ROZDZIAŁ 11

17 2 0
                                    

51 dni po przebudzeniu

Czasem dzięki tej całej śpiączce i wymazaniu przeszłości przez moją pamięć udawało mi się zupełnie naturalnie oceniać siebie i swoje zachowanie obiektywnie. Jakbym stała z boku i przypatrywała się swojej sylwetce. Coś w stylu filmów, w których anioł zabiera twoją duszę, by obejrzała twoje postępowanie na Ziemi całkowicie obiektywnie.

Czyli tak, jak było naprawdę.

I na (chyba) szczęście, wtedy także umiałam spojrzeć na to właściwie. Na co? Na wczorajszą rozmowę z Igorem.

Doszłam do wniosku, że temu gościowi powinni przyznać dwie nagrody. Pierwszą naukową (jestem pewna, że był genialnym fizykiem, biorąc pod uwagę, że pracował w najnowocześniejszej instytucji w Europie), a drugą za wieloletnie wytrzymanie z zimną suką. I za wysłuchiwanie jej problemów. I za rozmawianie z nią, nawet gdy miała okres.

Dla wszystkich jeszcze niedomyślających się: zimną suką byłam ja.

Świat jest sprawiedliwy, gdy dasz mu ku temu powód. Idąc więc głośnym, nowym/starym korytarzem szkolnym dał odczuć mi pewną karę. Karę nieprzystosowania.

Mówiłam do siebie „przecież byłaś tu już tyle razy". Krzyczałam „przecież nie musisz się im wszystkim przedstawiać, znają cię".

Ale to nie była prawda. Musiałam stać się choć trochę inna niż za życia, którego nie pamiętałam.

Albo z którego pamiętałam tylko dwie sytuac...

- Czy ja sobie czegoś nie uroiłam?! Kurwa, to przecież Sara!

Jakaś trzaśnięta drewnianą deską laska stanęła mi na drodze donikąd (bo tam się właśnie idzie szkolnymi korytarzami) i przekrzyczała całą resztę uczniów. Biorąc pierwszy oddech poczułam słodką woń jakiejś odżywki do rudych loków w specjalnym nieładzie. Za drugim zachciało mi się rzygać. Jak na osobę preferującą jak widać tylko najciemniejszy odcień czerni dobrała sobie CIUT za mdląco słodkie perfumy.

Nie wiem, może ja się po prostu nie znam. Nie wiem, może ja po prostu nie kumam kreowania własnej osobowości na podstawie wrzucania przeciwieństw do jednego worka, upychania ich i wgniatania w siebie na siłę.

Powinnam się wreszcie obudzić, mamy XXI wiek, tu licealistom nie wystarczają imprezy co weekend, czytanie książek wyłącznie o nastoletniej miłości i po prostu tak rzadko spotykane cieszenie się życiem.

Ale po takiej przerażającej refleksji, doszłam do wniosku że właśnie tacy wkurzają mnie najmocniej.

Ten oryginał przede mną przebijał jednak wszystko.

- Yyy sorry... przecież ty mnie nie poznajesz – powiedziała odczytując moją przerażoną minę. – El.

- Ela?

- Nikt mnie już tak nie nazywa, oszczędźmy sobie ostatniego „a". Jestem twoją dobrą kumpelą, dzięki mnie nie uchodzisz w tej budzie za kompletną wariatkę. Jak coś zaczną o tobie gadać, nie przejmuj się, głowa do góry, a cycki do przodu, spoko?

Chyba kiwnęłam głową. A potem chyba wyszłam z tą dziewczyną na szkolną ławkę, bo wzięła mnie pod ramię, a ja nie miałam ochoty nazywać ją wariatką przy tych nowych/starych ludziach bo z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że tej całej El nie można tak robić. A przede wszystkim nie można się odważyć.

Boisko nie było zbyt duże, w przeciwieństwie do budynku szkoły. Jednak po kilkunastu minutach spędzonych na tych obszarach, wiedziałam, że brakuje przestrzeni. I tu i tu.

Blisko czy dalekoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz