XI

4.3K 316 35
                                    

Słońce ogrzewało moją bladą twarz. Wiatr chłodził każdy zakamarek mojego ciała. Zabawiał rośliny kołysząc je na boki. Nie ma mocno, nie za lekko, lecz w sam raz. Ja natomiast siedziałam w parku, na jednej z zniszczonych ławek i czekałam na swoją matkę. Zaproponowała spotkanie w sobotę, czyli dziś. Gdy rano wstałam, czułam, że muszę powiedzieć o tym tacie. Szybko jednak odstawiłam tą myśl na bok. Przecież to wiadome, że zabroniłby mi się z nią spotkać. Jeszcze dostałabym szlaban i byłaby kłótnia, że jestem taka lekkomyślna i naiwna. 

Po parku chodziło wiele ludzi. Czasem samotne kobiety, które szukały chyba czegoś. Sądziłam, że każda, która przechodziła obok mnie to moja mama. Żadna jednak się nie zatrzymała, nie przywitała czy nawet nie obejrzała. 

Męczyło mnie czekanie na nią. Spóźniała się już 20 minut. Zaczęłam sobie wmawiać, że wycykała mnie, że nie przyjdzie. W końcu jednak, przede mną ustała piękna, wysoka kobieta z kasztanowymi włosami. Miała na sobie markowe ciuchy, wypsiukana była chyba najdroższymi perfumami. 

Zawsze myślałam, że włosy mam po tacie. Myliłam się. Byłyśmy do siebie podobne. Oczy miałyśmy takie same, usta. Różniły się tylko kolorem. Ja miałam je jasne a ona czerwone. A może to szminka? 

- Hej Córciu. - zaczęła ściskając mnie. 

Zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić. Odwzajemnić uścisk, odepchnąć ją? Wybrałam jednak to pierwsze wyjście. Jej zapach był za mocny. Moje nozdrza zaczęły nieprzyjemnie szczypać. Gdy uwolniłam się z jej objęć, podrapałam się po swoim drobnym nosku. 

- Cześć. - rzuciłam zachrypniętym głosem. 

- Jaka Ty jesteś piękna. - uśmiechnęła się szeroko. 

- Dziękuje.. - odpowiedziałam drapiąc się tym razem lekko po policzku.

- Opowiadaj, jak u Ciebie. - usiadła szybko na ławkę, przedtem czyszcząc ją jakąś chusteczką. - Jak Ci się powodzi z tatą? - dodała. 

Wzięłam głęboki oddech. Nie chciałam się tak nagle przed nią otwierać. Musiałam grać niedostępną, nieufną. 

- Wszystko dobrze. - odparłam nie wyznając więcej szczegółów.

- Och, pewnie źle jest, skoro tak mówisz. - wymądrzyła się a ja wywróciłam oczami.

Jak dobrze, że nie mam po niej charakteru.

- Pewnie macie mało pieniędzy, hm? - chrząknęła a mnie ogarnęła złość. 

Starałam natomiast zachować zimną krew. Nie mogłam dać się sprowokować kobiecie, zwaną moją matką. 

- Mało? - zakpiłam. - Jest wystarczająco dużo. Jest mi z tatą wspaniale, niczego mi nie brakuje. - fuknąłem.

- Jasne. - rzuciła krótko. - Ale wiesz, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zadzwoń ja Ci kupię i wyślę. - potarła moje ramię swoją dłonią. 

Zignorowałam to co do mnie powiedziała. Zaczęłam nerwowo rozglądać się po parku, próbując podziwiać przyrodę. Było to niemożliwe, ponieważ kobieta miała dar wkurzania ludzi. Zawsze trudno było mnie wyprowadzić z równowagi, ale teraz.. Sama nie wiem jak to się stało. Nawet ćwiergot ptaków mnie denerwował. Tak bardzo chciała postawić na swoim, chciała żebym przyznała jej rację. Nawet jeśli bym to zrobiła, byłoby to kłamstwem, bo rzeczywiście nie brakowało mi niczego i niczego nie potrzebowałam. 
- A jak tam sprawy sercowe? - zapytała przysuwając się bliżej.

Nadarzyła się okazją, żebym to ja ją wytrąciła z równowagi. 

- Całkiem dobrze. - powiedziałam udając dumną. 

No matter what others sayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz