Rozdział 14: List

122 15 0
                                    

Droga Hayley!

Chciałabym ci wyznać, że to moja wina, ale nie mogę powiedzieć Ci tego prosto w twarz, więc napiszę. To się stało przeze mnie. Gdyby mama mnie nie uratowała, to wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Nie zrujnowałabym jej życia, nie odebrałabym życia tacie, Lucasowi i... mamie, a niedługo jeszcze Tobie i babci.

Ale wszystko wróci do normy. Mój ojciec..., to naprawi, gdyż ma potężną moc. Sama nie wiem czy w to wierzę, ale nie mam wyjścia.

Więc żeby ta sytuacja się naprawiła, musisz... .

W tym momencie rozpłakałam się. Nie mogę tego napisać, nie mogę. Ale muszę.

... spędzić w tym pokoju kilka dni.

Kilka dni. Bez jedzenia i picia, pomyślałam.

Później wszystko wróci do normy. Będziemy żyć wesoło i spokojnie, tak jak dawniej. Obiecuję. Jess

Gdy się podpisywałam poczułam dziwny ucisk w gardle. Cała się trzęsłam, płacząc.

- Jennifer! - usłyszałam cichy głosik.

- Hę? - spytałam.

- Zrób mi kanapkę, proszę.

- Na razie chodź tu, zaraz ci przyniosę! - krzyknęłam i szybko położyłam list na biurku w pokoju siostry. Wcześniej przeszukałam całe pomieszczenie i nie znalazłam nic, czym mogłaby się żywić. Nie mogłaby się też wydostać. Wszystkie ciężkie przedmioty wyniosłam, a sześciolatka gołą ręką nie stłucze okna.

Mała weszła do swojej sypialni, gdy ja uciekłam i zamknęłam drzwi od zewnątrz kluczem.

- Jess! Co ty robisz?! - zdziwiła się Hayley.

- To taka... zabawa - powiedziałam starając się żeby mój głos nie drżał.

- A na czym ona polega?

- Musisz wytrzymać w tym pokoju jak najdłużej.

Po chwili ciszy usłyszałam stłumiony głosik:

- To nie jest fajna zabawa.

Nie wiedząc co powiedzieć, poszłam do swojego pokoju, słysząc za sobą krzyki siostry. Usiadłam na brzegu łóżka i odsapnęłam wycierając łzy. Po dwóch dniach powinno być z głowy. Umrze.

Krzyki zza ściany, bo nasze pokoje były obok, nagle ucichły. Pewnie czyta list, pomyślałam.

- Jennifer... Jennifer... .

Odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu. On. Stojący w cieniu pokoju, w czarnym płaszczu z kapturem, jak zawsze.

- Czego chcesz? - odburknęłam niespodziewanie wybuchając płaczem.

Co ja zrobiłam? Moja siostrzyczka umrze! PRZEZE MNIE.

- Wiesz, że musiałaś to zrobić - powiedział stanowczo. - Trucizny już nie miałem, a lepsze to, niż lejąca się hektolitrami krew, nieprawdaż? Chociaż - przerwał na chwilę, po czym mówił dalej. - Byłoby to niezwykle widowiskowe.

Wykrzywił usta w złowieszczym uśmiechu, a ja zrobiłam się czerwona.

- Odczep się ode mnie, idź stąd!

Poczułam szybsze pulsowanie serca i spocone dłonie.

- Spokojnie, Jennifer - mówił zbliżając się do mnie i wyciągając szponiastą rękę. - Tylko jedna mała duszyczka, następna i wszystko będzie... jak dawniej.

Położył dłoń na moim ramieniu, a ja szybkim ruchem ją zepchnęłam. Jego dotyk mnie brzydził, tak jak cały on.

- Wszystko będzie jak dawniej - szepnął i zniknął we mgle.

Jak dawniej. Słowa wypowiedziane przez Znajomego Nieznajomego powracały w moich myślach. Jak dawniej. Musi być jak dawniej.

***

Dwa dni minęły. Małe ciało Hayley zaniosłam na strych, gdzie spoczywały ciała mamy i Lucasa. Zrobiłam to z powodu proszku, który chce uzyskać mężczyzna. Wiem, że taty nie potrzebował. A ciało Lucasa zostawiłam z tego względu, że nie mogłam na niego patrzeć..., na jego martwe i pozbawione życia ciało, które nigdy nie zatętni radością, nigdy nie otworzy oczu. Chociaż to... może się stać po mojej wykonanej misji.

Po dwóch dniach nie usłyszałam już krzyku siostry, a emocje, które się z tym wiązały, starałam stłumić, chociaż daremnie mi się to udawało, ale musiałam zmusić się do pójścia, do pokoju, gdzie ją więziłam przez poprzednie dni.

Hayley leżała na łóżku, wyglądała jakby spała, bo pewnie zamknęła oczy, gdy odchodziła na tamten świat.

Podeszłam do łóżka i ujrzałam list, który leżał koło niej.  Na nim było napisane:

Droga Jess!

Przeczytałam Twój list i choć mało z tego rozumiem, to wiem że trzymasz mnie tu z ważnego powodu. Mam nadzieję, że dobrze wykonałam swoją pracę. Jestem już na tyle duża, że wiem, że to nie żadna zabawa.

Chciałabym Ci jeszcze dużo napisać, ale nie mam już siły, bo od dawna nic nie jadłam. Już ręka mi się trzęsie.

Jeśli coś źle zrobiłam, może nie starałam się wystarczająco, to przepraszam!

Ale pamiętaj, że Cię kocham.

Chyba już powoli odchodzę do tamtego świata, gdzie przebywa mamusia i tatuś.

Kocham Cię, Jess.

Hayley

Rozpłakałam się. Zmięłam list i zaczęłam wszystko zrzucać z półek. Jakiś flakonik, figurkę..., nieważne. Czułam smutek i złość. Dlaczego? Dlaczego mnie coś takiego musiało spotkać?!

Zabiłam tyle ludzi..., a to wszystko z tego powodu, że się urodziłam!

Kopałam w łóżko i zaczęłam się wydzierać:

- Ona nie żyje! NIE ŻYJE!

Po czym wycieńczona usiadłam na brzegu łóżka, schowałam twarz w dłoniach i płakałam. Przypomniałam sobie śmierć Lucasa, wbity nóż, mamę, z której Znajomy Nieznajomy wyssał duszę, tatę, któremu podałam truciznę, po czym zaczął się dusić i Hayley, którą głodziłam... . To wszystko MOJA wina.

- Pamiętaj - usłyszałam głos od jedynej osoby, która mi pozostała.

- Co? - spytałam przerażająco zachrypniętym głosem.

- Jeszcze musisz ją zabić. - Podał mi zdjęcie.

Wzięłam je drżącą ręką, przetarłam oczy od łez i przyjrzałam się.

Starsza, poważna, pulchna kobieta. Na nosie ma okulary. Włosy ma o dziwo, rude. Nie wyglądają na pofarbowane. Typowa babcia, pomijając włosy. To moja babcia, a właściwie nie-babcia, bo przecież to nie moja rodzina.

- Ona - rzekłam chowając zdjęcie do kieszeni. - To ją mam zabić.

- Tak. Jutro - powiedział rzeczowo.

- Zaczekaj! - wykrzyknęłam. - Jak mam to zrobić?

- To już twoja sprawa - uśmiechnął się złośliwie i rozpłynął w powietrzu.

A ja siedziałam na łóżku trzymając zdjęcie osoby, której już jutro miało nie być na tym świecie.

Znajomy NieznajomyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz