Rozdział 17

229 49 40
                                    

James

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

James

Pokój oświetlała jedynie mała, nocna lampka. Nie dawała ona dużo światła, ale w zamyśleniu, w ktorym trwalem od dluzszego czasu, nie zwracałem na to uwagi. Siedziałem na łóżku, oparty o zimna ścianę i kciukiem muskałem struny gitary. Niewidzącym wzrokiem wpatrywałem się w jeden punkt przed sobą, a z ust co jakiś czas wyrywało się westchnienie.

Czułem się przytłoczony ostatnimi wydarzeniami. Byłem już tym wszystkim zmęczony. Sobą i życiem w ktorym przyszlo mi funkcjonować. Chciałem spokoju, chciałem odetchnąć pelna piersia i nie przejmowac sie tym, ze za rogiem czeka papparazie aby zrobic mi kolejne kompromitujace zdjecie. Mój czas chwały minął, ale to nie przeszkadzało medialnym hienom wchodzić brudnymi od błota buciorami w moje życie.

Dopiero tutaj, poczułem się anonimowy. Nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Byłem nikim. Wtapialem się w tłum ludzi, przyjeżdżających na chwile turystów. Nikt mnie nie zaczepiał, nikt nic ode mnie nie chciał. Tutaj czułem się wolny.

Przymknąłem oczy, a pod powiekami od razu pojawiła się twarz Eny. Tak bardzo nie chciałem zbliżać się do tej dziewczyny, ale coś nieustannie ciągnęło mnie do niej. Intrygowała mnie. Nie była jak inne dziewczyny, które ochoczo pchały mi się do łóżka. Może dlatego tak bardzo mnie interesowała? Może gdybym ją zaliczył znudziłbym się, jak każdą inną? Przecież Muriel na początku też taka była, a potem uległa i chciała mnie więcej, więcej i więcej.

Może z Eną byłoby podobnie? Tylko, że ja nie chciałem, żeby było podobnie. Chciałem czegoś innego. Chciałem być kochany za to jaki jestem, a nie kim jestem. Dziewczyny sypiały ze mna tylko dlatego, że byłem ich idolem. Nie widziały we mnie prawdziwego Jamesa Victora Kelly. Widziały tylko napalonego, wiecznie schlanego Jimma, którego sam kreowałem. Nie byłem z tego dumny, ale tak było lepiej. Życie w tych paru chwilach nietrzeźwości wydawało się proste i piękne. A potem przychodziła rzeczywistość i było jeszcze gorzej niż przedtem.

Teraz gdy Barbara zostawiła nas samych sobie, mógłbym bardziej zbliżyć się do rudowłosej. Poznać ja. Nie byłem jednak pewny jak to powinno wyglądać? Przecież byłem tylko gościem. Nic nie wiedziałem o prowadzeniu pensjonatu. Jak więc miałem pomóc temu rudzielcowi, który wcale nie chciał mojej pomocy?

Miałem wstać rano i normalnie wejść do kuchni i zmywać gary? A może najpierw zapytać czy jaśnie pani sobie tego życzy? Ciekawy byłem co teraz robiła. Pewnie spała, było przecież grubo po północy. W domu panowała cisza, przerywana jedynie moim pobrzękiwaniem. Bolały mnie oczy i pozycja, w której tkwiłem zaczynala mi przeszkadzać.

Wstając z łóżka, odłożyłem gitarę i szeroko ziewając wszedłem do pokojowej łazienki. Umyłem szybko zęby nie patrząc w lustro na swoje zmęczone odbicie. Miałem tego widoku po dziurki w nosie. Miałem tutaj odpocząć, nabrać dystansu. Miałem wrócić do domu w lepszym stanie, a czułem jak mój stan coraz bardziej się pogarszał. Czyżby Irlandia nie działa na mnie tak jak kiedyś? A może to nie o miejsce chodziło?

The Angel Song - ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz