Rozdział 8. W prezencie śmierci.

1.7K 164 45
                                    

 Nigdy nie mam problemów z tym żeby się wyszykować. Ale w tej chwili to jest najgorsza rzecz. Poważnie. Jak można się ubrać na spotkanie ze swoim wrogiem? Byłym wrogiem. Właśnie i w tym jest rzecz. Jeżeli zrobię się na bóstwo, pomyśli, że chcę go poderwać. W końcu, gdybyśmy nie umówili się na zrobienie projektu, można by to wziąć za randkę. Ale nie mogę tam pójść ubrana jak jakiś wieśniak. Takie to ma się dylematy w pierwszej liceum.

 - Ubierz się na czarno -proponuje mi Julka. Rozsiada się wygodniej na moim łóżku, czytając miesięcznik modowy. – Nie będzie podrywał dziewczyny w żałobie.

 Rzucam ją pierwszą lepszą bluzką, jaką wyciągam z szafy.

- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.

 Dziewczyna podnosi oczy znad gazety i gapi się na szarą bluzkę, która leży na jej włosach.

- Ta jest całkiem spoko - mówi z uśmiechem. - Do tego te twoje czarne rurki i nawet na Ciebie nie spojrzy.

 Wyrywam jej bluzkę z rąk i przebieram się też w czarne spodnie. Przy namowach przyjaciółki kręcę swoje rude włosy. Cały czas dziewczyna papla o tym, jakim ciachem jest Gabriel, a mi jest aż niedobrze na samą wzmiankę o nim. Przecież niedawno chciałam go zabić. No prawie. Był na mojej liście osób, które chciałam, chcę zabić.

 Wychodzimy z domu razem. Julka jak zwykle olśniewająco wygląda, a czasami nawet mam takie myśli, że przyćmiewa mnie swoją pięknością. To dobrze, że jesteśmy przyjaciółkami, bo byłaby moim wrogiem. Pięknym wrogiem.

 Równo o szesnastej pojawiam się pod domem Gabriela. Zauważam, że nigdzie nie ma samochodów jego rodziców. Może jest w garażu. Wchodzę przez otwartą furtkę. Jestem prawie pod drzwiami, kiedy uświadamiam sobie, że to niegrzeczniej z mojej strony, wchodząc na czyjąś posesje bez pozwolenia. Odwracam się na pięcie, w chwili jak słyszę kroki na przedpokoju. Już mam wybiegać za furtkę, gdy słyszę jak drzwi się otwierają i ktoś wchodzi na schody.

 Zatrzymuję się gwałtownie, wiedząc, że nie dobiegnę do furki, zanim mnie ktokolwiek zobaczy. A przecież nie chcę wyjść na wariatkę, która próbuje zbiec jak jakiś złodziej. Wypuszczam głośno powietrze zażenowana swoim zachowaniem. 

- Gdzie się wybierasz, księżniczko? - Śmiech wypełnia moje uszy. Oczywiście, musi się nabijać.

- Nigdzie, parobku - odgryzam się, odwracając się powoli w stronę Gabriela. Jak zawsze olśniewa swoją pięknością. Czy zawsze będą mnie otaczać osoby, o wiele ładniejsze ode mnie?

-Wejdzie jaśnie pani do środka? - Teatralnym gestem ręki macha w stronę otwartych drzwi, a na jego twarzy gości szeroki uśmiech.

- Damie nie przystoi odmawiać na tak gorące prośby. Na niektórych salonach uznano by to za nietakt. - Wzruszam ramionami, udając obojętność wobec jego dobrego humoru, ale kiedy przechodzę obok niego, sama zaczynam się śmiać.

 Jego przedpokój okazuje się wielkości mojego salonu. Wszędzie wiszą wieszaki i teksty na ścianach pisane dziecięcą ręką. Podchodzę bliżej żeby przeczytać jakieś zdanie, a Gabriel w między czasie zdejmuje moją skórzaną kurtkę.

 Kocham Cię mamusiu - głosi jeden z nich. Inne są podobne, ale dostrzegam inny, napisany o wiele zręczniejszą dłonią - Wredna, głupia...

 Patrzę pytająco na chłopaka, który męczy się ze zdjęciem swoich butów. Co właściwie ma oznaczać cała ta ściana? Myśli, które nachodzą jakiegokolwiek domownika tej pięknej willi, a których nie powinni wpychać w głąb swojego umysłu? Czy to właśnie oznacza rodzinną terapię? Szybko spoglądam na pozostałe zdania, ale są w takim stanie, że ledwo potrafię je przeczytać. Najwidoczniej ktoś próbował się ich pozbyć. 

Dni śmierci. Czyli 1000 śmiertelnych wypadków Wakry Lejsis.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz