Od tamtego momentu minął tydzień. Ani trochę nie przyzwyczajałam się do śmierci Chloe. Dalej nie mogłam uwierzyć, że jej po prostu nie ma. Przyjaźniłyśmy się od ponad dziesięciu lat, ta przyjaźń mogłaby jeszcze potrwać latami, gdyby nie ta idiotyczna gra. Pozostało mi już tylko wpatrywanie się w pustą ścianę, siedząc na jej łóżku. Nie kontrolowałam już nawet łez, po wypłakiwanych nocach budziłam się z ciemnymi worami pod oczami, a pierwszą moją myślą po wstaniu była zawsze Chloe. Ogarniał mnie stres na myśl, że moja mama wciąż nie wie gdzie jestem. Brak telefonu powodował u mnie jeszcze większe zamieszanie, chciałabym móc zadzwonić na policję, do mamy, do kogokolwiek kto mógłby uratować nas z tej piekielnej gry.
Każdy dzień wywoływał we mnie coraz większy stres. Nie byłam przygotowana na widok kolejnych zabitych ludzi. Marzył mi się dom ze zdrową Emily i Chloe bawiącą się z nią, a ja to obserwuję. Bez względu na wszystko, dalej miałam bujną wyobraźnię i wymyślałam szczęśliwe scenariusze. Przed snem wyobrażałam sobie mnie z Chloe i Olivią, w którym gramy w karty. Oczywiście znowu wygrałam, Olivia mówi, że ona się poddaje i w to nie gra, a ja odpowiadam, że przecież mogą ze sobą rywalizować. Przeszło mnie uczucie deja vu, gdyż taka sytuacja faktycznie miała miejsce. Nikt nie chciał wspominać mi o Chloe. Prawdopodobnie bali się, że wywoła to we mnie złe skojarzenia, jednak najbardziej w świecie chciałabym z kimś o niej porozmawiać. O tym, jakie cudowne stworzyłyśmy razem wspomnienia, o wszystkich naszych spotkaniach i kłótniach.
Olivia także cierpiała, jednak nie na tyle co ja. Nie łączyła ich taka więź, która mnie łączyła z Chloe. Olivia niekoniecznie często chciała się z nią widywać, aczkolwiek były dla siebie stworzone. Olivia zaczęła powoli się przyzwyczajać do całej sytuacji, jednak moje samopoczucie pozostało niezmienne. Chciałabym móc przywrócić ją do życia, albo chociaż żeby sytuacja z jej śmiercią nigdy nie zaszła. Nasuwał mi się pomysł, aby się stąd wydostać. Wiązało to się z ryzykiem śmierci, dlatego pozostałam w zmieszaniu.— Wygarniemy im klucze — wpadłam na pomysł, który odrazu przedstawiłam Gabrielowi.
— Ale gdzie one mogą być? — zastanawiał się, chociaż byłam pewna, że będzie wiedział.
— Kto jest tutaj głównym zarządcą gry? —dociekałam.
— Nie mam pojęcia, chyba ten najwyższy typ z czarną maską — odrzekł.
—Jesteś pewien?
— Nie — wzruszył ramionami.
Westchnęłam cicho.
— Dobrze, powiedz mi jaki ty masz plan.
Zastanawiał się przez pewien czas, nie do końca pewny czy jego pomysły nie zostaną przeze mnie uznane jako głupie.— Nie wystarczy zapytać tych ludzi czy możemy po prostu zrezygnować z gry?
Uderzyłam się dłonią w czoło. Nie dowierzałam, jak mogłam na to wcześniej nie wpaść. Uznałam to za genialny pomysł, chociaż ogarnął mnie lęk na myśl, że będziemy musieli rozmawiać z tymi ludźmi.
— Nie boisz się do nich zagadać? — zapytałam zlękniona.
Przewrócił oczami.
— Przecież my tylko się ich zapytamy, no nie?
Przełknęłam głośno ślinę i kiwnęłam głową.
Gdy staliśmy przy drzwiach prowadzących prawdopodobnie do pomieszczenia z tymi przerażającymi ludźmi, wzięłam kilka głębszych oddechów i zapukałam. Nikt nie otwierał, dlatego zapukałam jeszcze raz, tym razem głośniej. W dalszym ciągu nikt nie otwierał. Wymieniliśmy z Gabrielem krótkie zdezorientowane spojrzenia, a serce ustało mi gdy niespodziewanie ktoś otworzył drzwi.
Była to jakaś kobieta mojego wzrostu i podobnej do mnie sylwetki. Miała na sobie czarny kombinezon i czarną maskę zakrywającą całą jej twarz, jednak miała wywiercone dziury w miejscu na oczy i nos. Pod ciemnym kapeluszem nie widziałam nawet jej włosów.
CZYTASZ
Defeat - pokochać wroga
AçãoSiostra 19-letniej Charlotte, Emily, walczy z nowotworem, na który potrzebna jest spora suma pieniędzy. Matka dziewczyny nie jest na tyle bogata, aby pomóc Emily. Charlotte postanawia zagrać w niewinną grę o pieniądze, w której musi rywalizować z in...