5. Marionetka

15K 710 6
                                        

Naprawdę sądziłem, że po tak miłym i uroczym poranku, kiedy to Caroline zrobiła mi niespodziewanie śniadanie i zjadłem je w akompaniamencie śmiechów Mollie, nic nie zepsuje mi humoru. Oczywiście, myliłem się. Wystarczyła jedna, krótka wiadomość od Roxanne, bym przestał się uśmiechać. Nawet pogoda odzwierciedlała mój nastrój. Było brzydko, ponuro zimno i szaro, do tego wyraźnie zbierało się na deszcz. Nikt normalny nie chodzi w takiej sytuacji na spacery, a my zostaliśmy do tego zmuszeni.

W zupełnej ciszy przemierzaliśmy park. Caroline chyba też nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Co chwilę zerkała w moją stronę i wzdychała, by następnie odwrócić wzrok i spoglądnąć w zachmurzone niebo. Byłem naprawdę ciekawy, o czym myśli, jednak bałem się wypowiedzieć choćby słowo. Zamiast tego stawiałem pewnie kroki, pchając przed sobą lekko różowy, dziecięcy wózek, w którym siedziała szeroko uśmiechnięta Mollie. Ona jako jedyna zdawała się być zadowolona z zaistniałej sytuacji. Przez całą drogę rozglądała się zaciekawiona po okolicy i wręcz nie mogła usiedzieć na miejscu, przez co Caroline co chwilę schylała się w jej stronę i poprawiała szary kocyk, który spoczywał na kolanach małej. 

Byłem zdziwiony, że nie spotkaliśmy jeszcze żadnych paparazzi. Nie podobało mi się to. Owszem, park był wyludniony przez pogodę, ale spodziewałem się raczej, że zarząd powiadomi kogo trzeba o naszym spacerze. Wydawało mi się, że Caroline sądziła tak samo, bo w pewnym momencie zaczęła dyskretnie rozglądać się na boki. Po którymś razie przybliżyła się do mnie i chwyciła mnie za rękaw kurtki. 

- Harry, jakieś dziewczyny się do nas przyczepiły- wyszeptała cicho, gdy schyliłem się w jej stronę. Spojrzałem za ramię. Rzeczywiście, kilka metrów za nami szły trzy nastolatki, które wskazywały na nas palcami i rozmawiały radośnie, bardzo się emocjonując. Jedna z nich trzymała w dłoni telefon i nawet z takiej odległości mogłem wywnioskować, że robi nam zdjęcia. 

Nie myślałem za dużo, w zasadzie był to impuls. Wystarczyło, że zerknąłem na dziewczynę idącą obok mnie. Jej niepewna mina i lekko przygryziona dolna warga sprawiły, że zrobiło mi się jej żal. Złapałem ją za lewą dłoń. Drgnęła wyraźnie zaskoczona, jednak nawet na mnie nie spojrzała. Początkowo nie oddała uścisku, jednak już po chwili poczułem, jak jej zimne palce oplatają moje. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo mimo chłodu bijącego od jej skóry, czułem przyjemne ciepło. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że na jednym palcu znajduje się pierścionek. 

Wszystko stało się bardzo szybko. Dziewczyny za nami wydały zduszony okrzyk, z prawej strony błysnął flesz, z drugiej słychać było, że ktoś nadbiega. I nagle stanęliśmy w centrum zamieszania. Zewsząd dobiegały do nas tysiące pytań dziennikarzy, płacze i wrzaski kilku dziewczyn. Oślepiały nas blaski aparatów. Czułem, jak przez ciało Caroline przechodzi dreszcz i wcale jej się nie dziwiłem. Ja byłem przyzwyczajony do takich sytuacji, ona nie. Odwróciła twarz w moją stronę, próbując zakryć kawałek twarzy włosami. Z jej postawy bił strach. Chciałem jej jakoś pomóc, ale nie umiałem. Musieliśmy przez to przejść. 

Wzmocniłem uścisk, posyłając jej pokrzepiający uśmiech, którego nie oddała. Przyspieszyłem, ciągnąc ją trochę za sobą, jednak niemalże zdębiałem, gdy usłyszałem ciche kwilenie Mollie. Jej poliki były mokre od łez i lekko zaczerwienione. Na wpół leżała, trzymając dłonie na wysokości oczu, jakby chcąc obronić się od błysków. W jednej chwili miałem ochotę zatrzymać się na środku drogi i rozpłakać się razem z nią. Zagryzłem zęby i zerknąwszy uprzednio z nienawiścią w stronę fotoreporterów, objąłem ramieniem Caroline i nachyliłem się nad jej uchem.

- Wynośmy się stąd- stwierdziłem dobitnie, patrząc z uwagą w jej oczy. Prawie niedostrzegalnie skinęła głową.

~*~

Leżałem na łóżku i od dłuższej chwili wpatrywałem się tępo w sufit. Od ostatnich wydarzeń miałem wrażenie jakbym... Utracił pewną część siebie. To, co odczuwałem, było nie do opisania. Bolało, jak cholera. Miałem ochotę krzyczeć i rozpłakać się jak małe dziecko. Miałem dość. Ktoś czerpał niesamowitą przyjemność z bawienia się moim życiem. Czułem się jak marionetka, którą pociągano za sznurki. Chciałem się od tego uwolnić, poczuć się jak wolny człowiek, którym nie byłem. Nie wiedziałem tylko, jak mogę to zrobić.

Wstałem na równe nogi i niemal rzuciłem się w stronę szafy z ubraniami. Otworzyłem ją za jednym zamachem i zacząłem wyrzucać całą jej zawartość na podłogę w poszukiwaniu upragnionej butelki. Leżała na samym dole, owinięta papierową torbą. Z uśmiechem na ustach wyciągnąłem ją z torby i odkręciłem. Mocny i lekko duszący zapach podrażnił mój nos, więc przysunąłem ją jeszcze bliżej, by móc to lepiej poczuć. Westchnąłem, po czym z nabożną czcią przyłożyłem butelkę do ust, przechyliłem i pociągnąłem dużego łyka. Czułem, jak alkohol drażnił mój przełyk i przyjemnie ogrzewał mnie od środka. Łapczywie pociągnąłem kolejnego łyka. I następnego. 

Nim się obejrzałem, połowy zawartości już nie było, a ja sam poczułem się pewny siebie, rozluźniony i swobodny. Położyłem się z powrotem na łóżku, wpatrując się z uwagą w etykietę whisky. Co chwilę poruszałem butelką, chcąc patrzeć, jak ciesz powoli się przelewa. Czerpałem z tego radość i swego rodzaju satysfakcję. Czułem, że mam kontrolę nad sytuacją. 

- Wszystko w porządku, Harry? Słyszałam huk.- Zduszony, lekko zaniepokojony głos Caroline  dochodził do mnie zza drzwi. Najpierw zaśmiałem się krótko na jej słowa, ale już po chwili nie mogłem powstrzymać szyderczego śmiechu, który opanował całe moje ciało. 

Śmiałem się ze swojego życia, swojego losu i z samego siebie. Byłem słaby i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Docierało to do mnie nawet po alkoholu. Wcale nie czułem się lepiej, wręcz przeciwnie. Wszystkie moje problemy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. 

Nawet nie zauważyłem, kiedy śmiech zamienił się w płacz. 

Pokochaj Nas || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz