Bez sensu

52 6 0
                                    

Powiadomiłam Ivette. Niemal natychmiast wyruszyliśmy, utrzymując dość szybkie tempo. Na tyle szybkie, że już dawno powinniśmy dogonić Chrisa i Amy. Zaczynałam się o nich martwić. Byliśmy prawie przy samej granicy, gdy ujrzałam skuloną postać. Podeszłam bliżej.
-Chris?- Kucnęłam przy nim, ze strachem w oczach. Lekko podniósł głowę. Jednak uciekał wzrokiem, nie chciał na mnie spojrzeć. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Na dodatek nie było przy nim Amelii.
-Chris?!- Krzyknęłam. Nadal nie reagował. Ivette przestraszona moim krzykiem podbiegła do mnie. 
-Co Ty jej zrobiłeś?!- Wrzeszczałam. Byłam wściekła. Miałam wrażenie, że słyszą mnie ludzie z całego miasta. On nie odpowiedział. Zakrył sobie twarz rękoma.
-Przepraszam, Cassie.- Zbliżył się do mnie, próbował dotknąć. Odsunęłam się patrząc na niego z odrazą.
-Gdzie jest moja córka?!- Łzy zaczęły płynąć po moim policzku.

-Nie płacz, nie była Twoją córką. Ale... Ja nie chciałem, naprawdę nie chciałem!- Wstał i spojrzał mi w oczy.-Wybacz mi, skarbie. To nie moja wina.- Zaczął szlochać. Zrobiłam krok w jego stronę i już robiłam zamach ręką, gdy złapała mnie ręka Ivette. Przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła. Płakałam w jej płaszcz, wydając przy tym dziwny odgłos. 
-Zabił ją!- Wrzeszczałam.- Zabił Amelię!
-Cii, Cassie.- Ivette próbowała mnie uciszyć, widząc przestraszone twarze swoich dzieci. Podszedł do nas jej mąż. 
-Ja im to wytłumaczę, nie zabraniaj jej płakać i krzyczeć. Zareagowałabyś tak samo, Iv.- Byłam mu wdzięczna za te słowa. Chris przypatrywał się mi zdenerwowany. Myślał, że coś jeszcze mu powiem. 
-Cassie, spójrz na mnie.- Wydukał wreszcie. 
-Nigdy tego nie zrobię.- Powiedziałam z trudem. Stał tak jeszcze chwilę, po czym rzucił się biegiem z powrotem do miasta. Chciał zginąć. Kochałam go, ale to, co zrobił nie było do wybaczenia. Nawet nie wiem, gdzie i w jaki sposób zginęła najdroższa mi osoba. Bogu ducha winne dziecko. 
-Puść mnie.- Powiedziałam do Ivette. Ta natychmiast to uczyniła. 
-Cassie, przejdźmy wreszcie przez tą barierę.
-Wy idźcie.- Podeszłam do Susie i jej brata, po czym naprawdę mocno ich przytuliłam. 
-Bądźcie dzielni, niedługo się stąd wydostaniecie.- Wypowiedziałam to zdanie, powstrzymując kolejne łzy. - Panie Red, myślę, że powinien pan wziąć swoją żonę i dzieci i wydostać ich stąd jak najszybciej. Ja nigdzie nie pójdę. Skoro ona tu została i zginęła, ja nie chcę żyć bez niej. Wyjaśnicie to moim rodzicom, na pewno mnie zrozumieją. 
-Pamiętasz, co sobie obiecałyśmy?- Ivette podeszła do mnie.- Jeśli opuszczamy to miasto, to tylko razem. Jeśli Ty zostaniesz, my także. Obiecaliśmy, że Ci pomożemy i będziemy z Tobą do samego końca. Nie złamiemy tej obietnicy, Cassie.
Nie wiedziałam, co robić. Amelia, moje oczko w głowie, nie żyła, państwo Red mogli zostać przy życiu i stąd uciec, ale nie chcieli mnie zostawić. A ja nie chciałam męczyć się bez mojej córeczki. 
-W takim razie, poczekajcie tutaj na mnie. Macie odpowiednio dużo pokarmu, ja wezmę go trochę i pójdę szukać Amelii. Nie zostawię tutaj jej ciała. Obiecuję, że wrócę do Was i razem wydostaniemy się z tego piekła. - Państwo Red spojrzeli na siebie, po czym delikatnie kiwnęli głowami. Zgodzili się. Złapałam jedną z mniejszych toreb z prowiantem i ruszyłam biegiem w stronę centrum, krzycząc im:
-Dziękuję!
Musiałam ją odnaleźć. 


Mgła, która odebrała nam wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz