3. Hipnotyzujące oczka

17.8K 762 47
                                    

Postawiłem na stole dwa parujące kubki, przesuwając ten w kropki bliżej Caroline. Dość szybko zorientowałem się, że w jakiś dziwny sposób go sobie upodobała, więc pocieszałem się tym w białe chmurki. Usiadłem naprzeciwko dziewczyny, wypuszczając ze świstem powietrze. Szczerze? Pierwszy raz od dawna zaczynałem się denerwować. Naprawdę czułem, jak zaczynają pocić mi się ręce.

- Powiesz coś w końcu?- spytała, patrząc na mnie wyczekująco i biorąc naczynie między dłonie. Odchrząknąłem.

- Nie bardzo wiem, co mam mówić- stwierdziłem szczerze i oddałem spojrzenie. Co mnie zdziwiło, Caroline chyba się trochę speszyła, bo odwróciła wzrok. Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem nie owijać w bawełnę.- Może zaczniemy wszystko od początku?

- Od początku?- powtórzyła moje słowa, prychając. Jej postawa trochę mnie zraziła, jednak postanowiłem kontynuować.

- Poznajmy się lepiej, zaprzyjaźnijmy. Wydaje mi się, że w miłej atmosferze będzie nam się lepiej pracowało- powiedziałem, uśmiechając się nieśmiało, a dziewczyna roześmiała się. Głośno i donośnie.

- Od samego początku tego chciałam, Harry.

Westchnąłem i podrapałem się nerwowo po karku. Właśnie tego się obawiałem.

- Jestem tego świadomy i przepraszam, że cię wtedy wyśmiałem. Chyba musiałem sobie to wszystko poukładać w głowie- stwierdziłem niepewnie, na co ona uniosła brwi. Ta rozmowa była trudniejsza, niż myślałem.- To było dla mnie niczym bomba. Dalej jest i tego nie ukrywam. Muszę w pewien sposób porzucić moje stare życie, żeby ludzie nam uwierzyli. To nie jest dla mnie takie łatwe.

- Wiem, zauważyłam- oświadczyła. Tym razem to ja się zdziwiłem, na co ona westchnęła.- Jesteś alkoholikiem, Harry. Nie wyobrażasz sobie dnia bez szklanki alkoholu i imprezy. Do tego pewnie codziennie zmieniasz kobiety... Naprawdę nie jesteś najlepszym materiałem na przyjaciela.

Czułem się, jakby ktoś przywalił mi patelnią w twarz. Z postawy Caroline biła pewność siebie i determinacja. Zamyśliłem się. W jednym na pewno miała rację. Kochałem alkohol cały sercem. Przynosił mi swego rodzaju ulgę i ukojenie. Kiedy piłem, nie przejmowałem się żadnymi problemami. Czy byłem w stanie z tego zrezygnować?

- Zmienię się- stwierdziłem, próbując sam się przekonać do tego pomysłu.- Obiecuję, że się zmienię.

Zerknąłem na kobietę, która pierwszy raz chyba naprawdę szczerze się uśmiechnęła. Wstała i wyciągnęła w moją stronę dłoń.

- W takim razie miło mi cię poznać. Jestem Caroline.

~*~

Obudziłem się nagle i gwałtownie usiadłem. Byłem cały przepocony i bardzo ciężko dyszałem. Wziąłem kilka głębokich wdechów, by uspokoić swoje tętno. Na koniec westchnąłem i położyłem się z powrotem. Długo nie mogłem znaleźć sobie wygodnej pozycji. Cały czas wierciłem się niemiłosiernie. Wcześniejszy koszmar nie dawał mi spokoju. Nie pamiętałem, co mi się śniło. Wiedziałem tylko, że było to coś złego, coś, co mną strasznie wstrząsnęło. Przekręciłem się na drugi bok, ale sen, jak na złość, nie przychodził. Byłem pewny, że w tej chwili nie zasnę. Z głośnym jękiem wstałem i zadrżałem, gdy ogarnął mnie chłód. Narzuciłem na siebie bluzę z poprzedniego dnia, która leżała w kącie pokoju i wyszedłem z pomieszczenia. Po cichu zszedłem na dół z zamiarem napicia się wody, jednak zatrzymałem się gwałtownie, gdy z salonu dotarły do mnie dźwięki telewizora. Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu. Nie miałem pojęcia, która może być godzina, choć na zewnątrz było zupełnie ciemno. Nie przemyślając decyzji, wszedłem do pomieszczenia. Zamrugałem kilka razy, by przyzwyczaić oczy do światła wytwarzanego przez lampkę w rogu, po czym rozejrzałem. Caroline leżała na kanapie, więc niemal bezszelestnie podszedłem do tamtego miejsca. Spała na boku, z delikatnie uchylonymi ustami i dłonią pod głową. Włosy były rozrzucone w niesamowitym nieładzie po całej poduszce, a kilka niesfornych kosmyków opadło jej na twarz. Wolną ręką tuliła do swojej piersi małą dziewczynkę, która patrzyła na mnie zaciekawiona dużymi, brązowymi oczami. W buzi miała nieodłączny od dłuższego czasu gryzaczek.

Moje zawahanie trwało dosłownie trzy sekundy i nim się spostrzegłem, wyswobodziłem Mollie z uścisku kobiety i wziąłem ją na ręce. Byłem nią totalnie oczarowany. Ważyła dla mnie tyle co nic. Uśmiechnęła się do mnie, ukazując dwa małe ząbki, przez co gryzaczek upadł na podłogę. Zaniepokojony spojrzałem na Caroline, jednak ona nawet nie drgnęła, więc przeniosłem spojrzenie z powrotem na maleństwo. Z tak niewielkiej odległości widziałem niesamowite podobieństwo do jej matki. Miały podobny kolor włosów, choć ten Mollie bardziej wpadał w rudy. Kształt ich twarzy był identyczny, a ich oczy miały tę samą barwę. Oczy dziewczynki w tamtej chwili naprawdę mnie hipnotyzowały. W pewnym momencie Mollie uniosła rączkę i dotknęła dłonią mojego policzka. Czułem przyjemne ciepło w miejscu, gdzie mnie dotykała. Wszystko byłoby naprawdę magiczne, gdyby... Caroline nagle nie kichnęła.

- Myślisz, że mamusi jest zimno?- zagadałem do małej, a ona roześmiała się cichutko, jakby perfekcyjnie rozumiała moje słowa.

Zawahałem się. Nigdy nie miałem do czynienia z półrocznym dzieckiem, więc nie wiedziałem, na ile mogę sobie pozwolić. Kucnąłem niepewnie i usadziłem Mollie na miękkim dywanie, asekurując, gdyby miała się przewrócić. Na szczęścia dziewczynka wyglądała na całkiem zadowoloną z takiego obrotu spraw, więc szybko chwyciłem leżący na fotelu koc i przykryłem nim szczelnie Caroline. Nie wiedziałem, co robić dalej. Mała w dalszym ciągu patrzyła na mnie wyczekująco, przez co czułem się trochę skrępowany, jednak w jednej sekundzie wszystko ze mnie uleciało, ponieważ uśmiech zszedł z buźki Mollie, a ona sama skrzywiła się i cicho zakwiliła. Wziąłem ją ostrożnie z powrotem na ręce. Nie myśląc za wiele, ruszyłem w stronę pokoju gościnnego, gdzie wsadziłem dziewczynkę do łóżeczka.

- I co ja mam z tobą robić, maluchu? Może chcesz się pobawić?- zapytałem, a ona zaklaskała w ręce i coś tam wydukała w zrozumiałym tylko dla siebie języku. Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiś zabawek, gdy mój wzrok padł na zegar wiszący na ścianie. Zdębiałem.- Jest druga nad ranem, a ty jeszcze nie śpisz? Dziewczyno, w przyszłości będziesz mogła naprawdę długo imprezować.

Naprawdę nie wiem, kiedy minął ten czas. Zorientowałem się dopiero, gdy nad ranem przerażona Caroline, z włosami wyglądającymi gorzej niż stóg siana, wpadła do pokoju. Przez Mollie robiłem rzeczy, których dawno nie wykonywałem. Śmiałem się, robiłem głupie miny, zmieniałem głos, kilka razy nawet zaśpiewałem, byle tylko zobaczyć na jej małej buźce uśmiech, od którego od razu robiłem się szczęśliwszy. Tylko że wtedy jeszcze tego nie rozumiałem.

~*~

Od dobrej godziny ściskałem w dłoni niewielką kartkę, która zdążyła się już porządnie wymiąć. Nie obchodziło mnie to. Najchętniej wyrzuciłbym ją, spalił, albo odesłał z powrotem do adresata. Pociągnąłem dużego łyka whisky prosto z butelki szczęśliwy, że Caroline w tamtej chwili była w kuchni i nawet przez myśl jej nie przeszło, by przyjść do mojego pokoju. Naprawdę potrzebowałem się wyluzować, inaczej bym eksplodował.

W dalszym ciągu trzymając ten świstek papieru, sięgnąłem po drugą rzecz, która była w kopercie zaadresowanej na moje nazwisko. Przypatrzyłem się. Bez wątpienia był piękny i robił ogromne wrażenie. Pierścionek z białego złota z malutkimi brylantami dookoła wielkiego szmaragdu. To ten szmaragd wywołał we mnie tak wiele uczuć i emocji. Czy był inny kamień, który byłby tak podobny do mnie? Czy był inny kamień, który tak bardzo nie kojarzyłby się ze mną?

Odrzuciłem pierścionek z obrzydzeniem na stolik i wyprostowałem dokładnie jeszcze raz kartkę, chociaż jej treść znałem już na pamięć. Czarny tusz wyraźnie odznaczał się na białym papierze. Dobrze znałem ten staranny charakter pisma, te zawijasy i pochyłe litery. Już nie raz miałem z nimi do czynienia i zawsze oznaczały to samo. Roxanne. Tym razem naprawdę miałem ochotę się rozpłakać. Ona wiedziała, jak mnie złamać. Wiedziała i to wykorzystywała.

Wstałem i sięgnąłem do niewielkiej szuflady przy biurku, z której wyciągnąłem zapalniczkę. Odpaliłem ją i przyłożyłem róg kartki do płomienia. W błogiej ciszy obserwowałem, jak ogień niemalże pożera stronę i czerpałem z tego niemałą satysfakcję. W duszy czułem się narastające podniecenie i szczęście. Gdy został już tylko niewielki fragment, nie wytrzymałem. Zgasiłem płomień i z dziką furią rozszarpałem na drobne kawałeczki pozostałości papieru, na których wypisane były słowa:

„Przedstawienie czas zacząć".

Pokochaj Nas || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz