Rozdział 13. W prezencie śmierci.

1.3K 152 27
                                    

  Chaos zwykle zaczyna się niewinnie. 

- Wakro.

 Spoglądam w zielone oczy Gabriela. Czyli jednak to dzieje się naprawdę. Nie wyobraziłam go sobie. Istnieje. 

- Jeżeli cię zraniłem, to... przepraszam. 

- Nic się nie stało...

- Chodzi mi o to, że możesz mieć teraz duży mętlik w głowie. 

 Uśmiecham się, czując do czego zmierza. Odruchowo poprawiam niesforny kosmyk z jego czoła, ale nie uzyskuję zamierzonego efektu i chłopak nie odpuszcza. 

- Skoro teraz możemy być wobec siebie w pełni szczerzy... - kontynuuje, chwytając moją dłoń i mocno ją ściskając. - ...to chciałbym wyjaśnić sytuację, która wyniknęła między mną, a Anią.

- Chyba jednak wolałabym nie słyszeć powodu, dla którego się całowaliście.

- Wakra, mówię poważnie. Ania... Nie wiem czy wiesz, ale moja i jej rodzina wywodzi się z bardzo bogatych kręgów. A kiedy wychowujesz się, od dziecka czując na sobie presję wobec wszystkiego, to w końcu zaczynasz spełniać wymagania. I tak wiem, że moja historia nie umywa się do twojej, ale każdy nosi na sobie inne brzmię. I moim jest właśnie Ania. 

- Co chcesz przez to powiedzieć? - Wyrywam swoją dłoń z jego uścisku i opieram się na łokciu, aby móc spojrzeć na niego z góry. - Aranżowane małżeństwo? To chcesz powiedzieć? 

- Nie - parska śmiechem. Nie do końca szczerym. - Po prostu nasze rodziny uważają, że bylibyśmy świetną parą, skoro oboje jesteśmy dziedzicami takich fortun...

- Gabriel. - Z oburzenia chcę zerwać się z łóżka, ale zaplątuję się w pościeli i zanim moje stopy dotykają posadzki, nastolatek mocno obejmuje mnie w pasie i nie pozwala odejść. Moje próby wyrwania się z uścisku kończą się fiaskiem. - Kpisz sobie ze mnie. Powiedz, że kpisz. Właśnie powiedziałam ci wszystko. Wszystko, Gabriel, gdzie nikomu innemu w życiu tego nie mówiłam. Otworzyłam się przed tobą, a ty ponownie mnie od siebie odrzucasz! Ponownie robisz ze mną, to co chcesz!

 Odpowiada mi cisza, a ja pełna złości spoglądam na chłopaka, w końcu wyrwawszy się z jego objęć. Znajduję na jego twarzy uśmiech. 

- Przecież wiesz, że po to jestem bogaty, aby ktoś wpychał mnie w ramiona takiego... truchła - mówi z przekąsem, uśmiechając się triumfalnie. - Chodź tutaj. 

 Przyciąga mnie do siebie i zamyka nasze usta w pocałunku, a ja nie protestuję. Nie warto walczyć z tym, o czym pojęcia nie miałam całe życie, a co tak dobrze smakuje. 

Po krótkiej chwili niewinny całus ponownie zamienia się w ogień, a ja się w nim pogrążam i czuję, że tonę, tonę, tonę... 

 Gabriel siłą popycha mnie, a moje plecy gwałtownie stykają się z materacem. Nie protestuję. Widzę w jego oczach ogień, czuję, że chce spłonąć doszczętnie, kiedy przyciska mnie całym swoim ciałem. Nie protestuję. Pozwalam mu na wszystko, wiedząc, że są rzeczy, których się nie zatrzyma. I których nie warto zatrzymywać. 

- Gabriel... - wyduszam z siebie, ale on zakrywa moje usta swoją dłonią. 

 I nagle dostrzegam w jego oczach to, przed czym uciekam każdego wieczora i zanim mam okazję zareagować, jego druga dłoń przysłania mi nos i odcina dopływ powietrza. 

 Próbuję wyrwać się spod jego ciężkiego ciała, ale nie daję rady - jest ode mnie silniejszy. 

 Krzyczę. Krzyczę. Krzyczę. 

 Ale mój krzyk zagłusza jego śmiech. 

 Do samego końca spogląda wprost w moje oczy. 


~~


- Panie Gabrielu. 

 Mężczyzna podnosi zmęczony wzrok znad leżącej bez tchu kobiety. Pociera koniuszkami palców powieki, czując jak niechciane łzy próbują wydostać się na światło dzienne. 

- Panie Gabrielu. 

- Słucham - mówi, starając się, aby jego głos nie zdradził jak bardzo zirytowało go owe wtargnięcie. Bynajmniej udaje mu się. 

 W końcu odwraca się do stojącej w drzwiach kobiety, wiedząc, że nie odpuści. Uśmiecha się na tyle ciepło, na ile pozwala mu ogarniające go znużenie. 

- Musimy złożyć raport - odzywa się kobieta, wciąż nie przekroczywszy progu pomieszczenia. Wszyscy w budynku wiedzą, że nie warto przerywać Gabrielowi, kiedy spędza czas z n i ą. Starając zachowywać się naturalnie, przybyszka przestępuje z nogi na nogę i z całych sił stara się nie patrzeć na bezwładne ciało. - Skończyłam zmianę już dwie godziny temu i...

- Zaraz przekażę ci raport - przerywa jej Gabriel, czekając, aż w końcu zostawi go samego. - Już kończę. Potrzebuję jeszcze pięciu minut. 

 Kobieta spogląda na niego krytycznym wzrokiem, wiedząc, że ponownie marnuje swój czas na przebywaniu z kimś, kto nawet nie odczuwa jego obecności. Jest już martwa za życia, myśli, wymusiwszy uśmiech. Ma poczucie jakby przerwała rozmowę kochanków, a przecież wszyscy wiedzieli, że nie dała znaku życia od miesięcy. 

 Mężczyzna odprowadza kobietę wzrokiem do momentu, w którym ma pewność, że nagle nie zawróci z próbą przekazania mu równie nieważnych informacji jak zawsze. Mijają długie minuty, zanim odważa się spojrzeć na osobę, leżącą bez tchu na łóżku. 

 Ponownie przeciera powieki, wiedząc, że dzisiejszej nocy również nie zaśnie. 

 Założywszy okulary, powoli podnosi się z twardego krzesła i delikatnie siada przy nogach nieprzytomnej dziewczyny. Jak zahipnotyzowany obserwuje nikłe ruchy klatki piersiowej, nie mogąc przenieść wzroku na jej twarz. 

 Proszę, myśli, chcąc ją dotknąć. Choć na chwilę poczuć ciepło jej ciała. Ale nie mógł. Nie dzisiaj. 

- Weroniko - szepcze, zaciskając mocno powieki. - Wiem, że mnie słyszysz. Proszę... wróć do mnie... 

 Nagle ogień wypełnia jego ciało, a on wie, że nie zniesie tego ani chwili długiej.

- Weroniko! - woła, poruszając jej ciałem, które poddaje się każdemu ruchowi. - Weroniko!

Weroniko! 

Dni śmierci. Czyli 1000 śmiertelnych wypadków Wakry Lejsis.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz