Ena
Dni mijały nam dość szybko, a każdy z nich wyglądał niemal identycznie. Ja zajmowałam się gotowaniem, podczas gdy James, zgodnie z naszą codzienną rutyną, mył naczynia po posiłkach. Był to niemal mechaniczny rytuał, który wykonywaliśmy bez zastanowienia. Po obiedzie czy kolacji, kiedy kuchnia lśniła już czystością, oboje byliśmy zbyt zmęczeni, by zająć się czymś bardziej angażującym. Każde z nas udawało się do swojego pokoju, a wieczory mijały w ciszy, choć czasem przerywane odgłosami, które wskazywały, że on czy ja nadal jesteśmy na nogach.
Zaskakujące było to, jak dobrze się dogadywaliśmy, mimo że nie mieliśmy wcześniejszych doświadczeń we wspólnym życiu. Nasza współpraca działała jak precyzyjny mechanizm – bez niepotrzebnych słów czy konfliktów. Każdy z nas wiedział, co ma robić i bez zbędnych dyskusji realizowaliśmy nasze codzienne obowiązki. Można powiedzieć, że funkcjonowaliśmy jak szwajcarski zegarek – dokładnie, bez zakłóceń i zawsze na czas. Było to niezwykłe, bo przecież różniliśmy się pod wieloma względami, a jednak potrafiliśmy stworzyć harmonijną rutynę, która dawała nam poczucie stabilności.
Od kiedy spuściłam z tonu i postanowiłam dać mu szansę, on również się zmienił. Przestał prowokować, nie dogryzał mi na każdym kroku, a nawet utrzymywał pewien dystans, który pozwalał mi oddychać. Wcześniej nasze relacje były napięte, pełne złośliwości i nieporozumień. Teraz, zamiast tego, zapanowała między nami atmosfera wzajemnego szacunku i zrozumienia.
W chwilach, które spędzaliśmy w kuchni, rozmawialiśmy o naszej przeszłości. Te rozmowy były dla mnie odkrywcze. James opowiadał mi o swojej rodzinie, o śpiewaniu i koncertach, które były jego pasją. Jego oczy błyszczały, gdy mówił o tych doświadczeniach, a ja zaczynałam dostrzegać w nim człowieka z pasją i marzeniami. Ja natomiast otworzyłam się przed nim, opowiadając o siostrze i o tym, co działo się po jej śmierci. To były trudne wspomnienia, ale czułam, że mogę mu zaufać.
Nie potrafiłam wyrzucić z głowy wyrazu jego twarzy i jednego zdania, które powtarzał, patrząc mi prosto w oczy: „To nie twoja wina”. Im dłużej to mówił, tym bardziej coś we mnie pękało. Jakby skorupa, która otaczała moje serce pod wpływem tych kilku słów, kruszyła się. Te słowa były jak balsam na moją duszę, przynosząc ulgę, której tak bardzo potrzebowałam. Jego empatia i zrozumienie sprawiły, że zaczęłam wierzyć, że może rzeczywiście nie jestem winna tragedii, która mnie spotkała.
Jego wsparcie i obecność były dla mnie niezwykle ważne. Z każdym dniem czułam, że mogę na niego liczyć, że jest kimś, kto naprawdę mnie rozumie i akceptuje. To uczucie spokoju i bezpieczeństwa było dla mnie czymś nowym i niezwykle cennym. Zaczęłam dostrzegać w Jamesie cechy, które wcześniej były ukryte za maską sarkazmu i dystansu.
A sam James coraz śmielej pokazywał mi swoje prawdziwe oblicze, które podobało mi się coraz bardziej. Jego uśmiech, wcześniej rzadki i nieco cyniczny, teraz stał się częstszy i szczery. Z każdą rozmową odkrywałam, że jest pełen pasji, empatii i troski. Jego opowieści o rodzinie, śpiewaniu i koncertach nie tylko mnie fascynowały, ale również pozwalały zrozumieć, jak ważne są dla niego te aspekty życia.
CZYTASZ
The Angel Song - ZAKOŃCZONE
RomanceEna to dwudziestodwuletnia dziewczyna, która od dwóch lat żyje w cieniu bolesnej przeszłości. Tragedia, która odebrała jej młodszą siostrę, na zawsze odmieniła jej życie. Poczucie winy przytłacza jej codzienność, a melancholia stała się jej wiernym...