Rozdział 15: Powrót do domu

127 15 0
                                    

Leżę i wpatruję się w mrok. Za oknem pada deszcz i stuka rytmicznie w szyby. Boję się. Ale czego? Nie, nie kolejnego ataku. Bo jak to określił Znajomy Nieznajomy: to był test. A teraz jestem dla niego ważna, gdyż muszę zdobyć ów proszek. A czego się boję? Boję się siebie. Nie wiedziałam, że człowiek jest zdolny do takiego zła. Zabija innych, bo musi coś zdobyć. A tym człowiekiem... jestem ja. To ja zabiłam ludzi, a do tego... moich bliskich.

W tym momencie łzy spłynęły na kartki mojego notatnika, w którym spisywałam swoje emocje, żeby w jakiś sposób przelały się z mojego serca na kartki papieru.

Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Wpatrywałam się w swoje odbicie. Brązowe włosy spadały lekkimi falami na brudną koszulkę. Moje zazwyczaj niebieskie, roześmiane oczy były przeszklone i podkrążone. Wyglądałam okropnie. Szybko odeszłam i podążyłam do kuchni. Zbiegłam po schodach i gdy znalazłam się w pomieszczeniu, wzięłam szybkim ruchem nóż. Nie lubiłam jego ciężaru. Masywny, a do tego przypominający śmierć Lucasa. Lecz nie mam wyboru, pomyślałam.

Wyszłam z domu, sprawdzając czy mam zdjęcie w kieszeni i szłam przez ścieżkę do drewnianej furtki. Nie zakładałam kurtki, a przecież padał deszcz. Ale... po co? Nic nie miało dla mnie w tej chwili znaczenia, oprócz wykonania misji - zabicia babci.

Nigdy jej nie lubiłam. Właściwie nie spędzałam z nią za dużo czasu, a ona kochała tylko Hayley. Na jej wspomnienia zebrały mi się łzy, ale szybko się powstrzymałam. Gdybym dała upust emocjom, w końcu cała bym się rozkleiła, a muszę być twarda, pomyślałam dochodząc do furtki.

Omiotłam wzrokiem ogródek. Jest huśtawka - to będąc na niej dzwoniłam do Lucasa i spędzałam letnie dni. Są bratki - to je zasadziłam i podlewałam razem z mamą. Jest i zawieszona na poręczy schodów smycz. Należała do Pierożka. Wychodziłam z nim na poranne spacery. Jest i lalka mojej siostry, leżąca bezwładnie na trawie. Nią się bawiła..., razem ze mną. Muszę być twarda, pomyślałam i odpychając od siebie te rzeczy, ten dom, tych ludzi, poszłam do babcinego domu, aby zabić kolejną osobę.

***

Znalazłam się przed drewnianym, ledwo skleconym domem. Babcia z dziadkiem nie byli biedni, ale lubili skromne życie. Dziadek często mi mówił: przedmioty nie są ważne, ważni są ludzie. Często siedzieliśmy w ogródku na kocu i rozmawialiśmy o wszystkim. 

Za babcią zaś nie przepadałam. Na wszystko narzekała i była taka... zimna. Hayley natomiast uwielbiała. Mnie nie. Nigdy tego nie rozumiałam, ale może miałoto związek z rodziną. Ja do niej nie należałam.

Zapukałam cicho kilka razy, a po chwili zza drzwi wyszła kobieta ze zdjęcia - pulchna, z okularami i dziwnie jaskraworudymi włosami.

- Jennifer? - spytała mierząc mnie wzrokiem. - Co ty tu robisz?

- Przyszłam... - odpowiedziałam. - Do dziadka.

Popatrzyła na mnie dziwnie.

- Dziadek rok temu zmarł - powiedziała głuchym głosem.

Jak to zmarł? Dlaczego nikt mi nie powiedział?! Nie mógł... .

- Nie... .

- Pomyśleliśmy z twoją mamą, że nie będziemy tobie, ani Hayley nic mówić. Tak bardzo go kochałaś. Aaa, wejdź.

Weszłam powoli, ale wewnątrz mnie buzowało. Chciałam coś zniszczyć, coś stłuc... .

- Jak tam mama i siostra? Dobrze się czują? - wyrwała mnie z namysłu.

- Tak..., dobrze - skłamałam siadając na jednym z drewnianych krzeseł. Rozejrzałam się przy tym po wnętrzu.

Wszystko było tu zrobione z drewna, mogłoby się to wydawać piękne, ale akurat tu wydawało się takie nieestetyczne. Ciemna drewniana szafa z lekko wystającymi skrawkami ubrań, jasny stolik w rogu, przy którym siedziałam i szafki kuchenne ze zlewem i lodówką - to nie było ładnie dobrane.

Znajomy NieznajomyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz