6.

2.7K 148 5
                                    

W takich momentach, kiedy dostajemy od losu w prezencie cios, potworny cios w sam środek swojej świadomości, nie ma nadziei. Nie ma światła, nawet cienia szans czy pozytywnego myślenia. Pustka, zagubienie, niepokój, strach, ból, żądanie odpowiedzi na pytanie postawione jasno i wyraźnie. Dlaczego?

Budzące poranne promienie słońca przebijające się przez szpary między żaluzjami były ostre i wyraziste. Od razu pomyślała, że musi być wcześnie. O tej porze roku takie słońce pojawiało się tylko przy wschodzie i zachodzie. Instynktownie wtuliła się w ciało chłopaka na którego klatce piersiowej spoczywała jej głowa. Przeciągnęła pokłutą od kroplówki ręką po materiale jego koszulki. Jego zielone tęczówki szybko spotkały światło dzienne. Odruchowo przycisnął rękę, którą obejmował niewielkich rozmiarów ciało dziewczyny, bardziej do siebie. Spojrzała w górę swoim nadal przestraszonym wzrokiem, a łza poleciała po jej policzku. Minimalnie dotknął ustami jej czoła, wyszeptał prawie niesłyszalnie.

- Ciii… jestem tu z tobą. Wszystko jest w porządku.

Zacisnęła palce na jego żebrach. Czuł jak szybko biło jej serce, jak mokra stawała się jego koszulka w miejscu w którym jej policzek spotykał się z materiałem. Kciukiem pocierał jej kość policzkową, próbując uregulować wszystkie czynności życiowe jej organizmu. Trzęsła się, płakała, a co najgorsze – kompletnie nic nie mówiła. To uczucie kiedy z ogromną rozpaczą zachłannie wtulała się w niego, cały czas tkwiło w jego głowie. Kiedy zamykał oczy cały czas czuł jak bardzo nie radziła sobie z sytuacją. On sam sobie z nią nie radził. Nie wiedział co tak naprawdę pokierowało ich losem. Dlaczego właściwie się spotkali, dlaczego wszystko tak perfekcyjnie się poplątało. Wyświetlacz telefonu, który cudem udało mu się chwycić nie wytrącając jej ze snu, wskazywał 5:35. Rzucił na nią okiem, upewnił się, że znowu zasnęła. Pogładził jej włosy i pocałował delikatnie w czubek głowy. Podciągnął kołdrę i przykrył jej wyziębnięte ciało. Nadal gładząc jej ramię sam zapadł w kolejną fazę snu.

Wybudziła się z potwornego koszmaru, ciężko oddychając. Od razu zauważyła, że powierzchnia na której leżała, ani trochę nie przypominała chłopaka. Poderwała się i usiadła na łóżku w tym samym momencie w którym dobrze znana sylwetka pojawiła się w drzwiach od łazienki. Wypuściła powietrze z ulgą, a łzy spłynęły po jej policzkach. Praktycznie wszystko w tamtym momencie było w stanie doprowadzić ją do płaczu, a co dopiero sytuacja w której nie było obok jedynego możliwego powodu do uśmiechu. W mgnieniu oka znalazł się przy niej, umiejętnie objął i posadził na swoich kolanach przytulając zapłakaną twarz do siebie.

- Musiałem wstać, sama rozumiesz, potrzeba – zmieszał się delikatnie, ale wywołał prawie niesłyszalny chichot. Znowu nic nie mówiła. Palcem bawiła się tylko końcówką jego rękawka od koszulki, przy okazji od czasu do czasu zahaczając o jego skórę. Długo zastanawiał się czy powinien się odezwać, jednak wybrał trudniejszą do przejścia drogę i zaczął.

- Wiesz… - jego głos był lekko zachrypnięty, jak zawsze rano, zwróciła ku niemu swoje szklące się oczy – W sumie cały czas myślałem jak sobie z tym wszystkim poradzić. To nie będzie takie trudne. Wiem, teraz powiesz, że co ja mogę wiedzieć bo nie jestem na twoim miejscu.

Westchnął ciężko i odchylił lekko głowę szybko powracając jednak wzrokiem.

- Nie chcę się tu wymądrzać, ale ja jestem przekonany, że damy radę. Zaraz przyjdzie lekarz, ustalisz z nim szczegóły, wszystko będzie dobrze.

Łzy znowu zaczęły płynąć po jej policzkach. Co właściwie się dzieje? Skrzywił się nieco, a w jego oczach widać było powracający ból. Wydał z siebie stłumiony jęk, wyraz tego jak ciężko było mu to wszystko powiedzieć.

The Personal Caregiver | H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz