2. Nowy uczeń cz. 3

228 21 142
                                    

Następnego dnia o dziwo zjawił się w Akademii i jak gdyby nigdy nic, chodził na zajęcia. Nikt nie spróbował zapytać go, co się właściwie stało, ale oczywiście każdy miał swoją teorię. Mnie osobiście mało obchodziło, jak wyglądała jego konfrontacja z dyrektorem, bardziej mnie zaskakiwał, a może nawet imponował sam fakt próby podjęcia buntu. Choć tak naprawdę nie wiedziałam, czy zrobił to świadomie, czy zwyczajnie nie zauważył kamery, a ja wprowadziłam go w błąd, mówiąc, że może „napić się" przy automacie.

Podczas długiej przerwy klasycznie wybrałam się do stołówki. Plotki w Akademii rozchodzą się błyskawicznie i teraz nie tylko moja klasa wiedziała o występku Gabriela; rozmawiali o tym praktycznie wszyscy. Kiedy stanęłam przed ladą sklepiku, pani Belford cofnęła się o krok, na wszelki wypadek, i zapytała:

— To prawda?

— To znaczy? — Sięgając po portfel, uniosłam brew. — Dzień dobry... — dodałam.

— Czy to prawda, że ten nowy, jeden z was... — Rozejrzała się nerwowo, jakby chciała upewnić się, że nikt więcej tego nie słucha. — Napił się krwi na środku korytarza?

Gdy zauważyłam to pogardliwe spojrzenie, aż we mnie zawrzało.

— Jeden z nas? Jeden z was? Co za różnica?

Pani Belford nabrała powietrza w usta, ale wyraźnie nie miała pojęcia co odpowiedzieć.

— Coś pani powiem — kontynuowałam. — Ten „nowy" faktycznie napił się krwi na środku korytarza. A wie pani dlaczego?

Starsza kobieta nadstawiła ucha.

— Bo ma gdzieś te wszystkie bzdurne zasady. I jakby pani spojrzała na niego, tak jak teraz patrzy pani na mnie, to bez namysłu przeskoczyłby przez ladę i dorwałby się do tego pomarszczonego gardła. Wbiłby kły głęboko w tętnicę i wyssał wszystko, do ostatniej kropli.

Pochyliłam się i oparłam ramiona o blat. Czułam, że trochę się zagalopowałam, ale nie potrafiłam przestać.

— Leżałaby pani za ladą, dopóki któryś z woźnych nie przyszedłby konserwować lodówki — warknęłam. — Ciekawe czy taki woźny pomógłby komuś takiemu? Wątpię. Widząc wredną staruszkę z rozszarpanym gardłem, wiałby szybciej niż przeciąg — wyrzuciłam z prędkością karabinu maszynowego.

Chciałam kontynuować, ale zatrzymałam się wpół oddechu. Przeszło mi przez myśl, że nie dość, że przesadziłam, to powiedziałam to wszystko zbyt głośno. Rozejrzałam się dookoła. W stołówce panowała głucha cisza. Kilku uczniów wlepiało we mnie gały, a ich żuchwy niemal szurały po posadzce. Kątem oka dostrzegłam, że kawałek dalej, pod parapetem stała Annie — również zbierała szczękę z podłogi. Twarz pani Belford nabrała przesadnie purpurowego odcienia. Wyglądała, jakby miała za chwilę odlecieć.

— No, Szczerbatka... — Evan Morby pojawił się znikąd i poklepał mnie po ramieniu. — Chyba mamy nowego trenera koszykówki. Z taką gadką zmotywowałabyś nawet mojego ojca do uśmiechu.

Wydął usta i ruszył w stronę stolika, przy którym siedzieli jego kumple.

— Bardzo przepraszam... — zwróciłam się w stronę pani Belford. — Chciałabym kanapkę z szynką i dwa banany.

Staruszka bez słowa wygrzebała spod lady produkty i położyła je na blacie.

— Dwanaście lumów — powiedziała przez zaciśnięte zęby.

Błyskawicznie wyłożyłam pieniądze i zabrałam papierowe pakunki.

— Dziękuję.

Odwróciłam się na pięcie, podeszłam do pustego stolika, a stołówkę znów wypełnił szkolny gwar.

Whispers Of Thirst TOM I (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz