Rozdział 13

234 50 44
                                    

James

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

James

Wrześniowe krople deszczu wystukiwały rytm o szybę, wypełniając pokój cichą, smutną melodią. Przynajmniej tak mi się wydawało. Było niedzielne popołudnie, w pensjonacie panował względny spokój. Gdzieś tykał zegar leniwie przesuwając swoje wskazówki, gdzieś jakby grało pianino, ale może miałem już urojenia? 

Oderwałem zmęczone oczy i spojrzałem krytycznie na tekst zapisany na kartce. Przebiegłem po nim wzrokiem i znów zacząłem kreślić, coś zmieniać. Wreszcie miałem wenę. Nie wiedziałem kiedy ostatnio tak się czułem. Wypełniały mnie dziwne uczucia, dziwne myśli. Musiałem przelać to wszystko na papier. Chociaż po ilości otaczających mnie kartek mogłem śmiało stwierdzić, że mnie nieźle poniosło. 

Niektóre teksty były dobre, niektóre średnie, a niektóre pewnie wywalę do kosza. Nieważne. Wrócił mi zapał. Wróciły chęci. 

W momencie gdy brałem do ręki gitarę, ktoś zapukał do drzwi. Odłożyłem więc instrument i otworzyłem je. Stała w nich Barbara. Wyglądała jakoś inaczej niż zazwyczaj. Włosy spięła w koczek, na twarzy miała lekki makijaż, a ubrana była w prostą, oliwkową sukienkę. Gdybym był starszy to zawiesiłbym na niej oko. Chociaż teraz również zawieszałem, bo gapiłem się na nią z zapewne durną miną.

- Idziemy z Eną do kościoła. Pomyślałam, że może również się wybierzesz.- zrobiłem niemrawą minę. Miałem dokończyć piosenkę, ale w sumie w kościele dość dawno nie byłem. Mógłbym się przejść. Patricia byłaby wniebowzięta z tego powodu.

- Przebiorę się tylko.- brunetka skinęła głową i z uśmiechem zeszła na dół. Przymknąłem drzwi, szybko zrzuciłem z siebie dresowe spodnie i zamieniłem je na ciemno szare jeansy. Do tego kremowy półgolf i czarne, skórzane buty. Spojrzałem przez okno. Na szczęście przestało padać. Zabrałem jednak ze sobą kurtkę, gdyby po kościele wybrałbym się na klify.

- A on tu czego?- dobiegł mnie burkliwy głos rudowłosej. Stanąłem na ostatnim schodku i nie bardzo wiedziałem co mam robić dalej. Zejść, czy wrócić się do pokoju?

- Idzie z nami, prawda?- Barbara była niezrażona tonem córki.

- Akurat dzisiaj?- Ena nie ustępowała.- Nie może kiedy indziej?

- Mogę się zaraz wrócić jak tak bardzo ci przeszkadzam- miałem dość tej małej wredoty. Co ja jej znowu takiego zrobiłem, że miała taki humor? Przez ostatnie dni było przecież wszystko dobrze. Nawet mnie trawiła, a teraz jakiś cyrk odprawia.

- No i dobrze.- fuknęła i wyszła przed pensjonat. Barbara posłała mi smutne spojrzenie.

- Nie przejmuj się nią. Ma dzisiaj stresujący dzień.

The Angel Song - ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz