Rozdział 7. W prezencie śmierci.

1.4K 169 26
                                    

Mała zmiana w zachowaniu bohaterów... :) 

---------------------------------------------------------------------

 Szkoła. Co za idiota wymyślił, aby zmuszać dzieci do spędzania w niej większość swojej młodości? 

- Masz zamiar wrócić do domu o jakieś normalnej godzinie?

 Spoglądam na Michała, zatrzymawszy się tuż przed wejściem do budynku liceum. 

- Po szkole miałam zamiar spotkać się ze znajomymi...

- Twoja wychowawczyni twierdzi, że twoje grono znajomych ogranicza się do zera - warczy. 

 W końcu i dyrektor nie wytrzymał, więc oto nastał czas, kiedy wezwano mojego ojca zastępczego na poważną rozmowę o moim zachowaniu, wagarach i ignorowaniu jakichkolwiek zasad. I z tego, co widzę, to żadnemu z nas nie jest to na rękę. 

 Uśmiecham się do niego, próbując uspokoić nerwy. Doskonale wiem, że jeśli teraz mu zapyskuję, to w domu mi się oberwie za to. I za wiele innych rzeczy, o których jeszcze nie wie, a o których się dowie z ust dyrekcji i mojej wychowawczyni. 

 Bez słowa otwieram drzwi i zaprowadzam go pod same drzwi dyrekcji. Nie zaszczycając mnie wzrokiem wchodzi do środka, zostawiając mnie samą w pustym korytarzu.

 Mam przesrane. 

 Dzwonek trzęsie moim ciałem. Poprawiam plecak na ramieniu i kieruję się do szatni. Nikogo w niej na szczęście nie ma. Gwar rozmów zostaje za zamkniętymi drzwiami, pozwalając mi nastawić mózg na opcję ZOMBIE.

 Wkładam wszystkie książki do szafki i z niepokojem na sercu siadam na ławce, chowając twarz w dłoniach. Cały ranek nie dawało mi spokoju spotkanie z wariatem, a jego słowa wciąż nie chciały opuścić moich myśli. Jego świat, mój świat... Co to właściwie miało oznaczać? I dlaczego komuś udało się zbiec ze szpitala psychiatrycznego? I dlaczego udało się jemu spotkać właśnie mnie? A jeśli to nie był przypadek... Jeśli mieliśmy się spotkać tego dnia o konkretnej porze... Czy oznacza to, że jestem szalona jak on i od wielu lat żyję we własnym świecie...? 

 Nagle drzwi otwierają się z hukiem, a ja podskakuję z przerażenia, wyrwana ze swoich myśli. Moim oczom ukazuje się uśmiechnięty Gabriel, który ewidentnie przyszedł tutaj sam z zamiarem spotkania mnie. Co za bezczelny typ. 

- O, cześć - wita się ze mną zbyt entuzjastycznie, udając zaskoczenie naszym spotkaniem. Wkłada ręce do kieszeni i staje tuż przede mną.

 Podnoszę się powoli, zawiązując ręce na piersiach. Opieram się plecami o szafki. 

- Czego chcesz? - warczę, wwiercając w niego swój wzrok. W jego zielonych oczach dostrzegam własne odbicie, które bynajmniej do najprzyjemniejszych nie należy. 

 Moja reakcja najwidoczniej go nie dziwi, bo uśmiecha się jeszcze szerzej. Kręci głową z rozbawieniem.

- Od razu włączasz tryb nienawidzenia mojej osoby?

- A ty od razu włączasz tryb irytowania mojej osoby? - Mrużę oczy, próbując zrozumieć, dlaczego ma dzisiaj taki dobry humor. - Czy coś konkretnego sprowadza cię w moje skromne progi?

- Właściwie, to nie są nawet twoje - poprawia mnie z uśmiechem. - Szatnia jest własnością szkoły, a z tego co mi się wydaje...

- Po co tutaj przyszedłeś? - przerywam mu zirytowana. 

- Przeprosić - odpowiada bez krzty obrzydzenia, znienawidzenia czy czegokolwiek, co by wskazywało, że musiał to zrobić z przymusu.

 Opada mi szczęka. Czy właśnie Gabriel Perski mnie przeprosił? Z własnej, nieprzymuszonej woli?

 Nie wiedząc, co mogłabym mu odpowiedzieć, trwamy w ciszy. On czekając na moją reakcję, a ja, czekając, aż to okaże się żartem. Jednak nie okazuje się. A chłopak w końcu odpuszcza i nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, kontynuuje. 

- Przepraszam, że kazałem Ci robić samej ten projekt. Jeżeli jeszcze chcesz moglibyśmy go robić razem.

 Nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa. Jeszcze nie zaznałam tak miłego zaskoczenia od czasu, kiedy chodzę do tego liceum. 

- Do tego... - ciągnie dalej swój monolog z uśmiechem na ustach, jakby to, co mówi sprawiało mu przyjemność. – moglibyśmy się spotkać u mnie w środę żeby zrobić część pisemną, a potem jakoś się załatwi resztę. Na przykład może spotykalibyśmy się jakoś co dwa dni, raz u mnie raz u ciebie i wtedy zdążymy na pewno na czas. - Kiedy widzi, że wciąż nie mam zamiaru odpowiedź, dodaje pospiesznie. - Oczywiście, to tylko moje sugestie. Jeżeli nie chcesz przebywać w moim towarzystwie, możemy się jakoś podzielić albo...

 Przerywam mu, a mój oddech jest zbyt nierównomierny.

- Dobra.

- Co dobra? - Zauważam, że wyraźnie mu ulżyło, widząc w końcu jakiś odzew z mojej strony. 

- Zgadzam się. - Teraz to mi chce się uśmiechać. – Zgadzam się na twój układ.

- Oh. Nie wiedziałem, że tak szybko pójdzie. Byłem gotowy na wszystkie możliwości... Na przykład, że jednak wydrapiesz mi oczy. W plecaku na wszelki wypadek wziąłem gaz pieprzowy na dzikie nastolatki... 

- Możesz się zamknąć?! - Miało to zabrzmieć wrednie, ale chyba coś mi nie wyszło. Może to przez te drganie brody, by powstrzymać uśmiech?

 Nagle rozumiem, że on chcę przerwać tą wojnę. On! Kto by pomyślał.

 Rozlega się kolejny dzwonek, oznajmujący rozpoczęcie lekcji. 

- Czyli w środę u Ciebie - podsumuję. 

- Tak, o szesnastej jakbyś mogła - dodaje niepewnie.

- Jasne - odpowiadam i chcę już wychodzić, kiedy jednak decyduję się zostać jeszcze na chwilę. Spoglądam na niego z uśmiechem. – Powtórz.

 Chłopak patrzy na mnie przez chwilę zdziwiony, nie wiedząc o co mi chodzi. Gdy do niego dociera sens moich słów, przewraca oczami i szarmanckim głosem powtarza:

- Przepraszam.

 Kiwam głową zadowolona. Uśmiecham się słodko –zwycięsko- i wychodzę, posyłając mu ostatnie spojrzenie, które znaczy, że jednak wygrałam tą wojnę.

 Idąc przez korytarz, w kierunku mojej sali, orientuję się, że moja znajomość z Gabrielem, to jedna z tych zawiłych, których koniec nigdy nie jest pewny, dopóki nie przeminie. I jedna z tych, które się opowiada swoim dzieciom na stare lata przy filiżance kawy. Czy to źle, że się pogodziliśmy? Nie znosiłam tego chłopaka przez ostatnie tygodnie, a od dzisiaj może... kto wie... Może wcale nasza zgoda nie będzie jedną z najgorszych decyzji mojego życia? 

 Uśmiecham się pod nosem, olewając komentarze ludzi, za którymi - ze wzajemnością - nie przepadam. 

  ...Wariatka... 

 Gabriel. Zdecydowanie jedna z najciekawszych historii pierwszej liceum. I idę tak korytarzem, próbując dotrzeć do celu i rozumiejąc, że od dzisiaj jednego mogę być pewna. 

 Gabriel nie jest już moim wrogiem. Czy to źle? 

Dni śmierci. Czyli 1000 śmiertelnych wypadków Wakry Lejsis.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz