się ten drugi, ale jego głos nie był tak przyjemny... Czułam się, jakby przykładano mi brzytwę do gardła. – Może jak ładnie poprosisz...
– Wiecie co? – Uśmiechnęłam się w ich kierunku. – Walcie się.
Odwróciłam się do nich plecami i zaczęłam szukać czegoś, na co mogłabym wejść. Moją uwagę przykuł stół. Ruszyłam w jego kierunku, mając w dupie tych dwóch półgłówków. Nie miałam zamiaru się przed nimi płaszczyć. Choć wypadałoby mi poprosić o pomoc niż jej wymagać. Tak naprawdę to ja potrzebowałam ich nie oni mnie. Wspięłam się na drewniany stół i rozejrzałam się po tłumie. Nabrałam w płuca powietrza i wydarłam się z całych sił: