Chwila spokoju

60 7 0
                                    

Zostało zaledwie kilka godzin do zagłady miasta, a ja wciąż błądziłam. Państwo Red z pewnością czekali na mnie przy granicy, a ja nie byłam pewna, czy wrócę. Biegłam przed siebie, nie patrząc pod nogi. Spoglądałam w lewo i w prawo, licząc na to, że zaraz ją znajdę. Nagle odniosłam wrażenie, że ziemia pode mną się skończyła, bo chwilę spadałam, a potem czułam tylko ostry ból w kostce. Rozejrzałam się. Dziwny dół w ziemi, rozmiarowo nie aż taki duży. Dałabym radę z niego wyjść, gdyby nie bolała mnie noga. Skręcenie niemal pewne. Zdjęłam z pleców torbę i gorączkowo zaczęłam szukać w niej czegoś, czym mogłabym unieruchomić kostkę. Po jakimś czasie nogę miałam sztywną. Zanim znajdę sposób, żeby stąd wyjść, zerknę do najciemniejszych kątów tego dołu. Wstałam, zaciskając zęby z bólu i wolno przemieszczałam się w ciemną stronę. Dochodził stamtąd jakiś dźwięk. Nie wiedziałam, co to było i bałam się podejść. Jednak powoli, nie robiąc hałasu, zbliżyłam się wystarczająco, by zobaczyć, co mnie zaniepokoiło. Skulona mała osóbka, kurczowo trzymająca się za rączkę i szlochająca pod nosem. Przecież to ona! 
-Amelko? To Ty?- Przysiadłam przy dziecku. Czułam, że kamień spada mi z serca. Ona żyje! Ale w takim razie co zrobił Chris? Przestałam o nim myśleć, słysząc głośniejsze jęknięcie Amy.
-Boli mnie ręka..- Zaszlochała, próbując się do mnie przytulić.-Boję się mamo.
-Nie bój się, maleńka. Jestem przy Tobie, zaraz coś zaradzimy. Znów zaczęłam szukać w plecaku bandaża. Okręciłam jej rękę tak, by nie mogła nią ruszyć.
-Na razie tylko tyle mogę z nią zrobić, gdy Cię stąd wydostanę znajdziemy inny sposób, żeby mniej Cię bolało.- Pocałowałam ją w czoło.
-Możesz wstać?- spytałam.
-Taaak.-Powiedziała niepewnie, po czym ostrożnie się podniosła. Ja zrobiłam to samo. Podniosłam torbę z ziemi i wyjęłam kanapki. Odpakowałam jedną i podałam dziewczynce.

-Zjedz, na pewno jesteś głodna.- Kanapka zniknęła dość szybko, mój skarb był naprawdę wyczerpany. 

~~~~~~~~~~~~~~~~

Udało nam się wydostać. Co prawda stan mojej nogi się pogorszył, a dodatkowo starałam się przez większość drogi nieść Amelię. Miałam mało czasu na dojście do granicy, a ból stawał się coraz bardziej dokuczliwy. 

~~~~~~~~~~~~~~~~

Znów nam się udało. Odnalazłyśmy Ivette z mężem i dziećmi na kilkanaście minut przed końcem wszystkiego. Wzięliśmy się wszyscy za ręce, i pewni siebie przeszliśmy przez barierę. Jak dobrze było znów odetchnąć świeżym powietrzem. Dziwne, że miejsce, w którym byliśmy nie wyglądało ani trochę źle. Drzewa były cudownie zielone, pachniało świeżo skoszoną trawą i tylko fragment nieba, ten, który oddzielał to miasto od Wernstrond był szary i z pewnością odstraszał ludzi. Ale za kilka minut wszystko miało wrócić do normy. I właśnie wtedy przytłoczyła mnie myśl, ile osób zginie. Przypomniałam sobie o niewinnych dzieciach, o starszych ludziach i... o Chrisie. Zapragnęłam wrócić tam i ich ocalić, ale wiedziałam, że to na nic się zda. 


Przepraszam, że rozdziały są takie krótkie, staram się wynagrodzić to tym, że pojawiają się częściej. Ten rozdział wyjątkowo szybko napisałam, bo akurat teraz miałam wenę. Pojawiłby się za kilka dni i były dużo dłuższy, ale na następny rozdział mam już inny pomysł. Możecie domyślać się, co zrobi Cassie. 


Mgła, która odebrała nam wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz