Porwani

61 5 0
                                    

Marika przepłakała całą noc. Nie pozwoliłyśmy jej wyjść z domu i rozpocząć poszukiwań, wiadomo, że nic by nie znalazła. Ja, mama i Ivette miałyśmy dyżury przy niej. Wszyscy byliśmy zszokowani wczorajszym wydarzeniem, nie wiedzieliśmy, kto mógł to zrobić.
-Miałaś jakichś wrogów?- Spytał ją na śniadaniu mąż Ivette- Naraziłaś się komuś? Ktoś z pacjentów?

-Wszystkie zabiegi, które wykonywałam były zgodne z wolą pacjentów i wszystkie się udawały. To niemożliwe.- Wytłumaczyła, patrząc z obrzydzeniem na swój talerz. 
-Marika, zjedz to śniadanie.- Moja mama była trochę surowa. Jednak tamta i tak nie reagowała. A mama ciągnęła dalej:
-Jeśli nie zjesz, nie będziesz miała siły, żeby ich szukać. I dopóki nie zjesz, nie będziemy ich szukać, bo to może się źle skończyć.- Dopiero po tych słowach ustąpiła i zaczęła grzebać widelcem w jedzeniu.
Siedzieliśmy w ciszy przy stole, czekając, aż Marika skończy posiłek. Susie wstała, po czym podeszła do okna. Miałam złe przeczucia. Spojrzałam na nią i również wstałam. 
-Susie, kucnij na chwilę!- Krzyknęłam. Ta zdziwiona wykonała moje polecenie i w tym momencie ktoś uderzył kamieniem w okno, które posypało się na milion kawałków. Susie zakryła głowę rękoma i ze strachem patrzyła na kawałki szkła, które leżały wokół niej. Na szczęście, chowając się pod parapetem nie została skaleczona. Podbiegłam szybko do drugiego okna. Ktoś z kapturem na głowie właśnie uciekał w stronę lasu. Mąż Ivette wydostał Susie z pomiędzy szkła, a sama Ivette podbiegła do swojej córki, całując ją w czoło. Czułam na sobie kilka spojrzeń. Wszyscy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem.

-Skąd wiedziałaś?- spytała mama.
-Ja... Siedząc, zauważyłam tą postać w kapturze, widziałam, że trzyma coś w ręku...- Zaczęłam tłumaczyć, ale to nie było zbyt przekonujące. Chwileczkę! Ten kamień jest okręcony w papier! Słysząc te słowa Marika podbiegła i chwyciła kamień w rękę. Odwinęła papier, spojrzała na niego i zamknęła oczy. Podeszłam do niej i wzięłam od niej wiadomość. "Wskazówka na obrzeżach Wenstrond" 

-Jadę tam.- Zdecydowała Marika.
-Przecież to pułapka, tam na pewno są Oziębli!-Zaprotestowała mama.
-Oziębli? Wiem, kto porwał dzieci! To na pewno oni, przecież wczoraj nas przepuścili, ale tak się w nas wpatrywali... Musimy tam jechać. Ale... Tylko ja pojadę.- Zdecydowałam. 
-Cassie, nie możesz!- Zaczęli chórem, ale uniosłam rękę do góry, by milczeli.
-Byłam w Wenstrond, gdy to wszystko się działo. Chris mówił mi, że to ja mogę to powstrzymać, więc zapewne nadal tak jest. Wy mi pomagaliście, ale nie możecie się narażać. Skoro byłam odporna na mgłę, może jestem też odporna na ataki Oziębłych? Zostańcie tutaj, możecie szukać w okolicach, chociaż wolałabym, żebyście nie wychodzili z domu. Ja zajmę się poszukiwaniami na obrzeżach Wenstrond, a przy okazji zobaczę, co tam się stało.- Po tej przemowie wzięłam kilka rzeczy do plecaka, po czym wyszłam z domu. Bez pożegnania. Marika dała mi kluczyki od samochodu, szepcząc przy tym: "Dziękuję". Teraz to ja wkraczam do akcji i nikt ani nic mi nie przeszkodzi. Odnajdę dzieci Mariki, zniszczę wszystkich, którzy przyczynili się do ostatnich wydarzeń. Zapanuję nad wszystkim i już nigdy mój spokój nie zostanie zakłócony. Nie pozwolę na to.


INFO
Od autorki:
Teraz rozdział krótki, ale jestem już w trakcie pisania następnego. 


Mgła, która odebrała nam wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz