ROZDZIAŁ 5 - Brookies (cz.1)

71 21 3
                                    


Hound leżał na kołdrze w łóżku obok Jean, plecami oparty o wezgłowie, z nogami wyciągniętymi prosto, stopami w skarpetkach skrzyżowanymi w kostkach, oglądając telewizję z nią pod kołdrą, wtuloną w niego, z głową na jego ramieniu.

Keely miała być za pół godziny.

Ale zostanie z Jean, jeśli zechce go przez te pół godziny.

– Wiem, że ona przyjdzie do ciebie.

Hound przeniósł wzrok z telewizora na czubek delikatnej, siwowłosej głowy Jean.

– Kochanie – mruknął.

Uniosła głowę z jego ramienia, przekręciła szyję i spojrzała na niego.

- Wiesz, kochanie, po tym, jak straciłam Haim'a, nie mogłam znaleźć w sobie siły, żeby szukać gdzie indziej. Ale to nie znaczy, że nie myślałam gdzieś z tyłu głowy: „może jutro" albo „może w przyszłym tygodniu" albo „po prostu dam sobie radę do końca roku, a potem znowu otworzę swoje serce". Cóż, dni zamieniły się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a miesiące w lata, a teraz jestem tutaj z tobą. Mam szczęście, bo jesteś wszystkim, czego potrzebuję, a to dlatego, że jesteś typem mężczyzny, którego serce jest hojne, więc mam wszystko, czego potrzebuję. I cieszę się, że na koniec cię mam. Ale nadal spędzam dużo czasu, patrząc wstecz, zastanawiając się, co by było „gdyby", i czując żal.

- Nienawidzę tego dla ciebie, Jean Robaczku - odpowiedział i tak było.

Jeszcze bardziej nienawidził, gdy mówiła słowa „na koniec".

A gdyby Keely kiedykolwiek to zrobiła, obejrzałaby się i zapytała „co by było gdyby", nienawidziłby tego również dla niej.

- Straciłeś serce dla tej kobiety lata temu, ale czy ona o tym wie? - zapytała Jean.

- Nie wiem, czy ona wie, jak głęboko to sięga, ale wiem, że wie, że jestem jej.

- Weź, co dają.

Zmarszczył brwi - Powtórz jeszcze raz.

- Jesteś jej, weź się ogarnij. Weź, co ci daje.

Uśmiechnął się do niej i powiedział - Nie jestem pewien, czy to tak działa.

Wtedy powiedziała - Bill Withers.

Hound obejrzał ją, mając cholerną nadzieję, że nie straci tego. Jej ciało ją zawodziło. Jej serce było słabe, lekarze się o to martwili (a Hound martwił się o to jeszcze bardziej). Jej płuca też nie były w najlepszym stanie. Jej siła była gówniana i wydawało się, że za każdym razem, gdy do niej przychodził, zwalniała coraz bardziej. Ale jej umysł był teraz tak samo bystry, jak w dniu, w którym ją poznał dziewięć lat temu.

- Wiem, że wy, młodzi, możecie teraz bardzo łatwo zdobyć muzykę. Więc weź jeden ze swoich gadżetów i posłuchaj piosenki „Use Me". I myślę... myślę – ugryzła się w wargę, zanim skończyła, jej głos stał się cichszy – ...myślę, że może ci się to podobać, i okej, jeśli tak jest. Ale nie pozwól, żeby cię wykorzystywała.

Hound poczuł, jak ciepło uderzyło go w brzuch, że tak bardzo jej na nim zależało, że aż tak się o niego martwiła, a wiedział, że to było widoczne w małym uśmiechu, którym ją obdarzył.

- Nie martw się o mnie, Jean Robaczku – szepnął.

- Niemożliwe, Shepherd. Ale spróbuję.

Pochylił się i pocałował ją w czoło.

Kiedy się odsunął, odwróciła się twarzą do telewizora i znów opuściła głowę na jego ramię.

Kiedy to zrobiła, pochylił głowę w stronę jej głowy.

Dziki jak wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz