Prolog. Koniec i początek

2.4K 140 4
                                    

To jest okropne - wykrztusiła z siebie sześcioletnia Victoire, wymownie się przy tym wzdrygając. Jej jasnoblond, prawie srebrzyste włosy delikatnie zafalowały, a w dużych, ciemnoniebieskich oczach okolonych długimi, gęstymi rzęsami pojawił się wyraz obrzydzenia. Dziewczynka zmarszczyła nosek, jakby poczuła coś śmierdzącego i spojrzała wymownie na siedzącego obok Teddy'ego, najwyraźniej oczekując od chłopca jakiejś reakcji. On jednak tylko cicho się roześmiał, po czym dał jej przyjacielskiego pstryczka w śmiesznie zmarszczony nosek. Sześciolatka wzniosła oczy do nieba, jednocześnie otrzepując swoją sukienkę z niewidzialnego pyłku.

- Teddy, prawda, że to jest okropne? - zapytała chłopca, patrząc na niego zza kurtyny rzęs i mrugając niewinnie.

Chłopiec w pierwszej chwili nie odpowiedział, tylko kopnął leżący pod swoimi nogami kamyk i westchnął cicho. Jego zachowanie wyraźnie nie spodobało się blondyneczce, która prychnęła niczym rozjuszona kotka.

- Victoire, nie złość się - powiedział w końcu, a ona popatrzyła na niego z ukosa.

- Ale nie sądzisz, że taplanie się w błocie jest okropne? - zapytała, wzdrygając się po raz drugi i lekko zaciskając usta.

- Może dla ciebie to jest okropne, ale oni - wskazał ręką na czeredę młodych Weasleyów - mają na ten temat zupełnie inne zdanie. Chyba nawet zabawa w błocie im się podoba - dodał, dostrzegając uśmiechnięte miny i słysząc wesoły śmiech.

- Uważasz, że nie mam racji? - W ciemnoniebieskich jak głębia oceanu oczach pojawiły się łzy. Widząc to, chłopiec lekko się zaczerwienił, a jego zazwyczaj czarne włosy przybrały odcień dojrzałej wiśni, zaś w szarych oczach pojawił się wyraz zawstydzenia.

- Nie, Victoire. Oczywiście, że masz rację - skłamał nieudolnie, ale to wystarczyło pannie Weasley. Na jej twarzy pojawił się wyraz satysfakcji i słodki uśmiech, któremu nikt nie mógł się oprzeć.

- Och, Teddy, jesteś cudowny! - wykrzyknęła, nachylając się w jego stronę i muskając ustami powietrze wokół jego twarzy. Włosy chłopca zmieniły kolor na ciemny burgund, a uśmiech panny Weasley stał się jeszcze szerszy. Teddy próbując zakończyć niewygodny dla siebie temat, odepchnął się nogami od ziemi, a stara, drewniana huśtawka, na której właśnie siedzieli przechyliła się do przodu, aby chwilę później zacząć kołysać się ruchem wahadłowym. Oni tymczasem siedzieli pogrążeni we swoich myślach.

Blondynka myślała o swojej nowej sukience, którą dostała kilka dni temu od mamy. Nowe ubranie miało śliczny, różowy kolor w ulubionym odcieniu dziewczynki. Całości dopełniało mnóstwo koronek, falbanek i fałdek. Sukienka godna księżniczki, jak powiedziała mama, przypomniała sobie Victoire, odgarniając ze swojego czoła jasny pukiel, który odznaczał się na jej alabastrowej cerze. Nie mogła się doczekać jak ją założy i zobaczy reakcję Teddy'ego. Oczami wyobraźni już widziała jego reakcję - pewnie rozdziawi buzię ze zdziwienia albo zamruga powiekami i jak zwykle powie, że ślicznie wygląda.

Teddy miał trochę inne zmartwienia. Nie chciał sprawić przykrości jej, ale wiedział, że ona nie ma racji. Wolał jednak ustąpić niż doprowadzić Victoire do łez. Uwielbiał bowiem tę blondyneczkę, jak chyba nikogo na świecie. To z nią dzielił się wszystkim, co miał, rozmawiał o swoich problemach i bronił przed rzeczywistością. Była dla niego całym światem, a on jej oczkiem w głowie. Spędzali ze sobą wszystek czas. Rozstawali się bardzo rzadko i to z wielką niechęcią. Najszczęśliwsi zaś byli we własnym towarzystwie.

- Teddy, Victoire chodźcie! - Usłyszeli krzyk ciotki Ginny. Chłopiec popatrzył na osóbkę siedzącą obok, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Wstali i podeszli w stronę Nory, omijając po drodze brodzące w błocie dzieciaki.

- Coś się stało? - spytał z zaniepokojeniem w głosie Ted, gdy znaleźli się obok Ginny. Rudowłosa kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem, po czym dźwięcznie się roześmiała, głaszcząc go po głowie.

- Nie, skądże. Nie martw się, Teddy - odpowiedziała po chwili.

- Mówiłam - zaczęła Victoire, łapiąc go za rękę i unosząc głowę, aby spojrzeć mu w oczy - mówiłam ci, że w życiu trzeba posiadać optymizm.

- Oczywiście, Victoire - przytknął jak zwykle młody Lupin, a młoda pani Potter spojrzała na nich z nieukrywanym uśmiechem, którego nie mogła powstrzymać ilekroć widziała te dzieci razem. Podobnie jak reszta rodziny śmiała się, że pewnie jest to pierwsza para w nowym pokoleniu, ale patrząc na nich nie mogła się oprzeć wrażeniu, że w rodzinnym żarcie może być ziarenko prawdy. Ale kto wie, co przyniesie los.

- Chodźcie - powiedziała Ginny, otrząsając się z zadumy i kierując się w stronę drzwi do Nory.

- Och, nie! - Victoire raptownie stanęła w miejscu, a na jej twarzy pojawił się strach. - Zapomniałam wstążki - wskazała ręką na swoje rozpuszczone jasne włosy. - Pewnie została na ławce.

- Poczekaj, zaraz ci ją przyniosę - zaofiarował się natychmiast Teddy, a blondynka obdarzyła go słodkim uśmiechem, na którym zaczynał i kończył się jego świat.

Victoire Weasley & Teddy LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz