Rozdział 9: Widzę cię. Jestem tu.

204 21 0
                                    

Sądzę, że tamten rozdział nie wyszedł mi zbyt dobrze, tym razem dam z siebie 100%! :)

***

Zdjęcie było pozbawione wszelkich barw, było wyblakłe. Tak jak moje uczucie teraz. Nic nie czułam, a było to gorsze od uczucia smutku i strachu. Brak emocji. Czułam się tak jakbym miała pustkę w środku. Z jednej strony byłam pewna, że to wszystko jest nieprawda. Kłamstwo. Ale ta druga strona mówiła: Jennifer, to prawda i musisz się z tym pogodzić.

Ale jak to możliwe?! Ten mężczyzna, który chciał mnie zabić, to... mój ojciec? A... Lucas to mój brat? Nie, to już przesada.

Z pudełka, w którym znajdowały się zdjęcia, wyciągnęłam także książkę. Nie tę książkę, którą zabrałam niby-Lucasowi, lecz czyjś pamiętnik.

Pamiętnik Stelli - tak brzmiał tytuł książki, napisany czerwonym długopisem, a wokół narysowane były serca i kwiatki. To na pewno pamiętnik mojej mamy, pomyślałam. Ale nigdy nie wiedziałam, że takowy posiada.

Koleżanki mojej mamy nazywały ją Stella, gdy była nastolatką. Sama nie wiem z jakiego powodu.

Wpisy, na które nie zwróciłam szczególnej uwagi, zaczynały się od czasu gdy mama chodziła do trzeciej klasy szkoły podstawowej, aż do... teraz.

 Ostatni wpis to 10 marca, czyli wczoraj..., pomyślałam.

10 marca 2015

Jennifer mówi, że nie straszy ją już mężczyzna. Cieszę się z tego powodu, ale czy to prawda? Nie jestem pewna, ale wiem, że Jennifer umie dbać o siebie, a dzięki policji nic jej się nie stanie. 

Dlaczego ja to piszę?! Oczywiście, że się martwię! Całe noce nie śpię, z myślą, że w każdej chwili prześladowca mojej córki może przejść przez okno i ją porwać albo zabić... . Myślę, że w innym domu byłoby jej lepiej. Kocham Jennifer całym sercem, ale może gdzieś indziej ten mężczyzna nie zastraszałby jej? To straszne, ale czasami żałuję, że wzięłam ją tego dnia, gdy padał ulewny deszcz. Znalazłam ją w śmietniku i zabrałam. Te niebieskie oczka płakały. Była chudziutka. Przytuliłam ją i powiedziałam: jestem twoją mamą. Ale od tego czasu zaczęły się problemy. Już nie chcę o tym wspominać. Już i tak jestem zbyt zdołowana. Zostało mi tylko jedno pytanie, na które nadal szukam odpowiedzi: Co zrobić z Jennifer?

Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Poczułam, że się pocę. Czy to oznacza, że moja mama... chciała pozbyć się mnie? Moja kochająca mama..., zaraz. Przecież to nie ona jest moją mamą. Moja mama jest gdzieś, ale przecież to ona mnie wyrzuciła, myślałam. Czy może wyrzucił mnie mój tata? Jaki TATA? Przecież to Znajomy Nieznajomy. On nigdy nie będzie moim tatą. Bo prawdziwy tata kocha swoje dzieci. Nie tak jak ON.

Ale dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? Nie wspomniał, że mam na nazwisko Brown. Że nigdy nie byłam Jennifer Stevens. Może ja w ogóle nie mam na imię Jennifer, myślałam gorączkowo, lecz nagle wyrwał mnie z namysłu głos Hayley.

- Jess! Rodzice przyjechali!

O nie, nie mogę stąd iść. Dopóki, dopóty się nie dowiem kim naprawdę jestem.

Wertowałam kartki różowego pamiętnika Stelli. Od samego początku, gdzie wpisy były o tym, że mojej małej mamie podoba się jakiś Arek z trzeciej "a", że mają przedstawienie, gdzie ona gra wróżkę, nastoletnich miłości, złamanych serc, do wielkich tajemnic dotyczących... MNIE.

13 października 2000

Dzisiaj wydarzyło się coś, co odmieniło moje życie. Tym "czymś" jest pojawienie się maleńkiej osóbki, malutkiego aniołeczka, imieniem Jennifer. Dął wiatr i było bardzo zimno, do tego padał ulewny deszcz i szłam pod czerwonym parasolem. Chcę to opisać dokładnie, dlatego podaję takie szczegóły. Szłam ulicą Pochmurną, chodnikiem. Po mojej prawej stronie była szosa wypełniona kolorowymi samochodami, a za szosą, różnokolorowe drzewa - żółte, brązowe i czerwone. Po lewej - kamienice. Gdy szłam, usłyszałam płacz. Spojrzałam w stronę przerwy między kamienicami. Stał tam wielki kontener na śmieci. Podeszłam powoli i zobaczyłam małą dziewczynkę. Płakała i spoglądała na mnie wielkimi, niebieskimi oczkami. Popatrzyłam chwilę na nią i zdziwiłam się. Kto mógł zostawić takiego aniołka? Po czym sięgnęłam po nią i przytuliłam. Już wtedy wiedziałam, że będę najlepszą mamusią pod słońcem. Otuliłam ją mocno szalikiem i od razu pobiegłam do domu. Będę się starać o adopcję. Na pewno będę najlepszą mamą!

Wertowałam dalej i napotkałam straszny, dziwny wpis:

30 października 2000

Jennifer jest już nasza w stu procentach! Ale jedno jest dziwne... dostaję codziennie karteczki na szafce nocnej, na których jest napisane: Zabiję tę dziewczynę! Zabiję Jennifer Stevens! Nie powiedziałam nikomu o tym, bo małymi literami zawsze jest dopisywane: Jak komuś to powiesz, zabiję i ciebie! Boję się o Jess, także o mnie. Kim jest tajemniczy człowiek? I dlaczego to robi? Karteczki zawsze znajduję ja, na przykład gdy otwieram lodówkę, taka karteczka wylatuje i z nią zawsze dziwny pisk. Raz znalazłam przyklejoną do pilota i także wtedy usłyszałam ten identyczny wrzask. Na karteczce było napisane: Obserwuję cię cały czas.

Przeczytałam ostatni wyraz i usłyszałam trzask rozbijającego szkła. Odwróciłam się i zobaczyłam rozbite okno, które jeszcze sekundę temu było całe. Podeszłam powoli i na kawałkach szkła zobaczyłam... karteczkę. Drżącą ręką ją podjęłam i usłyszałam... przerażający pisk kobiety. Tak jak we wpisie mojej mamy.

Widzę cię. Jestem tu. Zawsze. Przy tobie.

Upuściłam karteczkę. Zabrałam pamiętnik Stelli i skierowałam się do drzwi. Pociłam się i czułam strach. Wreszcie jakiś postęp z emocjami, pomyślałam. Ale w tej chwili nie było mi do śmiechu. Chciałam płakać i przytulić się do mojej mamy..., ale nie..., odrzuciłam po chwili tę myśl, bo przecież mama chce się mnie pozbyć.

Dotknęłam klamki i... nic. Drzwi były zamknięte. Szarpałam i nic z tego.

- Hayley! - krzyczałam. - Mamo! Tato!

Nic... .

- Hayley! Mamo! Tato!

Nic.

- Hayley! Mam...!

Co to? Zauważyłam karteczkę na klamce. Przecież jej nie było. Tym razem jej nie podnosiłam, aby nie usłyszeć okropnego pisku. Schyliłam się, aby przeczytać słowa wypisane na kartce.

Drzwi zamknięte są. Za chwilę będę tu. I pomogę ci. Córeczko.

Jaka córeczko? I co znaczą te dziwnie ułożone zdania?

W jednej chwili przede mną była pustka, a w drugiej stał tam Znajomy Nieznajomy.

Wielka postać mężczyzny, przykryta kapturem. Nigdy nie widziałam jego prawdziwego oblicza. Jego prawdziwej twarzy.

- Dowiedziałaś się o mnie? Co, córeczko? - zadrwił.

- Czego chcesz? - spytałam.

Zaśmiał się cicho.

- Czego chcę? Chcę ciebie. Na cmentarzu.

- Dlaczego?

Przybliżył się do mnie dotykając ostrzem noża mojej szyi, po czym szepnął:

- Tego się nie dowiesz.

Oddalił się i powiedział:

- Jednak dzisiaj nie będę próbował cię zabić. Pamiętasz o misji? Jeszcze się tobą zabawię.

Dotknął noża dmuchnął na niego, a on przeistoczył się w wielką, drewnianą laskę. Zamachnął się nią i koło mnie pojawił się... Pierożek.

- Proszę. Godziny lecą - rzekł. - A ty jesteś w kropce. Masz jeszcze... dwadzieścia godzin. Po tej misji zostaniesz wypuszczona. Do... zobaczenia.

Po jego zniknięciu pojawił się zegar z wymierzonym czasem i mój ból, bo przecież musiałam zabić Pierożka. Gołymi rękami.

Znajomy NieznajomyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz