Rozdział 7: Ja umieram

238 22 3
                                    

Jest źle. Coraz gorzej. Ja umieram... .

Następnego dnia po pierwszym zażyciu eliksiru spróbowałam drugi raz, ale to już nie było takie proste. Wtedy wypiłam mały łyk, teraz musiałam wypić aż dwa. I oderwałam się lekko od powierzchni, błysnęło światło i znów stałam przed wielką bramą.

- Lucas! - podbiegłam do chłopaka siedzącego plecami do bramy.

- Jess! - natychmiastowo się odwrócił i próbował przytulić się do mnie, ale przez kraty nie było to takie łatwe.

- Znów wypiłaś ten eliksir? - zapytał widocznie z jednej strony zły na mnie, a z drugiej szczęśliwy, że tu jestem.

- T-tak..., ale ja muszę! - mówiąc to popatrzyłam na jego ciemne włosy i na jego duże, niebieskie oczy. Ja go kochałam całą sobą.

- Jess, nie pij tego. Kocham cię i chciałbym być cały czas u twojego boku, ale tobie może się coś stać!  Wiesz kto ci to przysłał? Właśnie. Nawet nie wiesz co to jest. I ingerowanie w świat pozaziemski może się źle skończyć. Jennifer, musisz to zrozumieć.

- Ja, ja wiem, ale co z tego, że mogę umrzeć, dla mnie to nie jest ważne. Ważne jest to, aby być z tobą.

Popatrzył na mnie łagodnie, ale się nie uśmiechnął. Chyba go to jeszcze bardziej zdenerwowało.

- A co z twoją rodziną? Twoi rodzice, dziadkowie i siostra. Co z nimi? - pytał.

- Chyba..., chyba mój czas się kończy - gdy to powiedziałam oderwałam się od powierzchni, błysnęło i znów pojawiłam się w swoim pokoju, ale poczułam się bardzo źle.

Zaczęła boleć mnie głowa, brzuch i gardło. Położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Gdy się obudziłam, zrozumiałam że to pierwszy dzień szkoły po weekendzie. Wstałam, przebrałam się, spakowałam na szybko moje książki, zeszyty i pobiegłam do kuchni. Każdy krok po schodach sprawiał mi lekki ból. Na stole leżały już kanapki i herbata, co było dziwne, bo zwykle sama sobie robiłam śniadanie.

- Mamo?! - krzyknęłam. - Wstałaś?!

Usłyszałam, że ktoś jest w łazience, więc zapukałam. Nikt się nie odezwał. Otworzyłam powoli drzwi i zobaczyłam... jakiegoś mężczyznę odwróconego tyłem do mnie.

- To sen? Czy rzeczywistość? - powiedział powoli.

Nagle spojrzałam na moje ręce, które drżały. Odrywały się od nich kawałki skóry, odrywały się paznokcie z przeraźliwym bólem.

- POMOCY!!! - krzyknęłam i osunęłam się na podłogę.

Zalała mnie i podłogę, wielka kałuża krwi.

- PRZESTAŃ!!! AAA!!! - krzyczałam. - CHCĘ UMRZEĆ! CHCĘ UMRZEĆ!

Nie mogłam wytrzymać tego bólu. Wolałam śmierć, tylko żeby ten ból się skończył.

Cały czas "coś" odrywało kawałki mojej skóry, teraz były to policzki. Leżałam na podłodze w mojej krwi i zwijałam się z bólu.

- We śnie nie mogę cię uśmiercić, ale mogę robić wszystko inne  - powiedział powoli i spokojnie mężczyzna.

- JA CHCĘ SIĘ OBUDZIĆ!!! - krzyczałam i z moich oczu pociekły łzy.

Nagle mężczyzna się odwrócił i zauważyłam czarną szatę, twarz schowaną w cieniu kaptura. To był Znajomy Nieznajomy.

***

Obudziłam się. Cały czas odtwarzałam na nowo w głowie ten sen. Bałam się, bo w jakimś stopniu miał kontrolę nad moim umysłem. 

W szkole nie miałam ochoty rozmawiać, a moja koleżanka z klasy chyba się na mnie obraziła. Co z tego? Mam przecież Lucasa. Do tej szkoły także kiedyś chodził Lucas i teraz było głośno o jego śmierci. Ale nikt nie wiedział o mnie i o Znajomym Nieznajomym. Może to i dobrze.

Po lekcjach przyszłam do domu i znów wypiłam eliksir. Tym razem musiałam wypić trzy łyki.

Opowiedziałam Lucasowi o moim śnie, ale nic nie mówiłam o tym, że muszę wypijać coraz więcej eliksiru, bo inaczej nie zadziałałby. Nie chciałam, aby się o mnie jeszcze bardziej martwił.

Następnego dnia także śnił mi się sen. Znajomy Nieznajomy torturował mnie biczem i bolało tak jakby to było naprawdę.

- PRZESTAŃ!!! - krzyczałam wyjąc z bólu.

A on się śmiał.

Gdy się obudziłam już miałam zakładać moją bluzkę, ale zobaczyłam, że coś mnie ciągnie za włosy. Odwróciłam się, a to był ten mężczyzna. Zaczął mnie ciągnąć, dopóki nie wyrwał wszystkich włosów. Bolało, i to bardzo.

I wtedy już się naprawdę obudziłam.

Szkoła, dom, eliksir, szkoła dom, eliksir, szkoła, dom, eliksir i tak w kółko.

Musiałam już wypijać sześć łyków eliksiru, miałam coraz gorsze sny: odrąbywanie palców, topienie się, skakanie do wrzącej wody... i co dzień bolała mnie jeszcze bardziej głowa, brzuch, gardło, oczy, mięśnie... wszystko.

Któregoś dnia, gdy spotkałam się po raz kolejny z Lucasem, upadłam. Nie mogłam wytrzymać, gdy to wszystko mnie bolało.

- Jennifer! Co z tobą? - krzyknął i próbował mnie podnieść przez kraty.

- Wszystko mnie boli... - szepnęłam i opowiedziałam mu o tych snach, które są coraz gorsze, o bólu i o eliksirze, że muszę pić go więcej.

Lucas się bardzo zmartwił, a myślałam że się zdenerwuje.

- Jennifer, nie możesz pić tego eliksiru. Mówiłem ci, ale ty nie rozumiałaś, teraz sama widzisz... te sny, ten ból... Jess, ja cię kocham i nie chcę cię stracić - mówił to bardzo smutny. - Kocham cię.

- Ale... ale ja nie chcę żyć nie widząc cię codziennie. A jak umrę to przynajmniej będę z tobą. Nie stracisz mnie!

- Tutaj nic nie wiadomo. Nie wiem, czy będziesz ze mną. Nikt tego nie wie. Proszę, obiecaj mi, że nie będziesz pić tego eliksiru i powiedz swoim rodzicom o tych snach i bólu. Proszę. Obiecaj.

Ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo uniosłam się w górę, upadłam i błysnęło.

Nie powiedziałam o tym rodzicom, nikomu nie powiedziałam. Ale od jakichś kilku dni nie piłam tego. Miałam nadal te sny i  czułam ból. Nic się nie poprawiło, ani nie pogorszyło.

Teraz leżę na podłodze z buteleczką i myślę, czy wypić ostatnie osiem łyków, czy nie... . Bo kocham Lucasa i chcę z nim być, a pewnie niedługo umrę... z bólu i z tęsknoty.

Znajomy NieznajomyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz