18. Błagalny ton

11.5K 692 79
                                    

- Słucham?- usłyszałem w słuchawce ciepły, choć zaspany głos.

- Cześć, mamo- powiedziałem z delikatnym uśmiechem na ustach, który pojawił się na samą myśl o niej.

- Harry!- kobieta wyraźnie się ożywiła, a ja mogłem sobie wyobrazić, jak uśmiecha się szeroko.- Dlaczego dzwonisz o tej porze? Coś się stało?

Zerknąłem kątem oka na zegar wiszący na ścianie, uświadamiając sobie, jak wczesna jest godzina. Wcześniej kompletnie nie zwracałem na to uwagi, nawet nie zauważyłem, że nastała noc. Od kilkunastu godzin siedziałem prawie w jednym miejscu, bijąc się z myślami. W końcu stwierdziłem, że mama jest jedyną osobą, która może mi pomóc.

- Nie mogłem spać- skłamałem, drapiąc się wolną dłonią po karku.- Ostatnio sporo myślę...

- Co się dzieje, Harry?- przerwała mi, od razu wyczuwając, że coś jest nie tak.

Jej pytanie zawisło między nami na dobre kilka sekund. Nie odpowiadałem, starałem sobie to wszystko poukładać w głowie, a ona wytrwale czekała. W końcu westchnąłem.

- Myślisz, że jest jakieś uzasadnienie dla kłamstwa?- zapytałem. Tym razem mama wydawała się być zaskoczona, bo przez jakiś czas nie odpowiadała.

- Kłamstwo jest z zasady czymś złym- zaczęła powoli, a jej głos był niepewny.- Jednak są w życiu sytuacje, gdy nie możemy być z kimś szczerzy, głównie dla jego dobra.

- Jakie sytuacje?- spytałem z drżącym sercem. Ze stresu pociły mi się dłonie, więc zacząłem skubać nerwowo koniec swojej bluzy.

- Kiedy kogoś bardzo kochamy i zależy nam na tej osobie, często musimy skłamać, żeby jej nie zranić.

Spuściłem głowę, biorąc kilka głębokich wdechów. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem, nie do końca taką odpowiedź chciałem usłyszeć.

- A co jeśli... Co jeśli ktoś ukrywa prawdę, ponieważ się jej boi?- wreszcie zadałem pytanie, na które sam nie umiałem znaleźć odpowiedzi.

- Wydaje mi się, że to znaczy, że ktoś przeżył coś naprawdę strasznego. Coś, czego się boi, może wstydzi... Ale jeśli pytasz o to, czy takie mijanie się z prawdą jest złe, to uważam, że nie do końca. Trzeba się wczuć w tę sytuację- powiedziała pewnie, a ja niemalże widziałem, jak kiwa głową na potwierdzenie swoich słów.

- Myślisz, że powinno się coś takiego wybaczyć?

- Jeśli ci zależy na tej drugiej osobie, to jestem pewna, że tak.

~*~

Znalezienie odpowiedniego szpitala było trudniejsze niż się spodziewałem, gdy znałem tak mało informacji na temat poszukiwanej osoby. W każdej placówce nikt nie chciał udzielić mi odpowiedzi na moje pytania i dopiero po kilkudziesięciu funtach dowiadywałem się, że nie jest to miejsce, którego szukam. Oglądając mapki w internecie, dziwiłem się, że w Londynie jest aż tyle szpitali. Powoli zaczynałem tracić nadzieję, gdy szedłem do jednego z ostatnich. Bałem się, że coś przeoczyłem po drodze. Jakie było moje zdziwienie, gdy miła, starsza pani w recepcji oświadczyła, że na oddziale onkologii rzeczywiście znajduje się kobieta o imieniu Abigail.

- Jest pan kimś z rodziny?- zapytała, patrząc na mnie uważnie.

- To moja ciocia- powtórzyłem wcześniej wymyślone kłamstwo, jednak ona dalej wydawała się nieprzekonana.- Niedawno wróciłem z zagranicy i dowiedziałem się od jej sąsiadki, że zachorowała. Naprawdę chciałbym się z nią zobaczyć.

Zawsze myślałem, że jestem kiepskim aktorem, ale tym razem musiałem wyglądać naprawdę przekonująco, bo po chwili szedłem pospiesznie przez opustoszały, długi korytarz z karteczką w dłoni, na której napisany był numer sali. Zatrzymałem się przed drzwiami z numerem 114. Z głośno bijącym sercem zapukałem dwa razy, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Zaskoczony zerknąłem ponownie na papier, by upewnić się, że jestem we właściwym miejscu. Wszystko się zgadzało. Miałem ochotę odejść, ale wiedziałem, że nie zdobędę się na odwagę następnym razem, więc niepewnie nacisnąłem na klamkę i pchnąłem drzwi.

Gdy tylko wszedłem do środka, od razu się skrzywiłem i przypomniałem sobie, dlaczego tak bardzo nie lubię szpitali. Biel dookoła przerażała mnie. Gdzie tylko spojrzałem, uderzał we mnie właśnie ten kolor. Białe były ściany, podłoga, firanki w oknach, niewielkie szafki i nawet łóżko. Jedynym odróżnieniem była pościel, która była lekko pomarańczowa. Na łóżku siedziała starsza kobieta. Łatwo było dostrzec, że jest przeraźliwie chuda. Miała zapadnięte poliki, liczne zmarszczki, bladą cerę i kolorową chustkę na głowie. Czytała w skupieniu książkę, którą najwyraźniej była tak pochłonięta, że nawet nie zauważyła mojej obecności w pokoju. Bojąc się cokolwiek powiedzieć, odchrząknąłem. Drgnęła i przeniosła na mnie spojrzenie swoich bystrych, lekko szarych oczu. Uśmiechnęła się pod nosem.

- Och, to ty- stwierdziła zmęczonym głosem, zamykając z hukiem książkę i odkładając ją na szafkę nocną. Zupełnie jakby wiedziała, że przyjdę.- Nieczęsto miewam gości, tym bardziej takich sławnych.

- Spodziewała się mnie pani?- zapytałem ze zdziwieniem, uczepiając się pierwszej części jej wypowiedzi. Kobieta roześmiała się.

- Oczywiście, że tak- oświadczyła, ruchem ręki pokazując mi, bym usiadł na krzesełku obok jej łóżka, co niepewnie uczyniłem. Abigail trochę mnie przerażała.- Byłam pewna, że poruszysz niebo i ziemię, by odnaleźć Caroline i Mollie.

- Wie pani, gdzie one są?- spytałem z ożywieniem. W moim umyśle pojawił się niewielki promyczek nadziei, że naprawdę mogę je znaleźć.

Machnęła na mnie dłonią, bym nachylił się w jej stronę.

- Wiem, ale nie powiem- powiedziała z wyraźnym rozbawieniem.

Odsunąłem się od niej z niesmakiem, opadając z powrotem na niewygodne krzesło. Przetarłem oczy, usiłując poukładać myśli.

- Dlaczego?- zapytałem jedynie po jakimś czasie.

- A dlaczego ty nie dałeś jej wszystkiego wytłumaczyć?- wtrąciła niemal natychmiastowo, a następnie wzruszyła ledwo dostrzegalnie ramionami.- Nie podoba mi się, jak potraktowałeś Caroline i tyle.

- Wiem, że popełniłem błąd, ale...- zawahałem się, nie wiedząc do końca co powiedzieć. Spojrzałem w jej czujne oczy, które patrzyły na mnie z ogromnym zaciekawieniem.- Po prostu poczułem się zdradzony.

- Zrobiła źle i jest tego świadoma. Osobiście kilka razy powiedziałam jej, co o tym myślę. Ale wiem też, że bardzo tego żałuje- dodała szybko.

Nie odpowiedziałem. Zamiast tego oparłem łokcie na kolanach i schowałem twarz w dłoniach. Nie mogłem się pogodzić z tym, że najwyraźniej je straciłem. Chciałem zrobić cokolwiek, by choć porozmawiać z Caroline.

- Zrobię wszystko, pojadę nawet do Huntingdon i znajdę jej rodziców...- zacząłem pewnie, jednak Abigail przerwała mi głośnym śmiechem. Spojrzałem na nią urażony i zmarszczyłem brwi.

- Lepiej tego nie rób, zresztą możesz być pewny, że jej tam nie ma- powiedziała z wyraźnym rozbawieniem, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- To co mam robić, żeby je odzyskać?- zapytałem z ogromnym uczuciem bezradności. Mój ton był niemalże błagalny.

- Jeżeli je naprawdę pokochałeś, to chyba sam musisz odpowiedzieć sobie na to pytanie- stwierdziła.

Wstałem pospiesznie, mając dość tej rozmowy. Powoli zaczynałem żałować, że w ogóle tam przyszedłem. Byłem zły. Mały promyczek nadziei, który pojawił się na samym początku, teraz już nie istniał. Czułem się beznadziejnie. Moje jedyne źródło ratunku odmówiło mi pomocy. Nie miałem pojęcia, gdzie powinienem szukać Caroline i Mollie. One dosłownie rozpłynęły się w powietrzu.

- Jeszcze coś!- krzyknęła Abigail w momencie, gdy wychodziłem z jej pokoju. Zatrzymałem się nagle i zerknąłem ze zdziwieniem przez ramię. W chwili, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, puściła mi oczko.- Szpital dziecięcy w Manchesterze.

***

Nie jestem zadowolona. Zmaściłam ten rozdział.
Po przeczytaniu Waszych komentarzy jestem trochę w szoku, serio! Nie spodziewałam się, że aż tak naskoczycie na Harry'ego- bardziej spodziewałam się negatywnych komentarzy w stronę Caroline. :D
Strasznie mi przykro, gdy przypominam sobie, że to już prawie koniec tej historii...

Pokochaj Nas || H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz