Dzieci

41 5 0
                                    

Znów miałam okazję zobaczyć Oziębłych. Marika powiedziała, że ich wyminie. Trzymałam za nią kciuki. Szli wprost na nasz samochód. Nie zwracali na niego uwagi, nie schodzili nam z drogi, zachowywali się tak, jakby nas nie widzieli. A przynajmniej robili tak do czasu...
Nagle samochodem naprawdę mocno wstrząsnęło. Uderzyłam się głową o jakiś przedmiot, nawet nie wiem, co to było. Wiem tylko, że bolało. Ivette wbiło się w rękę coś w rodzaju skalpela, Susie widząc to zaczęła płakać, mąż Iv zaczął szukać dodatkowej apteczki, bo te, które były tu wcześniej zostały wyniesione w trakcie pierwszego ataku uciekinierów z Wenstrond. Marika nie mogła się zatrzymać, bo gdyby zgasiła silnik nie wiadomo, czy Oziębli by nas nie dopadli. Moja mama znalazła coś do dezynfekowania. Pomagała swojej przyjaciółce, a ja uspokajałam dzieci. Przytuliłam je do siebie i wyszeptałam, że będzie dobrze. Chociaż sama w to nie wierzyłam...
-Co się dzieje?!- Krzyknęłam do naszego kierowcy, pani doktor.
-Ja... Nie mogę!- Wrzasnęła.

Odwróciłam się szybko, żeby na nią spojrzeć. Oni wchodzili na maskę samochodu, wdrapywali się po szybie, a mieli tak mocno przekrwione oczy, które były takie... puste? Susie przestraszyła się krzyku i spojrzała w tym samym kierunku. Zamknęła oczy i zaczęła piszczeć. To był chaos.

-Zamknij drzwi!- Wydarł się mąż Ivette, opatrując jej rękę. Marika złapała się za głowę, mrucząc pod nosem:
-Mogli się tu dostać... Zapomniałam- Po czym szybko zamknęła na klucz wszystkie drzwi pojazdu. Jeden przycisk wystarczył, a ona zapomniała. Ale nie dziwię jej się, wszyscy byli zdenerwowani. Oziębli zaczęli walić pięściami w szyby, próbowali wyszarpywać drzwi z zawiasów. Nigdy nie bałam się tak bardzo. Nagle zza drzew wyłonił się nasz ratunek. Żołnierze z miasta już są w gotowości. Próbują odeprzeć atak, wielu z nich ginie. Ich przeciwnicy mają nadludzkie moce, mimo to, obrońcy się nie poddają. Zakrywam dzieciom oczy, żeby nie widziały, żeby nie miały traumy do końca życia. Oziębli już mają przewagę liczebną. Mamy bardzo małe szanse. Nagle wydarza się coś dziwnego i wszystko się zmienia. Wzrok wszystkich Oziębłych kieruje się na mnie. Żołnierze wykorzystują tą chwilę, ale spoglądają na mnie niespokojnie. Jeden z nich podbiega i krzyczy "Niech pani jedzie!" Oziębli nadal są w bezruchu, nie obchodzi ich to, że niektórzy są zabijani. Patrzą na mnie, a po chwili się wycofują. Marika korzysta z okazji i ich wymija. Przyglądam się przegranym. Wydaje mi się, że wśród nich widzę mojego ukochanego, ale to niemożliwe. On miał uczucia, zginął. Minęliśmy ich dość szybko, po czym skierowaliśmy się w stronę domu Mariki. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Jednak to miejsce nie wyglądało na przyjazne. Dom co prawda był bardzo ładny, ale wszystkie okna były otwarte, jedno prawie wyłamane. Zasłony w dwóch pokojach były zerwane. Marika spojrzała na to i zaczęła płakać. Wpadła do domu, nawołując dzieci. Biegała po całym domu, szukając swoich pociech. Ale ich nigdzie nie było. W salonie na komodzie leżała jedynie kartka o treści: "Może kiedyś je odzyskasz"







Mgła, która odebrała nam wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz