ROZDZIAŁ 7

16 0 0
                                    

43 dni po przebudzeniu (czyli trochę, co znaczy „blisko" i „daleko" i potrzebach fizjologicznych)

Babcia. Około siedemdziesiąt lat. Bordowa pomadka. Jezu.

Obok niej: kobieta. Trzydzieści lat. Zadbana, ale skromnie ubrana. Na jej kolanach siedziało dziecko. Dbało o „oprawę muzyczną" (czytaj: bręczenie o żelki, o siku, o wszystko) na głównym szpitalnym korytarzu. Wdech i wydech. Dobrze, że nie zabrałam żadnej książki do czytania. Mój wzrok nie mógłby się skupić na niczym innym niż na czteroletnim bękarcie z pewnym ADHD. Nie, nie zbliżał mi się okres. Każdemu puściłyby nerwy.

- Przepraszam bardzo, ale czy może pani uspokoić swojego syna? – zwróciłam się do równie nielekko zdegustowanej matki najsubtelniej jak umiałam. Nie oszukujmy się, nie należałam do osób szczególnie obdarzonym tą umiejętnością.

Mama szturchnęła mnie w ramię.

- Twoja szczerość przetrwała nawet wypadek. – mruknęła. Miała dziś dobry humor. Należało to jakoś wykorzystać, choć na razie czekając na pielęgniarkę zezwalającą wejść do gabinetu lekarza, który kontrolował stan mojej pamięci – nie miałam najmniejszego pomysłu.

Czułam się, jakbym szła do dentysty. Z jednej strony błagałam czas, aby płynął wolniej, abym zdążyła się uspokoić przed wejściem. Z drugiej, chciałam mieć już to wszystko z głowy. Nie, Barański nie katował mnie, nie wbijał igieł, nie stosował elektrowstrząsów.

Ale czasem robił coś gorszego.

- Czas, by pomyśleć o terapeucie. – powiedział ze złożonymi rękami na znak spokoju i opanowania. Czas przeleciał przed oczami błyskawicznie. Nie zauważyłam, kiedy pielęgniarka mnie zawołała, kiedy wstałam z krzesła, kiedy krzyki wkurzającego chłopca ustały i kiedy powiedziałam staremu dziadowi „dzień dobry". – Mogę paniom polecić mojego zaufanego kolegę.

Tak, byłam jedną z tych osób, którym NAPRAWDĘ nie był potrzebny psycholog. Nie miałam nic przeciwko tym ludziom. To nie był zły sposób zarabiania kasy. Ale...

- Sara doskonale sobie radzi. – powiedziała mama czytając mi w myślach. W obecnej sytuacji znała mnie milion razy lepiej niż ja sama, co nie zmieniało faktu, że nadal była moją matką, a ja nadal nastolatką. Po prostu niemoralne było mówienie sobie o wszystkim.

- Czyli odzyskuje pamięć?

- Absolutnie! – krzyknęła. Spojrzała na swoje słowa obiektywnie i przeraziła się nimi. Czułam, że coś jest nie tak. Denerwowała się bardziej niż ja. Do tej pory cieszyłam się, że nie chcą wracać do przeszłości, że żyją chwilą obecną. Ja też tak chciałam. Ale tamte wydarzenia były blisko.

Choć każde z nich zostało daleko w tyle, prawie wymazane wypadkiem.

Prawie.

Słowo tak niepokojące.

- Przepraszam... po prostu uważam, że mojej córce niepotrzebne są wspomnienia. Nam wszystkim wystarcza to co jest tu i teraz. – ciągnęła stonowanie, aczkolwiek konsekwentnie. Mama była stanowczą kobietą. Z tych cech odziedziczyłam raczej tylko determinację. – Poza tym, mogłaby przywołać dzień wypadku. Przecież istnieje ryzyko, że gdy zacznie próbować odzyskać pamięć, przywoła w niej też dzień wypadku. Nigdy nie zgodzę się na to, aby obciążyła swoją psychikę tamtymi doświadczeniami! To jeszcze dziecko!

Auć.

Żadna siedemnastolatka nie zgodzi się na nazywanie jej dzieckiem.

- Mamo...

- Ależ proszę pani, jeśli naprawdę chcę pani zadbać o zdrowie Sary, nie może pani zabraniać jej kluczowej rzeczy! – oburzył się profesor. Spoglądałam teraz na niego, wsłuchując się w to co miał do powiedzenia. Nie wykluczone, że gadał lepiej niż mama. - Musi pani w końcu zrozumieć, medycyna nie poznała jeszcze podobnego przypadku! Sara nie pamięta żadnej osoby, żadnego miejsca. Tu nie wystarczą jej skojarzenia z pewnymi fragmentami rzeczywistości. Pacjenci po tak dramatycznych wypadkach nie pamiętają jakiejś części przeszłości, lub kilku osób. Proszę pani, minął miesiąc, a szczerze mówiąc córka nie poczyniła żadnych postępów.

Blisko czy dalekoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz