IV

4.1K 404 71
                                    

*Oczami Prince Gumballa*

Wystrój mego pokoju był nadzwyczaj słodki. Pudrowy róż przyozdabiał ściany, nadając cukierkowego wyglądu. Zielonkawa komoda i łososiowe łoże wkomponowało się w wygląd całościowy, do tego stopnia, że odwiedzające mnie istoty, dostawały ochoty na słodycze. 

Spacerowałem po ,,słodkiej" sypialni rozmyślając jak wytłumaczyć się Marcelemu. Odebrał źle ten niewinny pocałunek, toksycznie wręcz zinterpretował intencje.  

Cóż... Nie jest mi z tym dobrze.
Nie chciałem, żeby tak to wyglądało. Bodźce, które mu wysłałem miały na celu pokazać moje uczucia względem niego, ale najwyraźniej zostały źle odczytane. Darzę tego ,,krwiopijcę" czymś naprawdę szczególnym i nie jest to przyjaźń.

Czemu chcę Ciebie... Zakopać w ziemi gdzieś i wypić Twoją krew... ~ That's false ~ Marshall

Powinienem zająć się miksturą, przynajmniej tak mogę pomóc Gumowym Gwardzistom. Ich zadaniem jest strzec Słodkiego Królestwa przed atakami nieprzyjaciół.
Poszedłem do laboratorium, gdzie na jednej ze ścian wisi ogromna tablica, na której zapisuję swoje niebanalne obliczenia. Po drugiej stronie pokoju zaś znajdują się szafki ze szkłem laboratoryjnym.
Przygotowałem zlewkę, srebro kolodialne, łzy wiedźmy, włos wampira i szklankę tlenku wodoru.
Wszystko wrzuciłem do szklanego pojemnika i dokładnie to ze sobą wymieszałem.
Zaraz będzie gotowe!

Pan Kremówka obiecał mi, że pomoże przygotować przekąski, ciasta, pączki z piankami na ,,przyjęcie Fionny". Dobrze jakby było to zorganizowane błyskawicznie. Przy wejściu na bal będą rozdawane przeróżne ozdobne maski. Każdy mieszkaniec słodkiego królestwa będzie miał inną, wyjątkową, niepowtarzalną.

Na gruzach świata tylko Ty i ja, i więcej nikt, to dla chłopczyka małego może trudne być, ja wiem, że potrzebujesz teraz mnie... ~ Marshall

*Oczami Marshalla*

Spacerowałem po królestwie, kiedy zobaczyłem ogłoszenie z ,,wywaloną w techno" czcionką. Książę Grudkowego Kosmosu zaprosił wszystkich słodyczan na piknik rodzinny do Grudkowego kosmosu. Hmm... No nieźle, nawet ciekawie. Może się wybiorę... Oczywiście jak zdołam uwolnić się z tych murów Słodkiego Królestwa.
Pomogę Balonowemu zorganizować to przyjęcie i uciekam.
Trzeba przygotować dekoracje urodzinowe, zorganizować jakiś tort i zaaranżować wspaniałych muzyków.

Wróciłem do pałacu, co jest równoznaczne z tym, że zgłodniałem i pora coś nowego napisać, więc może zagram to na przyjęciu. Wszedłem do sypialni, gdzie czekała już tam na mnie skrzynka z czerwonymi jabłkami. To jest nawet lepsze niż zwykła krew.
Jestem wampirem o bardzo dziwnym trybie życia.

Marshall, jesteś po prostu niesamowity! Może powinniśmy pójść... na randkę? ~ Prince Gumball

Nie mam weny, moje myśli skupiają się tylko na jednym - na nim. Nie chcę pisać kolejnej piosenki o Księciu. Chciałbym się wreszcie uwolnić. Czuję się jak jakiś niewolnik, jestem na każde zawołanie Balonowego Cymbała. Ugh, kiedy Gumowi Gwardziści uporają się z inwazją zombie będę mógł odejść i zająć się własnymi sprawami.

Postanowiłem poszukać inspiracji, czegoś co pomoże mi odzyskać wenę.
Poszedłem nad Jezioro Szelezon, gdzie na dnie leży wiele skarbów. Może tam znajdzie się coś warte uwagi.
Zanurkowałem pod wodę.
Gdy zszedłem o poziom niżej, zbliżyłem się do skrzyni ze skarbami. Zauważyłem tam mój, a tak właściwie nasz (mój i Balonowego Cymbała) zegarek kieszonkowy. W środku była mała karteczka, na której widniał napis ,,Best friends forever - Marshall Lee and Prince Gumball". Wrzuciliśmy ten zegarek tu z nadzieją, że kiedyś go odnajdziemy i razem będziemy wspominać dzieciństwo. Może lepiej wezmę to ze sobą.

Był moim jedynym prawdziwym przyjacielem. Bawiliśmy się ze sobą przednio, mówiliśmy sobie wszystko. Darzyłem go ogromnym zaufaniem, byłem wobec niego szczery. Sprawiał, że się szczerzyłem jak głupi. Za każdym razem kiedy się spotykaliśmy byłem szczęśliwy. Było tak do momentu, kiedy wyznałem mu moje uczucia. Od dłuższego czasu czułem do niego tak zwaną miętę. Chciałem żeby po prostu wiedział... Niestety uciekł. Pewnie był w szoku. Ekhem... już później się nie odezwał. Przysyłał do mnie albo Fionnę, albo Cake, a czasem Cynamonka jak coś chciał. Nigdy sam z siebie nie przyszedł, nie powiedział, że nic z tego.
Nie mam pojęcia co o tym sądzić. Niby chciałbym z nim szczerze o tym porozmawiać, ale z drugiej strony boję się.
Może kiedyś.

*Oczami Fionny*

- No Fionno, dasz sobie radę! Uda Ci się!- powtarzałam sobie po cichu przed komnatą Księcia Balonowego. Powiem mu o tym, zaraz. Jeszcze tylko moment...
Drzwi do sypialni Balonowego otworzyły się. Weszłam do środka i zobaczyłam miziającego się Marcelego z Księciem Balonowym.
-COOO?! - Wykrzyczałam.

Otworzyłam oczy cała spocona, leżąc w łóżku. Więc to był tylko kolejny, głupi sen? Matko... To jest okropne.

Wstałam. Przebrałam się w niebieską bluzkę, granatową miniówkę, białe zakolanówki i czarne pantofle. Na głowę założyłam białą czapkę z króliczymi uszami, pod którą zazwyczaj chowam włosy.

Wyszłam z domu i udałam się na pierwsze lepsze wzgórze. Może tam odpocznę, zrelaksuję się i przestanę myśleć o... STOP FIONNO!
Usiadłam na zielonej trawie. Przyglądałam się pięknemu niebu, po którym szybowały ptaki. Lekko zachmurzone niebo odpowiadało mojemu aktualnemu nastrojowi.

Cześć! Dzięki za te wszystkie rady.
Pozdrawiam każdego kto przeczytał ten rozdział. Buziaki. :) 

Szczerze, to nie przeobraziłam tego rozdziału jakoś bardzo. Minimalne zmiany!

Sama słodycz ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz