Rozdział 18. Własna śmierć.

849 99 11
                                    




Słońce właśnie zachodzi na horyzoncie. W oddali słychać śpiew ptaków, a wraz z nimi szum pobliskiego lasu. Letni wieczór budzi do życia nastolatków, którzy z radością wychodzą na ulicę, zapełniając wszystkie miejscowe rozrywki, a zapracowali dorośli zmierzają ku swoim domom po ciężkim dniu pracy.

Rudowłosa kobieta właśnie siedzi na kanapie, popijając swoją ulubioną kawę i oglądając jakiś serial w telewizji. Piękne promienie słońca oświetlają jej salon i liczne zdjęcia, znajdujące się na kominku, ale ona nie zważa na urodę dzisiejszego wieczoru. Już od dawna przestały jej sprawiać przyjemność proste czynności życia codziennego.

Dlatego kiedy dźwięk telefonu dostaje się do jej uszu, kobieta lekko wzdryga się, cudem unikając rozlania napoju na swoje ubrania.

- Kto... - wyrywa jej się, ale szybko przyzywa samą siebie do porządku. Jest sama. Nikogo więcej w domu nie ma.

Ociężale podnosi się z kanapy i kieruje w stronę kuchni, skąd dobiegają irytujące dźwięki jej dzwonka.

Muszę go w końcu zmienić, myśli, kiedy wygrzebuje z torebki aparat i spogląda na nieznany numer na wyświetlaczu.

- Słucham - mówi, a jej głos roznosi się echem po pustym domu.

- Pani Stańczykowska? - odzywa się męski głos po drugiej stronie.

- Tak, to ja.

- Mamy dobre wieści. Zabieg się udał.

Na chwilę jej serce staje w miejscu. Udało się. Czuje jak łzy powoli wypełniają jej oczy.

- Kiedy... - Jej głos się załamuje i z trudem udaje jej się powstrzymać drżenie warg. - Kiedy będę mogła ją odwiedzić?

- Zalecam przyjść za kilka dni. Pani córka jeszcze nie jest w stanie... racjonalnie myśleć. Proszę dać jej czas.

Po krótkiej wymianie zdań rozmowa się kończy, a kobieta z hukiem odkłada telefon na blat kuchenny. W końcu spogląda na świat zza oknem, a jego piękno wypełnia jej duszę.

Obudziła się, myśli, płacząc w pustym domu, moja córka... Wróciła do mnie.

Dni śmierci. Czyli 1000 śmiertelnych wypadków Wakry Lejsis.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz