Rozdział 5

993 183 105
                                    

Rozdział 5

– Jak ty to zrobiłeś? – zapytał Neville, gdy razem z Harrym wypuszczono go ze skrzydła szpitalnego i mogli dołączyć do wszystkich w Wielkiej Sali na obiedzie.

– Ale co takiego? – zapytał.

– Nagadałeś Malfoyowi, a do tego nie bałeś się Snape'a.

– A czego tu się bać? – zapytał Harry, nie rozumiejąc zupełnie, czemu wszyscy aż tak bardzo boją się szkolnego Mistrza Eliksirów. – Co on mi może zrobić poza wlepieniem szlabanu i odebraniem punktów? Nic. Nie może mnie uderzyć, bo to byłby dla niego wilczy bilet.

– Ale może na ciebie krzyczeć. Podobno jest wtedy przerażający.

– To prawda, że krzyki nie są miłe, ale uważam, że trzeba się je nauczyć rozróżniać i podzielić na kategorie. Wtedy jest prościej.

– Chyba nie rozumiem – przyznał Neville. Miał minę, która jawnie pokazywała, że naprawdę nie rozumie, o czym mówi jego kolega.

Od rozpoczęcia szkoły nie minęło wiele czasu, a już wszyscy Gryfoni rozmawiali o Harrym. Zgodnie twierdzili, że nie tak go sobie wyobrażali. Był dla nich dziwny. I bardzo spokojny. Nigdy nie podnosił głosy, z nikim się nie kłócił, trzymał z daleka od kłopotliwych osób i w ogóle nie przypominał w niczym swoich rodziców. Myśleli, że będzie się szczycił tym, że był Chłopcem, Który Przeżył, ale on na jawną prowokację Snape'a na tym polu, odpowiedział, że nie widzi powodu do chwalenia się czymś takim. Nawet nauczyciele rozmawiali na ten temat, a niektórzy Gryfoni przysięgali, że widzieli, jak po tamtej pamiętnej lekcji, Snape chodził wściekły podczas wieczornego dyżuru i wlepiał szlabany za byle co.

– Jeśli ktoś krzyczy, bo wzywa pomocy, to należy zareagować. Tak samo jest z krzykami, które mają świadczyć o tym, że coś jest nie tak albo coś się dzieje. To rodzaj alarmu. Jeśli jednak ktoś krzyczy, żeby się na kimś wyładować, to tylko dowód na to, że ta osoba nie radzi sobie sama ze sobą. Moim zdaniem profesor Snape jest właśnie kimś takim. Musiało się kiedyś w jego życiu wydarzyć coś, co doprowadziło go do takiego stanu. Wtedy najlepiej sobie powtarzać, że gniew, który skrywa się za tym krzykiem, tak naprawdę nie jest skierowany bezpośrednio na ciebie.

Neville patrzył na niego wielkimi oczami z lekko rozchylonymi ustami.

– Brzmisz jak jakiś filozof. Chyba dogadałbyś się z Hermioną – powiedział.

Harry pokręcił głową.

– Nie – powiedział. – Naprawdę nic do niej nie mam, ale wydaje mi się, że sama sobie robi krzywdę. Rozumiem, że jest z mugolskiej rodziny i chce pokazać, że jest świetną uczennicą, ale zatraca się w tym. – Westchnął. – Długo tak nie pociągnie. Narobi sobie tylko wrogów takim zachowaniem.

Nawiązywał do ostatnich wydarzeń, kiedy Hermiona uparcie próbowała udowodnić, że to ona ma rację. Harry nie twierdził, że dziewczyna nie była inteligentna, ale jeśli chciała się z kimś zakolegować, to nie mogła tak się zachowywać. Jego rodzaj nie tolerowałby takiego zachowania. Nie znosili wywyższania się i prób poniżania innych. Ufali sobie i uważali, że wszyscy są sobie równi. Nie oznaczało to oczywiście, że w ich rodzaju nie było nikogo, kto w jakiś sposób się czymś nie wsławił. Młode osobniki podziwiały starszych braci i siostry, ale znali ich głównie z opowieści. Byli rozrzuceni po różnych światach i rzadkością było, żeby młodziki spotykały kogoś w takim wieku jak on. Nie był wprawdzie najstarszy, bo do tego wiele mu brakowało, ale jako ktoś urodzony na „Początku", a potem jako przebywający w wielu światach, był ogromnym źródłem wiedzy.

ObserwatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz