Rozdział 2

994 166 99
                                    

Ale was wciągnął pierwszy rozdział.

Rozdział 2

Ulica Pokątna była dziwnym miejscem. Widać było, że Petunia niechętnie tam wróciła, żeby Harry mógł zrobić zakupy do szkoły. Wiedział już, że była tutaj kilka razy ze swoją siostrą, gdy ta sama była uczennicą. Za to wuj Vernon i Dudley rozglądali się niepewnie wokół.

– Załatwmy to szybko – powiedziała tylko ciotka, zaciskając usta w wąską kreskę.
– Mogę zrobić zakupy sam, jeśli to dla ciebie nieprzyjemne, ciociu – powiedział, ale kobieta pokręciła głową.

– Jeszcze mi któryś z tych dziwaków potem powie, że zostawiłam dziecko samo – syknęła. – Wolę to załatwić raz, a porządnie.

Mógł jedynie pokiwać głową. Nie chciał jej drażnić. Już i tak wujostwo poszło mu na rękę, zabierając go na tę dziwną ulicę pełną czarodziejów. Niektórzy byli ubrani naprawdę oryginalnie i tylko słyszał, jak wuj Vernon mruczy pod nosem coś o dziwakach. Dla niego to też było dziwne. Po co nosić coś tak obszernego, co na dodatek krępuje ruchy? Z takiej jednej peleryny dałoby się pewnie uszyć kilka koszul.

Najpierw poszli do banku i tam Harry pokazał klucz, który znalazł w mniejszej kopercie. Jak się okazało Lily i James zapewnili synowi odpowiedni fundusz na czas nauki. Nie wziął jednak wiele. Tyle, ile uznał, że będzie potrzebował na zakupy i kilka dodatkowych monet. Tak na wszelki wypadek.

To skrytki udał się sam w towarzystwie stworzenia, które okazało się goblinem. Pierwszy raz miał styczność z kimś takim. Nawet w innych światach nie spotkał kogoś takiego. Ciotka Petunia stanowczo odmówiła udania się do czegoś, co określiła jako „grobową kryptę w lochach". Najwyraźniej miała kiedyś okazję, zobaczyć to dziwne miejsce. Za to goblin przyglądał się mu niepewnie.

– Czy coś się stało? – zapytał, kiedy drzwi do skrytki zostały zamknięte i mogli wracać.

– Wydawało mi się, że... Nieważne – mruknął, wsiadając do wagonika.

Harry szybko poszedł w jego ślady, nie komentując niczego. Miał jednak świadomość, że goblin mógł coś wyczuć. Nie był pewien, czy będąc kimś obcym w ludzkim ciele, wydawał się innym podejrzany. Do tej pory wszyscy mieli go za cichego, uprzejmego chłopca, do którego lgnęły wszystkie zwierzęta. Nawet agresywny pies z domu na sąsiedniej ulicy merdał radośnie ogonem na jego widok. Dla jego właściciela to było niespotykane.

Zakupy przebiegały sprawnie, ale gdy zobaczył, że wujostwo ma zdecydowanie dość, zaproponował im, żeby wrócili do mugolskiego Londynu coś zjeść, a on spotka się z nimi koło samochodu za jakieś dwie godziny.

– Myślę, że to wystarczy na załatwienie reszty. I tak dziękuję, że przyszliście ze mną – powiedział.

Dursleyom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Petunia trochę się wahała, bo nie chciała być o coś posądzona, ale Harry zapewnił ją, że gdyby ktoś pytał, to powie, że na chwilę się rozdzielili. To nie była przecież zbrodnia. Tym sposobem został chwilowo sam. Spokojnie odhaczał kolejne pozycje na liście i wszedł do sklepu z szatami, żeby kupić mundurek szkolny.

– Dzień dobry – przywitał się grzecznie.

– Dzień dobry, kochanie – odpowiedziała kobieta z metrem krawieckim na szyi. – Szaty do Hogwartu? Stań na stołku – poleciła mu, gdy potwierdził.

Szybko wykonał polecenie. Kątem oka zauważył, że nie jest jedyny. Obok niego stał jasnowłosy chłopiec o szarych oczach i wyrazie twarzy, który świadczył o tym, że czuł się lepszy od innych. Nie lubił tego typu ludzi. Źle się z nimi dyskutowało, bo uważali, że zawsze mają rację.

ObserwatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz