[2]

1K 65 21
                                    

"W codziennym maratonie myśli wygrywa wspomnienie o przyjacielu z dzieciństwa."

2 czerwiec 2015 roku

*perspektywa Lily* (czyt. Lili)

- Lilianna! Matt przyszedł, zejdź wreszcie! - Krzyczała z dołu mieszkania moja matka. Boże, jak ja nienawidzę tej kobiety. Nie dość, że zawsze była dla mnie okropna, to jeszcze po śmierci taty sprowadziła sobie jakiegoś gacha do mieszkania. Teraz muszę znosić ich oboje.

Zeszłam na dół i ujrzałam Matt'a na kanapie w salonie. Matki nigdzie nie było.

- Hey Matt. - przytuliłam chłopaka i pocałowałam go w policzek. Jest moim przyjacielem, a ja zawsze witam się w ten sposób z przyjaciółmi. - I jak? Wiedźma cię nie zjadła?

- Mów ciszej, bo jeszcze usłyszy. - uciszał mnie chłopak. - Rzeczywiście jest straszna. 

- Haha, a nie mówiłam? Spokojnie nich słyszy. Mam to gdzieś. - zaśmiałam się.

- Chyba mnie nie lubi.

- Nie lubi żadnych moich znajomych. Poza tym jeszcze nie pokazała na co ją stać. Jak dowiedziała się, że idę na sztukę myślałam, że mnie zabije. Uważa, że w ten sposób przynoszę jej wstyd i takie tam. - powiedziałam.

- Chodźmy już. Reszta czeka. - ponaglił chłopak.

- Gdzie są?

- Pod blokiem.

- Nie gadaj. Nie weszli? Przecież wszyscy uwielbiają moją mamę. - powiedziałam sarkastycznie.

- Bardzo śmieszne Lily.

- Wiem. Jestem przezabawna.

Wyszliśmy z mojego mieszkania, a następnie z bloku. Na zewnątrz przywitałam się z resztą paczki. To znaczy z Melisą, Ed'em i Harry'm. 

- Hey Lil. - powiedzieli chórkiem.

- Hey. - uśmiechnęłam się do nich szczerze.

Poszliśmy wszyscy razem do kina na nocny maraton filmów, a raczej horrorów. Szczerze mówiąc jestem bardzo strachliwą osobą jeśli chodzi o horrory. W kinie strasznie piszczałam i co chwila przytulałam się do Matt'a albo Harry'ego na przemian. 

Do domu wróciłam około 5 am. Po cichu weszłam do swojego pokoju i szukając włącznika światła zrzuciłam jakieś pudełko sprawiając tym samym, że jego zawartość wysypała się na podłogę.

Schyliłam się by podnieść przedmioty które wypadły. Były to stare zdjęcia i bransoletka z literką "J". Po moim policzku spłynęła łza kiedy spojrzałam na fotografie. Pojawiło się multum wspomnień. Jaś. To jedno imię przypomina mi setki miłych chwil spędzonych z moim najlepszym przyjacielem z dzieciństwa. 

- Tęsknię Jaś. - wyszeptałam sama do siebie. - Ale wiem, że ty pewnie już mnie nie pamiętasz, albo co gorsza nienawidzisz za to, że zniknęłam bez słowa, że nie dawałam znaku życia...

Schowałam zdjęcia do pudełka, natomiast ono włożyłam na dno szafy. Otarłam łzy z policzka. Potem wzięłam moją piżamkę, którą była biała koszulka z czarnym napisem Take what you need i czarne szorty, a potem udałam się do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i zmyłam makijaż. Słyszałam jak moja matka wychodzi do pracy.

Wróciłam do pokoju i szybko zasnęłam. 


*************************************************

416 słów

Hej hej helołłłłłłxDDDDDDDDDDDDDD

Co do mojego konkursu, który pisałam w czwartek, jak już pewnie większość wie, okazał się łatwiejszy niż przypuszczałam, co nie zmienia faktu, że we wstępie wgl nie wzięłam pod uwagę, że mogą być pytania o nazwy ksiąg, a były takie chyba 2 albo 3, a każde za 3 pkt. Oczywiście nie napisałam nic.

No kuźwa nigdy nie było jebanego pytania o księgi, a cytaty były do napisania w całości, a tym roku tylko dwa słowa w cytacie trzeba było uzupełnić! Się im zachciało, akurat jak na pamięć nauczyłam się modlitwy/psalmu Jonasza...

Dobra, nie ważne. 

Rozdział dziś bo jutro mnie nie ma. 

Jak podoba się okładka książki? Siedziałam nad nią aż 10 minut, więc doceńcie! 

PISZCIE W KOMENTARZACH CO SĄDZICIE O NOWEJ OKŁADCE

JEŚLI ROZDZIAŁ SIĘ SPODOBAŁ ZOSTAWI GWIZDKĘ I KOMENTARZ I WBIJAJ NA FACEBOOK'OWĄ GRUPĘ (CZEKOLADOWE ŚNIEŻYNKI).

~ Luna



Just Terefere Friends || JDabrowskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz