ROZDZIAŁ 12

22 3 2
                                    

Długa przerwa (a w niej głównie majonez)

Nie rozmawiałam z Igorem od razu po wyjściu z sali, ponieważ pochłaniał wielką kanapkę z majonezem. Nie patrzyło się na to zbyt dobrze. Ale dawało pretekst.

- Masz tu trochę majonezu. – wskazałam na lewy kącik jego ust i lekkim obrzydzeniem. No może nie lekkim.

Uśmiechnął się ale go nie wytarł.

Komu nie przeszkadzają resztki jedzenia na ustach?

Zbyt inteligentnemu siedemnastolatkowi, który skończył studia wieczorowe w wieku szesnastu lat, nie opuszczając przy tym zwykłej szkoły.

Czy on w Miejscu też tak je?

A może Miejsce to tak naprawdę jeden wielki Klub Majonezowy?

Myślenie o Igorze nie było niczym nowym, ale teraz niestety znalazłam sobie nowy ohydny sposób na to. Musiałam z nim porozmawiać o liścikach. Tak. To był mój priorytet odkąd skończyła się matma, a może nawet i wcześniej.

Tylko majonez mi przeszkodził.

- Powiem to pierwszy i ostatni raz, więc błagam, odpowiadaj szczerze. – powiedziałam, gdy skończył jeść kanapkę. Ja swojej nie zamierzałam wyciągać, choć siedzieliśmy na ogromnym parapecie szkolnym i była długa przerwa, na której wszyscy maszerowali z jedzeniem.

- Nie, nie powinnaś zakładać tej spódniczki do szkoły. - zaśmiał się. To było naprawdę zabawne (dla niego) biorąc pod uwagę, że wie, iż nie jestem z tych lasek, które w razie każdej modowej niepewności pytają się swoich kolegów gejów.

Ale i tak odruchowo obciągnęłam limonkową spódnicę.

- Czy ty NA SERIO jesteś tym fizykiem?

- Czy to naprawdę brzmi dla ciebie jakbym był kosmitą?

- Jezu, nie rozumiesz. Chodzi mi o to, że za dużo w tobie sprzeczności. Jakbyś zapomniał, pół godziny temu podsyłałeś mi karteczki z fragmentami jakiejś polskiej poezji.

Pożałowałam w duchu tych słów. Brzmiały naprawdę oskarżająco.

- Co w tym złego lub dziwnego? Rozwiązywałem zagadkę, nie pamiętasz? Nie doszukuj się w tym niczego innego.

Nastała chwilka ciszy, bo nim odpowiedziałam, zdążyłam zauważyć, że nadal w głowie siedzi mu tylko jedno: Sebastian. Jeśli chodzi o mnie, pozwoliłabym mu wyżyć się na mnie, tak, żeby nic go już nie męczyło. A nawet rzucać zgniłymi jajami. I nie wiem czym jeszcze. Zrobił dla mnie tak wiele, że mogłabym cuchnąć nawet żółtkiem.

- Próbuję tylko zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek pracujący nad jakimiś naukowymi teoriami, zna wiersze Świrszczyńskiej i Twardowskiego. Nie wmówisz mi, że były na polskim.

- To mój sposób na równowagę.

Równowaga? Błagam, tylko nie zacznij gadać jak Yoda, pomyślałam.

- Codziennie rano w zeszycie zapisuję jeden fakt naukowy, najczęściej dotyczący kosmosu, ponieważ takie są najciekawsze – ciągnął wpatrując się w każdego przechodzącego obok parapetu człowieka – oraz jeden wiersz, najczęściej...

Urwał. Wiedziałam, że nie z powodu dołu. Wyczułabym to.

W tym milczeniu była szczypta śmiechu i ironii.

- No jaki? – zniecierpliwiłam się.

- Najczęściej miłosny.

Zaczęłam przypominać zielonego Zombie.

- O kurwa. Niemożliwe.

Siedziałam nieruchome. Zaczęłam czuć mrowienie w palcach. Przysunęłam się do niego bliżej i usiadłam po turecku, tak, by patrzeć na jego gęste włosy.

- Spotkało cię w życiu więcej niemożliwych rzeczy, niż myślisz. Uwierz mi.

Blisko czy dalekoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz