Rozdział 10: Powrót

175 19 3
                                    

Spojrzałam na Pierożka, który wesoło merdał ogonem. Usiadłam na starej sofie i przyglądałam się różnym zabawkom, książkom, których nikt już nie czytał. Jak to na strychu. Spojrzałam na pamiętnik Stelli, który trzymałam w ręku. Zamknęłam oczy, a Pierożek usiadł koło mnie. Głaskałam go powoli. Położył łebek na moich nogach, które skuliłam i pogrążyłam się we śnie... .

- Idź stąd! Nie jesteś naszą córką - krzyczała mama.

- Mamo! Mamo! - wrzeszczałam rozpaczliwie.

Hayley otworzyła drzwi, a z nich wybiegł dwumetrowy Pierożek.

- Nie zabijaj go! - wołała siostra.

- Musi! Musi! - echem potoczyły się słowa Znajomego Nieznajomego, który skierował różdżkę na lodówkę, a z niej utworzyła się wielka kartka.

Dotknęłam jej i rozległ się głośny pisk: JENNIFER BROWN!!!

***

Obudziłam się.

- Pozostało pięć minut - usłyszałam głos mężczyzny.

Spałam tyle czasu?

Wstałam ze starej sofy, spychając przypadkowo psa. Faktycznie, pozostało tylko pięć minut. Musiałam zabić go. Zabić Pierożka.

Jeszcze raz skierowałam wzrok na wesołą mordkę kundelka. Ale jak go nie zabiję, stracę całą rodzinę. Moją Hayley, mamę, tatę... . (Chociaż mama chce mnie się pozbyć.) Łza spłynęła mi po policzku. Nie mogę! Nie mogę! Ale muszę... .

Cztery minuty.

Rozejrzałam się po strychu. Może jest tu coś, żeby zrobić to bezboleśnie? Ha, akurat... . Po dwóch minutach eksploracji nic nie znalazłam. Można się było tego spodziewać.

Nagle wpadłam na pomysł. Okno. Spróbuję Pierożka zrzucić z okna, pomyślałam. Ale nie byłam szczęśliwa z tego. Zabiję mojego wiernego towarzysza. Zabiję.

Dwie minuty.

- Pierożek - zaczęłam szeptać do zwierzaczka. - Pamiętaj, kochałam cię. Zawsze będę. Ale muszę to zrobić. Inaczej stracę... moją rodzinę.

Tym razem łzy spływały mi bezustannie. Chwilę go przytulałam, a on nadal merdał ogonkiem.

Minuta.

Podniosłam go i podeszłam do rozbitego okna. Pocałowałam psa w czoło, spojrzałam w jego brązowe oczka, wystawiłam ręce i puściłam.

Patrzyłam jak spada, szczekając ostatni raz. Zamknęłam oczy, które zaszły mi łzami, lecz usłyszałam głuche uderzenie o ziemię. Pierożek umarł przeze mnie.

***

Skuliłam się przy ścianie i płakałam. Nadal miałam przed oczami jego mordkę. Może jego szczeknięcie oznaczało: Dlaczego mi to robisz, Jennifer?

- Nie płacz - usłyszałam. - Powinnaś się cieszyć.

Był to Znajomy Nieznajomy. Jego usta, jedyne co widziałam - wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu.

- Cieszyć? - załkałam. - Z tego, że m-mój kochany piesek u-umarł?!

- Tak... - przeciągnął to słowo. - Stajesz się powoli moją prawdziwą córeczką. Haha. Zresztą, ja ciebie nie chcę. Ja tobą się tylko bawię.

Przeszedł powoli kilka kroków i dalej mówił:

- I później zrobię tak - nożem przeciągnął lekko po swojej szyi i się zaśmiał.

- Jaka jest kolejna misja? - nie byłam pewna, czy chciałam to wiedzieć.

- Misja druga brzmi tak - wyjął kartkę i zaczął czytać, w niektórych momentach się uśmiechając. - Musisz patrzeć na pewne przedstawienie. A właściwie wziąć w nim udział. Haha, tak. Poczekaj chwilkę.

Mężczyzna uniósł laskę i zamachnął się nią.

Przede mną pojawił się... Lucas. Przywiązany do krzesła grubymi sznurami.

- Lucas! - wydałam z siebie zduszony okrzyk.

- No, spostrzegawcza jesteś - zadrwił chłopak.

Dlaczego do mnie tak mówił?

- Haha, miłego obściskiwania się - rzekł Znajomy Nieznajomy i zniknął.

Zegar zaczął odliczanie: pół godziny.

- Lucas? Jesteś tu! - mówiąc to podbiegłam do niego i się przytuliłam.

Jednak on odepchnął mnie nogą.

- Spadaj! - w jego oczach malowała się wściekłość.

- Co... co ty robisz? - przeraziłam się.

- Rozwiąż mnie.

Po jego lewej stronie zauważyłam nóż. Mogłam mu pomóc się wydostać z więzów oplatających jego ciało albo nie... . Wszystko zależało ode mnie. Czy mogłam mu zaufać? Prawdziwemu Lucasowi tak, ale jemu...? Temu nowemu?

- Co się gapisz, cholera?! Rozwiąż mnie - wrzeszczał.

-Nie... nie zrobię tego - szepnęłam powoli się oddalając. - Ty nie jesteś tym Lucasem, którego kochałam.

Łza spłynęła mi po policzku.

- Co ty pieprzysz?! Rozwiąż mnie!

Ale ja nie odpowiedziałam. Usiadłam w bezpiecznej odległości od chłopaka. Patrzyłam się na niego i myślałam: gdzie on jest? Na pewno jakaś cząstka Lucasa w nim pozostała.

Minęło piętnaście minut. Pojawił się Znajomy Nieznajomy, tak jakby znikąd.

- Ooo... nie chcesz rozwiązać swojego ukochanego, panno Stevens? - spytał. - A co powiesz na to?

I ponownie zniknął.

Zobaczyłam nóż, który był oddalony od szyi Lucasa o jeden i pół metra. Powoli się przybliżał.

- Zabierz to, cholera! - krzyknął uwięziony.

Ale ja się tylko patrzyłam i nie wiedziałam co robić. Postanowiłam jakoś zatrzymać ten niebezpieczny przedmiot.

Złapałam za jego rączkę, ale nic. On nadal powoli sunął w powietrzu. Stanęłam mu na drodze, ale nie zatrzymywał się. Sądzę, że mógłby przeszyć moje ciało.

Nie miałam wyboru. Musiałam rozwiązać Lucasa. Inaczej mogłoby mu się coś stać. Nieważne czy to dawny on, czy nie.

Podeszłam do niego, wzięłam nóż, który leżał po lewej stronie krzesła i przecięłam więzły.

"Powietrzny nóż" się zatrzymał i upadł.

- Dzięki, wiesz? - wstał z krzesła i przytulił się do mnie lekko.

To LUCAS! LUCAS!

Musnął swoimi wargami o moje.

- Kocham cię, Jess - szepnął podejmując powoli nóż z podłogi. - Dlatego cię ZABIJĘ!

Przyłożył nóż do mojej szyi, poczułam dziwny strach. Ja jakby w zakamarkach umysłu spodziewałam się tego.

Nagle pojawił się Znajomy Nieznajomy.

- Dzięki, Luc - powiedział i podszedł do nas trzymając laskę.

- Luc?! - zdziwiłam się.

- Resztę możesz zostawić mnie - rzekł zakapturzony mężczyzna, biorąc broń od Lucasa.

- Przecież... co?! - nie wierzyłam własnym oczom. - Co tu się dzieje?!

- Czas minął -  mruknął Znajomy Nieznajomy podając mi nóż. - Czas na misję trzecią. Zabij go.

Wskazał na Lucasa.

Znajomy NieznajomyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz