Epilog

2.2K 118 26
                                    

Dzień być może nie należał do najpiękniejszych, niebo było tradycyjnie nostalgicznie zachmurzone. Nie podlegało wątpliwości, że zbierało się na porządny deszcz. Nic jednak nie mogło zmącić spokoju tego popołudnia. Tak przynajmniej pozornie mogło się wydawać. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna siedział na ławce w parku, uważnie przyglądając się przechodniom. Ciemne okulary zasłaniały jego oczy, a kaptur przykrywał nieco dłuższe włosy. Na pierwszy rzut oka wydawał się być normalnym, mniej więcej trzydziestolatkiem, jednak po głębszym przeanalizowaniu jego sylwetki dało się rozpoznać charakterystyczne cechy. Jego nieco przygarbiona postawa wyrażała zmęczenie, ciągłe zmaganie z codziennością. Powoli poruszył głową na boki, rozglądając się. Rozłożył ramiona na oparciu ławki i lekko odchylił głowę. Dotarł do niego donośny i radosny krzyk dziecka. Mała dziewczynka podbiegła do niego i szybko wspięła się na kolana, zaplatając małe rączki wokół jego szyi.

- Wujek! - pisnęła mu do ucha i obdarowała go dziecięcym całusem w policzek.

- Maddie - przytulił ją do siebie i umiejętnie usadowił ją na swoich kolanach - Gdzie zgubiłaś tatę?

Dziewczynka szybko wyciągnęła rękę i palcem wskazała w stronę nadchodzącego blondyna. Wyszczerzyła ząbki w uroczym uśmiechu i znowu przylgnęła do mężczyzny ciężko wzdychając.

- Witam ulubionego wujka - rzucił blondyn i podał mu rękę.

- Mark - zaśmiał się i zwrócił sylwetkę wraz z siedzącą na jego kolanach Maddie w jego stronę - Dobrze cię widzieć.

Zapadła cisza, która w zupełności nie była niezręczna. Nawet mała, rozgadana dziewczynka siedziała nadzwyczaj spokojna.

- To ta ławka, prawda?

Ciemnowłosy kiwnął głową i odwrócił wzrok. Przygryzł nieco wargę i pogłaskał przytuloną do niego małą główkę.

- Gdyby nie to co się stało, nie siedziałbym z tobą na tej ławce, a już na pewno nie trzymałbyś tej małej księżniczki na kolanach - rzucił poważnym tonem Mark - Ta dziewczyna pojawiła się z misją i chyba dlatego musiała nas zostawić. To był element planu.

- Gdyby nie ona, nie wiedziałbym co to znaczy naprawdę kogoś pokochać - przerwał na moment łapiąc oddech - Nie wiedziałbym też jak to jest dostać od życia największy cios i się po nim podnieść. Co najważniejsze, nie wiedziałbym jak niezwykłą osobą była.

Oboje ponownie zamilkli. Być może ten dzień skłaniał do refleksji. Nie bez powodu przecież umówili się na tej konkretnej ławce. Ławce na której wszystko się zaczęło. Początek ten przyniósł ze sobą również koniec z którym do końca żaden z nich nigdy nie miał się pogodzić. Początek z którym coś było nie tak, jednak bez niego oboje nie wyobrażali sobie siebie.

- W sobotę robimy z Leą imprezę z okazji czwartych urodzin Maddie, będziesz prawda? - przerwał zupełnie zmieniając temat.

- Wujek musisz być! - mała nagle jakby się rozbudziła i zaczęła ciągnąć za sznurki od jego bluzy.

- Oczywiście, że będę księżniczko - uśmiechnął się i potargał jasne włosy dziewczynki - A teraz, idziemy na koktajl?

Maddie poderwała się z jego kolan i stanęła na chodniku poprawiając zabawnie włosy wpadające jej do oczu. Mężczyźni podnieśli się z ławki i już chcieli wyruszyć, kiedy ciemnowłosy odwrócił się za siebie. Na ławkę siadała właśnie niewysoka blondynka o długich włosach. Mrugnął szybko oczami widząc jak pochylona szybko łapała powietrze. Zacisnął powieki i o mało nie krzyknął z przerażenia. Wysunął telefon z kieszeni i wybrał numer pogotowia. Po zakończeniu rozmowy chwycił wyciągniętą do niego małą dłoń i ruszył wraz z małą i przyjacielem.

- Nie zostaniemy z nią? - niepewnie zapytał Mark.

- Jeden raz już zostałem - odwrócił wzrok w drugą stronę i szeptem dodał - Boli do tej pory...

Minęło sporo czasu od kiedy ktoś postanowił Cię stąd zabrać. Wiesz, tak sobie myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę. Chcę, żebyś tu była bardziej niż byłem w stanie sobie to wyobrazić. Z każdym rokiem czuję to jedynie mocniej. Wiesz, dzisiaj wydarzyła się rzecz, która wywołała  u mnie ogromne uczucie przerażenia. Dziewczyna w parku, na naszej ławce, dokładnie dzisiaj, wyglądała jak Ty. Ale to nie byłaś Ty, prawda? To nie mogłaś być Ty, przecież cuda nigdy nie zdążają się dwa razy. Ja natomiast, umarłem dzisiaj  po raz kolejny po tych dziesięciu latach, w których za każdym razem wydawało mi się, że umieram po raz ostatni.
Twój na zawsze,
Harry 

Zgniótł kartkę i jednym ruchem pociągnął zapałką po opakowaniu. Jego świat znowu stanął w płomieniach.

The Personal Caregiver | H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz