Byłem padnięty. Niemalże od razu po wyjściu od Abigail wsiadłem do samochodu i wyjechałem na drogę w stronę Manchesteru. Nie spodziewałem się jednak, że będzie taki duży ruch! Zaraz po wyjeździe z Londynu wpadłem w kilkukilometrowy korek, w którym straciłem dobre kilka godzin. Kiedy w końcu dotarłem do Manchesteru, prawie padałem na twarz. Z drugiej strony odczuwałem niesamowitą ekscytację i stres.
Odnalezienie tego konkretnego szpitala jednak mnie przerosło. GPS w telefonie służył mi wiernie tylko przez pierwsze dziesięć minut do momentu, gdy bateria się rozładowała. Dopiero po przeszło godzinie udało mi się trafić do odpowiedniej placówki dzięki uprzejmości niektórych przechodniów. Reszta pokazywała mi środkowy palec lub po po prostu mnie ignorowała, gdy zatrzymywałem się, by zapytać o drogę.
Zaparkowałem na małym parkingu i truchtem przebiegłem w stronę wejścia, wpadając do jedynej kałuży w najbliższej okolicy, przez co pochlapałem sobie nogawki spodni. Zerknąłem w dół, przeklinając się w myślach. Otrzepałem je lekko, ale to wcale nie polepszyło sytuacji. W końcu machnąłem na to ręką i wtargnąłem do środka, uderzając drzwiami o ścianę i nanosząc błoto na świeżo wypolerowaną podłogę. Moje nagłe pojawienie się przyciągnęło zaciekawiony wzrok kilku osób siedzących w poczekalni. Uśmiechnąłem się zawstydzony i rozejrzałem się niepewnie w poszukiwaniu recepcji. Przeszedłem w tamtą stronę, ignorując przeraźliwe skrzypienie moich mokrych, skórzanych butów przy każdym kroku. W dalszym ciągu czułem na plecach spojrzenia gapiów.
- Przepraszam, szukam Mollie Mavor- powiedziałem w stronę wyraźnie znudzonej, starszej recepcjonistki. Zerknęła na mnie znad ekranu komputera, przypatrując mi się uważnie.
- A pan to?- zapytała, siląc się na miły ton, choć raczej jej to nie wychodziło.
- Jej ojciec- stwierdziłem z szerokim uśmiechem na twarzy, totalnie ignorując jej dziwne zachowanie. Kobieta westchnęła ciężko. Zirytowała mnie.- Przepraszam, ale trochę zależy mi na czasie. Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie ją znajdę?
Otworzyła usta, wyraźnie zaskoczona moją nagłą zmianą humoru, ale nic nie powiedziała. Wpisała coś w swoim komputerku, stukając głośno różowymi paznokciami. Zacisnąłem pięści, cierpliwie czekając, choć dłużyło mi się to w nieskończoność.
- Aktualnie niech pan przejdzie na drugie piętro pod salę 235- powiedziała po jakimś czasie, uśmiechając się niemrawo.
Podziękowałem i szybko przeszedłem w stronę wind. Naprawdę nie chciałem się zamartwiać, ale zaniepokoiły mnie jej słowa. Co, do cholery, znaczy to "aktualnie"?!
Wyszedłem z windy i skierowałem się w głąb korytarza. Nie mogłem powstrzymać szybszego bicia serca. Wcześniej wymyślona wypowiedź zupełnie wyleciała mi z głowy. Bałem się reakcji Caroline na moją osobę. Nie wiedziałem, czy w ogóle chce mnie widzieć.
Zwolniłem zaskoczony, gdy zauważyłem znaną mi sylwetkę. Siedziała na jednym z plastikowych krzesełek, z łokciami na kolanach i twarzą ukrytą w dłoniach. Zdziwiłem się, że nie jest z Mollie w sali. Ignorując szybsze bicie serca spowodowane jej widokiem, przystanąłem kilka metrów od niej i przysiadłem na wolnym krzesełku, przyglądając się jej uważnie. Nie zauważyła mnie, wydawała się być całkowicie pochłonięta swoimi myślami. W mojej głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze.
- Co się dzieje, Caroline?- zapytałem ze ściśniętym gardłem. Drgnęła na dźwięk mojego głosu i przekręciła głowę w moją stronę. Gdy mnie dostrzegła, usiadła prosto i otworzyła szeroko oczy.
- Co tu robisz, Harry?!- spytała podwyższonym głosem, który zadrżał pod koniec. Przyjrzałem się jej uważnie, dopiero teraz zauważając, w jakim była stanie. Miała przekrwione i podpuchnięte oczy, spierzchnięte usta i mokre policzki od świeżych łez. Jej ubranie było wygniecione, a włosy klapnięte i pozbawione blasku. Nawet w takiej odsłonie była piękna.
CZYTASZ
Pokochaj Nas || H.S.
FanfictionTego się nikt nie spodziewał! Prawda wyszła na jaw! Dwudziestosześcioletni Harry Styles, były członek One Direction i częsty bywalec imprez, ukrywał przed całym światem sekret- narzeczoną oraz półroczną córeczkę! Fani są w szoku, a my zastanawiamy...