Ty coś wiesz, prawda?

4.5K 304 35
                                    

W końcu wylądowałem przed siedzibą Mikołaja. Spokojnym krokiem wszedłem do środka.

- Cześć, Phil - rzuciłem do yetiego, który już mi się uważnie przyglądał. Stworzenie śledziło każdy następnych mój ruch, dopóki ten nie zostałem ciepło powitany przez Norda.

- Jack Frost! Cieszę się, że przybyłeś - oznajmił. Zaraz podleciała do mnie Zębowa Wróżka.

- Jack! - krzyknęła, mocno mnie przytulając.

- Erm, witaj, Ząbek... - odpowiedziałem zmieszany. Entuzjazm Toothiany niekiedy mnie przerażał.

- Jak tam twoje zęby? Szeroko... Ach, lśnią jak zawsze!

- Tooth... - chrząknął Mikołaj.

- Jasne, przepraszam. Siła wyższa - powiedziała zarumieniona i odleciała kawałek. Piasek wesoło mi pomachał, zaś Zając wciąż niewzruszony stał pod kominkiem. Nie przepadał za podróżowaniem między Australią a Grenlandią - po prostu nie był przyzwyczajony do mrozów. To był pewnie jeden z głównych powodów, dla których tak mnie nie lubił. Jedynie mnie tolerował, jak Strażnik Strażnika.

- No, czyli zebranie możemy rozpocząć. Czy któreś z Was zauważyło jakieś nieciekawe zmiany? Co prawda, minęło ledwo osiem miesięcy odkąd pokonaliśmy Pitcha, jednak ostrożności nigdy za wiele. Czy któreś z Was ma coś do powiedzenie? - Strażnicy w ciszy wpatrywali się w Norda. Ja biłem się z myślami. Zastanawiałem się czy powiedzieć reszcie o Wiktorii. Dla pewności podleciałem do wielkiego globusu. Dokładnie przyjrzałem się miejscu, gdzie powinno być światełko dziewczyny. Nic jednak nie zobaczyłem. To było naprawdę dziwne... Wróżka podleciała zaraz do mnie i położywszy mi dłoń na ramieniu, zapytała:

- J-Jack, czy coś cię trapi? - miała spokojny, kojący głos. Niezwykle miło się go słuchało.

- Nie, nic... Wszystko w porządku. Chciałbym jednak poruszyć jedną kwestię.

- A więc mów, co zaobserwowałeś - zachęcił mnie Mikołaj.

- Chodzi mi tutaj o Adę. Tak wiem, nie interesujemy się nią, jest nam obca... Jednak zaobserwowałem w niej pewną zmianę. Czasem, gdy przyglądam się jej poczynaniom, widzę jak rozmawia z Mrokiem. Wyraźnie widać, gdy zaczynają rozmawiać o nas - Strażnikach. Ten temat niezwykle ją denerwuje, nie mam pojęcia dlaczego. I nie wiem czy to tylko złudzenie, ale jakby jej włosy poszarzały. Już nie mają tej barwy, co kiedyś. Co jeszcze ciekawe, gdy tylko Black mnie zauważy - znika. Dlatego tylko trzy bądź cztery razy udało mi się zaobserwować, jak rozmawiają - zakończyłem. Ada jest nastolatką o włosach w kolorach tęczy, smaku i zapachu gumy balonowej. Żyje już od wieków. Jest synestetykiem*, co wiąże się ze sprawowaną przez nią opieką nad kolorami, które uwielbia. Pilnuje ona dnia i nocy, a sama chodzi ciągle niewyspana. Z racji, iż czasem biega i skacze na wszystkie strony, drąc się w niebo głosy, jest wręcz unikana przez nas, Strażników.

- Czyli co? Martwisz się o tą wariatkę? Ja nie wiem, dlaczego w ogóle ta dziewczyna ma jakieś zdolności - burknął Zając.

- Nie, nie, Jack ma rację. Jeśli Ada rzeczywiście nastawia się przeciwko nam, możemy mieć kłopoty. Kolory, dzień i noc - a to wszystko w rękach Władcy Ciemności - głos Norda przybrał nutkę tajemniczości. Zaraz jednak wesoło oznajmił: - Zresztą, nie ma się czego bać! Ta nastolatka przecież go nienawidzi! Póki wciąż jest dobra, jak i my, będzie groziła Pitchowi by ten ją zostawił. Jestem tego pewien.

- Czyli to wszystko? Wracamy do swoich zajęć? W szczególności ty - w końcu za cztery dni Mikołajki, później troszkę czekamy i ukochana przez wszystkie dzieci Gwiazdka! - krzyknęło wesoło Zębuszka. Do wszystkiego podchodziła niezwykle entuzjastycznie. Zając przekręcił teatralnie oczyma. Gwiazdka. I niby ona jest ważniejsza od Wielkanocy? To był temat odwiecznego sporu między Nordem a Asterem.

- Ależ oczywiście, możecie wracać. Jack, nie przejmuj się Adą. I nie obserwuj jej już, nie ma takiej potrzeby - powiedział spokojnie Nord. Podniosłem lekko kąciki ust. Nie byłem przekonany co do tych słów, jednak ja jest tutaj najmłodszy, za wiele do powiedzenia nie mam. Pożegnałem się ze Strażnikami i odleciałem. Tym razem zawitałem do Burgess. Wciąż było tu jedno dziecko, które nie pozwalało mi zapomnieć o tym mieście oraz wydarzeniach sprzed ośmiu miesięcy. Podleciałem do okna, przez które mogłem zajrzeć do pokoju Jamiego. Dzieciak siedział na łóżku wraz ze swoją młodszą siostrą. Widać było, że są w trakcie jednej z wielu opowieści chłopczyka. Stuknąłem w okno. Dzieci spojrzały się w moim kierunku i od razu podbiegły do okna, by mi je otworzyć.

- Jack Frost! - krzyknął uradowany Jamie. Zaraz rzucił się w moją stronę i przytulił się do mnie. Gdy tylko udało mi się złapać równowagę i wiedziałem, że nie wypadniemy razem przez okno, lekko go pogłaskałem po głowie.

- Tak, to moje imię. No, powiedz, stęskniłeś się za mną?

- Jak mogłem się nie stęsknić?! Jeszcze nigdy tak bardzo nie czekałem na zimę!

- Cieszę się z tego powodu. To miło czuć się docenianym... W końcu.

- Zostaniesz na dłużej? Moi przyjaciele z pewnością będą chcieli się z nami powadzić! Tak, bitwy na śnieżki, lepienie bałwanów i zjeżdżanie na sankach! Nareszcie! - zaśmiał się chłopczyk. Odwzajemniłem uśmiech.

- Niestety, nie mam wiele czasu. Ostatnio cały czas podróżuję po świecie. Jednak jest miejsce, w którym chciałbym pobyć troszkę dłużej... - dzieciak spojrzał na mnie smutno.

- Szkoda... - westchnął.

- Ej, nie łam się, przed nami jeszcze nawet cztery miesiące zimy, zdążymy się spotkać niejednokrotnie - pocieszyłem go. - Idź się bawić z przyjaciółmi i nie martw się, jeszcze zdążymy powalczyć na śnieżki. - jeszcze raz potarmosiłem Jamiemu włosy i wyleciałem przez okno.

- Pa, Jack! - krzyknął za mną. Jeszcze raz obdarowałem go uśmiechem i ruszyłem w dalszą drogę. Wiele dziś podróżowałem, nie da się ukryć. Lecąc przez miasta, pozostawiałem za sobą jedynie śnieg, lód i mróz, przed którym wszyscy kryli swoje twarze pod czapkami i szalikami. Widok ludzi goniących za swoimi papierami, które porwał im mój wiatr, niezwykle mnie bawił - niezmiennie od trzystu lat. Tacy zabiegani, twardo stąpający po ziemi... bez wyobraźni. To coś zrażało mnie do dorosłych. Dla nich wiara w takie istoty jak Strażnicy była głupotą. Pytanie: dlaczego? Zakończyłem swą podróż w mieście Wiktorii. Tutaj już od dawna była noc, więc postanowiłem nie przeszkadzać dziewczynie. Usiadłem więc na jednym z drzew i zacząłem spokojnie przyglądać się Księżycowi. Westchnąłem cichutko.

- Ty coś wiesz, prawda?


*Synestetyk - osoba, która widzi kolory we wszystkim co usłyszy.



Strażnicy Marzeń IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz