ROZDZIAŁ 4

16 2 0
                                    

38 dni po przebudzeniu

Dzwonek nie brzęczał, telefon nie migał, Igor się nie odzywał. Pierwsza myśl: przestraszył się mnie. Druga myśl: skoro tak, był tchórzem, takim oczywistym ale muszę przyznać, że cholernie intrygującym tchórzem. Trzecia myśl: Jeśli nim był, to nie wiem jak ja dobierałam sobie wcześniej przyjaciół.

Ja też nie byłam ostatnio święta. Przyzwyczaiłam się do ciągłego lenistwa, czytania Johna Greena pod miękkim kocem i nieregularnego jedzenia (czytaj: od niechcenia zaglądania do lodówki). Nie musiałam wymigiwać się od szkoły, prosić rodziców o odpuszczenie jednego dnia nauki. Oni robili to za mnie. Wykazywali się niezwykle niewygodną nadopiekuńczością. No bo jak tu się nie wkurzać, gdy pozbawiają Cię całej frajdy symulowania?

Jak nie wkurzać się na Tego Tam Co Sobie Siedzi Na Chmurce Do Góry, gdy pozbawia Cię nagłych myśli typu: „A pamiętasz jak..." ?

Blee.

Ja się jednak stanowczo za dużo nad sobą użalałam.

I może dlatego mama zaproponowała mi wspólne porządki? Mówiąc „zaproponowała" mam na myśli te momenty, w których droga jest jedna, bez wyjścia. W których słowa trzeba tylko puścić, to same wylecą.

- Jasne, świetny pomysł. – powiedziałam z krzywym uśmiechem na ustach.

- Chodzi głównie o ogarnięcie tego Twojego artystycznego nieładu... - rzuciła niestarannie nalewając wodę do wiaderka, którym miałam powycierać kurze. Byłam dumna z jej eufemizmów.

Pozdejmowanie tandetnych ozdób z mojej miętowej ściany, odkurzenie niby kiedyś białego dywanu, namoczenie wodą parapetu, porozwieszanie firanek, które wcale mi się nie podobały, opróżnienie biednie napełnionego kosza na śmieci, poukładanie bluzek i włożenie na wieszak koszul do szafy, napełnienie doniczki z kwiatkiem dodającym trochę dziewczęcości pokojowi zajęło mi mnie więcej godzinę.

Oczywiście szybkość strusia pędziwiatra zawdzięczałam kofeinie wypitej z latte przed telewizorem.

Wydawało się, że jednak mogę być z siebie dumna, ale to była jedna z licznych niewdzięcznych sytuacji, gdy zrobiłam oczekiwaną ode mnie rzecz tak dokładnie, jak Perfekcyjna Pani Domu, a mimo to mama chciała więcej. To była jedna z sytuacji, którą można porównać do palenia fajek. Myślisz, że jeśli wypalisz jedną – starczy. Gówno prawda. Prędzej czy później będziesz potrzebował więcej.

I więcej. I więcej. I więcej.

- Sara, łazienka jest cała brudna.

- Ciekawe co ja mam z tym wspólnego.

Westchnęła.

Przez ten miesiąc mojego nowego życia, które było tylko ciągiem dalszym nie zdążyłam się dowiedzieć nic na temat moich reakcji na sprzątanie. Może byłam pedantką, może fleją. W każdym razie, uczucia i myśli mieszały mi się w głowie. Chciałam je zabić wszystkie jak najszybciej, bo reakcja na oczekiwania mamy musiała być naturalnie natychmiastowa.

Być grzeczną?

Zbuntowaną?

Jaką zbuntowaną, nie można być zbuntowaną opierając się sprzątaniu brudnego sedesu z powodu zmęczenia. Nie, nie byłam zbuntowana.

I dlatego postanowiłam być przebiegłą.

Bez słowa poszłam do toalety, po czym wróciłam się wściekła na siebie, że muszę latać góra dół po domu w poszukiwaniu zaginionych środków czystości i jakiejś szmaty. Przemierzałam co drugi stopień schodów i ujrzałam przed sobą małą łazienkę pozornie nieskazitelną. Umywalka: spoko. Wanna: w miarę. Otworzyłam klapę sedesu i wszystko stało się jasne. Skrzywiłam buzię w bezradności. Wyglądałam zapewne jak po zjedzeniu Shock'ów.

Opuściłam głowę. Wzięłam płyn do ręki. Uklęknęłam.

I nagle krzyk.

- DZWONILI Z PRACY, MUSZĘ POROZMAWIAĆ Z KLIENTEM O KTÓRYM ZAPOMNIAŁAM. WRACAM ZA DWIE GODZINY, LICZĘ NA CIEBIE!

Mama wyjechała wciskać facetowi kit o niższym oprocentowaniu. Przynajmniej ze sprawami fizjologicznymi nie miała do czynienia. W przeciwieństwie do mnie.

Nie chciałam tego, naprawdę. Myślałam, że nie będę mieć problemów z posprzątaniem tego. Na serio, nie zamierzałam zawieźć mamy. Ale nie było w tamtym momencie nikogo, kto by powstrzymał mnie od złapania komórki, włączenia Wi-Fi i kliknięcia w szybkę tak, by otworzył się przede mną Facebook.

Czekałam. Może telefon mi się zacinał, a może faktycznie niemożliwe było ujrzenie tej czerwonej jedynki, która oznaczałaby MASZ WIADOMOŚĆ. Nikt nie napisał. Nikim był Igor. Błagałam Tego Tam Do Góry o jedno małe „ej sory, że wyszedłem z kawiarni, ale mama się źle czuła" lub „ej przepraszam, ale..."

I coś tam dalej. Coś takiego. Żeby w ogóle coś było.

Ale była tylko dupa blada.

Oparłam się o brudną ścianę. Przetrwam.

Nie oszukujmy się. Nie przetrwam.

I nie wiem czego bardziej. Milczenia Igora, czy przymusu mycia kibla - nazwijmy to kolokwialnie.

Wstałam leniwie i poszłam po głośniki. Nie oszczędzałam ich. W każdej części narządów słuchu czułam Sweather weather. A później Flawless. Na koniec Afraid. I tak z the neighbourhood minął mi żmudny czas sprzątania łazienki.

Ekran w telefonie pokazywał 11:30, a ja doszłam do zaskakujących wniosków. Nie miałam niczego do roboty! Ze szkołą musiałam się zmierzyć dopiero za tydzień, więc stare zeszyty i książki kurzyły się z brakiem jakiegokolwiek zadania domowego. Pomyślałam, że mama na sto procent nie wróci za dwie godziny, więc znów będzie musiała odłożyć porządki domowe na później.

I wtedy ja, niegrzeczna dziewczynka poszłam na strych, by go posprzątać.

Świat oszalał.

8},"supZ

Blisko czy dalekoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz